– Jak wam idzie?
W drzwiach stanął Martin. Patrik odwrócił się do niego.
– Przekopaliśmy się przez pół parteru. Na razie nic. A co u was?
– Trumna jest już w drodze. Nawiasem mówiąc, bardzo surrealistyczne przeżycie.
– Prędzej czy później na pewno ci się przyśni. Ja miałem niejeden taki koszmarny sen. Ręce szkieletu przebijające wieko trumny i takie tam.
– Daj spokój – skrzywił się Martin. – Na razie nic nie znaleźliście? – spytał, a właściwie stwierdził, głównie po to, żeby odegnać wizję Patrika.
– Nic – Patrik był wyraźnie zgnębiony. – Ale musi tu być. Po prostu czuję, że tu jest.
– Wiesz co, zawsze byłem zdania, że masz jakieś kobiece cechy. To pewnie kobieca intuicja – powiedział z uśmiechem Martin.
– Lepiej zrób coś pożytecznego, zamiast tu sterczeć i stroić sobie żarty z mojej męskości.
Martin poszedł poszukać jakiegoś kąta, którym mógłby się zająć.
Patrik uśmiechnął się, ale nagle wyobraził sobie malutką Maję w rękach mordercy. Od gniewu aż pociemniało mu w oczach.
Minęły kolejne dwie godziny. Patrik był coraz bardziej przygnębiony. Przeszukanie parteru, sutereny i piwnicy nic nie dało. Mogli tylko stwierdzić, że Lilian sprząta bardzo dokładnie. Wprawdzie znaleźli w piwnicy całe mnóstwo różnych pojemników, ale trzeba będzie je wysłać do analizy do laboratorium. Patrikowi przyszło do głowy, że może się myli. Ale przypomniał sobie nagranie, które wczoraj oglądał raz za razem, i pomyślał, że to musi być to. Na pewno się nie myli. To niemożliwe. To musi gdzieś tu być. Pytanie tylko gdzie.
– Idziemy na górę? – spytał Martin, wskazując schody.
– Tak. Nie wydaje mi się, żebyśmy na dole coś przeoczyli. Przejrzeliśmy wszystko milimetr po milimetrze.
Razem weszli po schodach. Niclas wyszedł na spacer z Albinem, nikt im nie będzie przeszkadzał.
– Zacznę od sypialni Lilian – powiedział Patrik.
Wszedł do pierwszego pokoju na prawo od schodów i rozejrzał się. Sypialnia Lilian była wysprzątana równie sumiennie jak reszta domu. Łóżko było zasłane tak gładko, że przeszłoby inspekcję w koszarach. Pokój był bardzo kobiecy. Stig chyba nie czuł się tu zbyt dobrze. I w końcu przeniósł się do innego pokoju. Zasłony i narzutę zdobiły falbanki, na stoliku nocnym i komodzie leżały koronkowe serwetki. Stały na nich porcelanowe figurki. Natomiast na ścianach wisiało mnóstwo aniołków. Prawie wszystko było różowe. I tak słodkie, że Patrikowi zebrało się na mdłości. Jak w domku dla lalek. Pięciolatka, gdyby jej dać wolną rękę, właśnie tak umeblowałaby sypialnię mamy.
W drzwiach stanął Martin.
– Fuj. Wygląda, jakby flaming się wyrzygał.
– No, w magazynie „Piękne Mieszkania” na pewno nie zamieściliby zdjęcia tego pokoju.
– A jeśli już, to z podpisem: przed totalną renowacją – zauważył Martin. – Może ci pomóc? Sporo tu do przejrzenia.
– Żebyś wiedział. Nie chciałbym tu siedzieć ani minuty dłużej niż to konieczne.
Zaczęli od przeciwnych końców. Patrik usiadł na podłodze, żeby przejrzeć zawartość szafki nocnej. Martin zajął się zajmującymi całą ścianę szafami.
Nie odzywali się do siebie. Martin sięgnął po pudełka po butach stojące na najwyższej półce jednej z szaf i nagle strzeliło mu w krzyżu. Ostrożnie postawił pudełka na łóżku, na chwilę się wyprostował i zaczął masować plecy. Nadal odczuwał skutki przeprowadzki. Przyszło mu nawet do głowy, żeby się wybrać do kręgarza.
– Co tam znalazłeś? – spytał Patrik, zerkając na niego z podłogi.
– Kilka pudełek po butach. – Zdjął pokrywkę z pierwszego, przejrzał zawartość, włożył z powrotem i zamknął. – Same stare zdjęcia. – Zdjął przykrywkę z kolejnego kartonu i wyjął z niego stare niebieskie drewniane pudełko. Wieczko trochę się zacięło, musiał użyć siły, żeby je podważyć. Patrik usłyszał, jak Martin bierze głęboki oddech, i podniósł głowę.
