Elisabeth otworzyła po drugim dzwonku. Uśmiechnęła się szeroko. Agnes popatrzyła na nią z największą pogardą. Zaraz zetrze jej z twarzy ten uśmiech.
– O, Agnes! Jak to miło, że mnie odwiedziłaś.
Wyglądało na to, że naprawdę się cieszy, choć jest nieco zdziwiona. Wprawdzie Agnes bywała u nich, ale wyłącznie na przyjęciach i przy innych wyjątkowych okazjach. Nigdy nie wpadała niezapowiedziana.
– Zapraszam – powiedziała Elisabeth. – Wybacz ten bałagan. Posprzątałabym, gdybym wiedziała, że przyjdziesz.
Agnes weszła do hallu, rozglądając się za owym bałaganem. Wydało jej się, że wszystko jak zwykle leży na swoim miejscu, co tylko potwierdziło jej wyobrażenie o Elisabeth: wspaniała gospodyni domowa, a więc ktoś godny politowania.
– Usiądź, proszę, zrobię kawę – powiedziała Elisabeth i poszła do kuchni, zanim Agnes zdążyła ją zatrzymać.
Nie zamierzała pić kawy z żoną Pera-Erika, chciała załatwić sprawę jak najszybciej. Niechętnie zdjęła futro i usiadła na kanapie. Elisabeth wróciła bardzo szybko, z tacą w rękach. Na ciemnym, wypolerowanym do połysku stoliku rozstawiła filiżanki z kawą i talerzyki z pokrojoną babką.
Usiadła w fotelu, obok kanapy, na której siedziała Agnes.
– Proszę, poczęstuj się ciastem. Właśnie upiekłam.
Agnes z niesmakiem spojrzała na maślane ciasto.
– Dziękuję, wystarczy kawa – i sięgnęła po porcelanową filiżankę. Wypiła łyk. Mocna i aromatyczna.
– Masz figurę, o którą warto dbać – roześmiała się Elisabeth i sięgnęła po kawałek ciasta. – Ja przegrałam tę walkę, kiedy urodziły się dzieci. – Skinęła głową w kierunku fotografii trojga dzieci, dziś dorosłych i samodzielnych. Agnes przez chwilę zastanawiała się, jak zareagują na rozwód rodziców i pojawienie się macochy, ale była przekonana, że z czasem staną po jej stronie. Zwłaszcza gdy zobaczą, że może dać ich ojcu znacznie więcej niż matka.
Patrzyła, jak Elisabeth pochłania kawałek ciasta i sięga po następny. Niepohamowane obżarstwo przypominało jej córkę. Musiała się powstrzymać, żeby nie wyrwać ciasta z ręki Elisabeth, tak jak zwykle wyrywała je Mary. Uśmiechnęła się porozumiewawczo i powiedziała:
– Pewnie się dziwisz, że zjawiłam się bez uprzedzenia, ale niestety mam dla ciebie przykrą wiadomość.
– Przykrą? O co chodzi? – spytała Elisabeth szczególnym tonem. Agnes powinna zauważyć to ostrzeżenie. Ale była na to głucha, bez reszty skoncentrowana na tym, co zamierzała.
– Widzisz, to jest tak – powiedziała, odstawiając filiżankę – że od pewnego czasu Per-Erik i ja… jesteśmy sobie bardzo bliscy. Prawdę mówiąc, od dość dawna.
– I teraz chcecie razem iść przez życie – uzupełniła Elisabeth, a Agnes poczuła wielką ulgę. Wszystko idzie znacznie łatwiej, niż się spodziewała. Spojrzała na Elisabeth i uprzytomniła sobie, że dzieje się coś dziwnego. Żona Pera-Erika patrzyła na nią z szyderczym uśmieszkiem, spojrzenie miała chłodne i jasne. Agnes nigdy dotąd jej takiej nie widziała.
– Domyślam się, że to dla ciebie szok… – powiedziała niepewnie, ale nagle straciła wiarę, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
– Moja droga, o waszym romansiku wiedziałam właściwie od początku. Zawarliśmy z Perem-Erikiem porozumienie, które działa bardzo dobrze. Chyba nie myślałaś, że jesteś pierwsza albo ostatnia? – W głosie Elisabeth pobrzmiewał złośliwy ton, za który Agnes miała ochotę ją spoliczkować.
– Nie wiem, o czym mówisz – odezwała się coraz bardziej zgnębiona Agnes. Poczuła, jak ziemia osuwa jej się spod nóg.