– Bingo.
Patrik uśmiechnął się.
– Bingo – powiedział z triumfem.
Charlotte dłuższą chwilę krążyła wokół automatu ze słodyczami. W końcu skapitulowała. Kiedy ma sobie pozwolić na kawałek czekolady, jeśli nie w takiej chwili? Wrzuciła kilka monet, nacisnęła guzik i wyjęła snickersa. Dużego snickersa.
Przez chwilę rozważała, czy nie zjeść od razu całego, ale wiedziała, że jeśli zje go zbyt szybko, zrobi jej się niedobrze. Z silnym postanowieniem wróciła do poczekalni, do Lilian. Zgodnie z przewidywaniami matka od razu zobaczyła batona w jej ręku i obrzuciła ją oskarżycielskim spojrzeniem.
– Wiesz, ile to ma kalorii? Nie powinnaś tyć, tylko schudnąć, a toto od razu wejdzie ci w biodra. Dopiero co udało ci się zrzucić kilka kilogramów.
Charlotte westchnęła. Całe życie ta sama śpiewka. W domu nigdy nie było żadnych słodyczy. Sobie matka też nie pozwalała na nic słodkiego, zresztą nie miała nawet grama nadwagi. Tym bardziej kusiły Charlotte. Jadła je w tajemnicy. Podbierała rodzicom drobne z kieszeni, a potem w kiosku Centrum kupowała kulki czekoladowe i cukierki na sztuki. Zjadała je z największą przyjemnością, zanim wróciła do domu. Już jako nastolatka miała nadwagę. Lilian była na nią zła. Czasem kazała jej się rozbierać, stawać przed lustrem i szczypała wałek tłuszczu na jej brzuchu.
– No popatrz. Wyglądasz jak tłuste prosię! Naprawdę chcesz tak wyglądać? Jak prosię?
W takich chwilach Charlotte nienawidziła matki. Robiła to tylko wtedy, gdy ojca nie było w domu. On nigdy by na to nie pozwolił. Przy nim czuła się bezpieczna. Kiedy umarł, była już dorosła, ale po jego śmierci czuła się bezradna jak dziecko.
Spojrzała na siedzącą naprzeciwko matkę. Jak zwykle zadbana, w odróżnieniu od niej. Nie wzięła z domu nic na zmianę. Co innego matka: zdążyła wziąć walizeczkę i rano nie tylko się przebrała, ale nawet umalowała.
Charlotte przekornie pochłonęła baton aż do ostatniego okruszka, nie zwracając uwagi na pełne dezaprobaty spojrzenia matki. Czy to nie dziwne, że gdy Stig walczy o życie, chce jej się przejmować nawykami Charlotte? Nie mogła się nadziwić. A może, zważywszy, jaka była babcia, nie ma w tym nic dziwnego.
– Dlaczego nie wpuszczają nas do Stiga? – spytała Lilian. Była wyraźnie niezadowolona. – Naprawdę tego nie rozumiem. Jak można nie wpuścić najbliższych?
– Na pewno mają swoje powody – uspokoiła ją Charlotte. Na chwilę stanął jej przed oczami dziwny wyraz twarzy lekarza. – Pewnie byśmy im tylko zawadzały.
Lilian prychnęła, wstała i zaczęła demonstracyjnie przechadzać się tam i z powrotem.
Charlotte westchnęła. Chciała jej okazać, jak bardzo jej współczuje, jak poprzedniego wieczoru, ale matka zdecydowanie to utrudniała. Sięgnęła do torebki po telefon. Zastanawiała się, czy jest włączony. Dziwiła się, że Niclas nie dzwoni. Wyświetlacz był czarny, aparat się rozładował. Cholera. Wstała, żeby pójść do automatu na korytarzu, i natknęła się na dwóch znajomych mężczyzn. Ze zdziwieniem stwierdziła, że to Patrik Hedström i jego rudy kolega. Ponuro patrzyli za jej plecy, w stronę poczekalni.
– Cześć, co wy tu robicie? – zapytała. Nagle ją olśniło: – Znaleźliście coś? Chodzi o Sarę? Doszliście do czegoś, prawda? O co chodzi? Co… – Wpatrywała się w nich w napięciu. Bała się. Wodziła wzrokiem od jednego do drugiego, ale nie odpowiadali.
W końcu Patrik powiedział:
– W sprawie Sary nie mamy do powiedzenia nic konkretnego.
– To co tu… – nie skończyła.
Po chwili Patrik powiedział:
– Przyjechaliśmy porozmawiać z twoją matką.