– Musiałaś chyba zauważyć, że jego zapał zaczął stygnąć. Już nie dzwoni tak często jak dawniej. To ty telefonujesz, ale nie możesz go zastać, a gdy się spotykacie, jest rozkojarzony. Po czterdziestu latach małżeństwa znam swojego męża i wiem, jak się zachowuje w takiej sytuacji. Tak się składa, że wiem również, że nowym obiektem jego namiętnych westchnień jest pewna trzydziestoletnia brunetka, sekretarka z jego firmy.
– Kłamiesz – powiedziała Agnes. Nabrzmiałą twarz Elisabeth widziała jak przez mgłę.
– Nie chcesz, to nie wierz. Sama możesz go o to zapytać. Myślę, że powinnaś już iść.
Elisabeth podniosła się, wyszła do przedpokoju i ostentacyjnie pomogła Agnes założyć futro. Agnes bezwolnie ruszyła za nią. Wciąż nie mogła się otrząsnąć po tym, co usłyszała. Chwilę stała na schodkach przed domem, wystawiając się na wiatr. Była coraz bardziej wściekła. Powinna się była domyślić. Powinna wiedzieć, że nie można ufać mężczyźnie. Teraz spotyka ją kara – kolejna zdrada.
Czując się tak, jakby brnęła przez wodę, poszła do stojącego kawałek dalej samochodu. Usiadła za kierownicą i znieruchomiała. Przez głowę przelatywały jej różne myśli. Jak mrówki drążyły coraz głębsze korytarze zapiekłej nienawiści. Z mroków niepamięci wyszło na wierzch wszystko, co w nich schowała. Zaciśnięte na kierownicy dłonie zbielały. Oparła głowę na zagłówku i zamknęła oczy. Pod powiekami zobaczyła koszmarne lata w baraku kamieniarzy. Czuła zapach gnoju i potu wracających z pracy mężczyzn. Przypomniała sobie, jak straszliwie bolesny był poród, jak na przemian traciła i odzyskiwała przytomność, i zapach dymu, gdy paliły się domy we Fjällbace, i bryzę, kiedy płynęła do Nowego Jorku, gwar i odgłos odkorkowywanych butelek szampana, jęki rozkoszy bezimiennych mężczyzn, z którymi sypiała, płacz małej Mary zagubionej na nabrzeżu, Åkego, który oddychał coraz wolniej, a potem w ogóle przestał, i wreszcie głos Pera-Erika składającego kolejną obietnicę, której nie zamierzał dotrzymać. Obrazy przesuwały się pod jej zamkniętymi powiekami, nie tłumiąc wściekłości. Narastała jednym wielkim crescendo. Zrobiła wszystko, żeby zapewnić sobie życie, na jakie zasługiwała, odtworzyć to, do czego się urodziła i co jej odebrano. Ale życie, czy, jak kto chce, los, stale podstawiało jej nogę. Wszyscy byli przeciwko niej, ze wszystkich sił starali się odebrać jej to, co jej się należało: ojciec, Anders, amerykańscy zalotnicy, Åke, a teraz jeszcze Per-Erik. Długi szereg mężczyzn. Każdy z nich najpierw ją wykorzystał, a potem zdradził. Z nadejściem zmierzchu wszystkie rzeczywiste i rzekome zniewagi zbiegły się w głowie Agnes w jeden palący punkt. Spokojnie wpatrywała się w podjazd przed domem Pera-Erika. Kiedyś, dawno temu, była tak samo spokojna, bo miała pewność, że zostało jej tylko jedno wyjście.
Agnes siedziała w samochodzie trzy godziny, bez ruchu, nieświadoma upływu czasu. Wreszcie ciemność przecięły światła jego samochodu, Czas nie miał już żadnego znaczenia. Wszystkie zmysły skupiła na tym, co zamierzała. Nie miała cienia wątpliwości, Wszelka logika i świadomość konsekwencji podporządkowały się instynktowi i potrzebie działania.
Mrużąc oczy, obserwowała, jak Per-Erik parkuje, bierze teczkę, leżącą jak zwykle na miejscu pasażera, i wysiada. Kiedy zamykał drzwi, włączyła silnik i wrzuciła bieg. Potem wszystko stało się bardzo szybko. Wcisnęła gaz i samochód szybko ruszył naprzód. Skróciła sobie drogę, jadąc przez trawnik. Per-Erik zorientował się dopiero, gdy maska samochodu Agnes zbliżyła się na parę metrów. Odwrócił się, ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. Potem samochód Agnes uderzył w niego na wysokości przepony, przygważdżając go do jego własnego. Przyglądała się, jak leży na masce jej samochodu z wyciągniętymi przed siebie rękami. Powieki mu drgały, a po chwili zamknęły się.