Выбрать главу

Charlotte zaniemówiła i pozwoliła im przejść.

Raczej czuła, niż widziała, że ludzie siedzący w poczekalni z ciekawością przyglądają się temu, co się dzieje. Policjanci podeszli do Lilian i stanęli przed nią w rozkroku. Skrzyżowała ręce na piersi i spoglądała na nich spod uniesionych brwi.

– Pani pozwoli z nami.

– Nie mogę, musicie to zrozumieć – odpowiedziała wojowniczo. – Mój mąż jest bliski śmierci i nie mogę go opuścić. – Tupnęła, żeby podkreślić, że nie zamierza nigdzie się ruszać, ale najwyraźniej na policjantach nie zrobiło to wrażenia.

– Mąż przeżyje, a pani niestety nie ma wyboru. Proszę po raz ostatni – powiedział Patrik.

Charlotte nie wierzyła własnym uszom. To jakieś nieporozumienie. Gdyby tu był Niclas, na pewno udałoby mu się wszystkich uspokoić i wyjaśnić, o co chodzi.

Sytuacja była tak absurdalna, że nie umiała się w niej odnaleźć.

– O co chodzi? – syknęła Lilian. Potem głośno dodała to samo, o czym pomyślała Charlotte: – To na pewno jakieś nieporozumienie.

– Przed południem ekshumowaliśmy zwłoki pani pierwszego męża. Lekarze sądowi pobierają próbki jego szczątków, trwają również badania próbek pobranych od pana Florina. Poza tym jeszcze raz przeszukaliśmy pani dom i… – Patrik obejrzał się na Charlotte, a potem znów spojrzał na Lilian – znaleźliśmy coś. Jeśli pani sobie życzy, możemy o tym porozmawiać w obecności córki, chyba że woli pani, żeby się to odbyło w komisariacie. – Patrik mówił bez emocji. W oczach miał chłód, o jaki nigdy by go nie podejrzewała.

Na krótką chwilę spojrzenia matki i córki spotkały się. Charlotte nic nie rozumiała. Zobaczyła błysk w oczach matki i poczuła się jeszcze bardziej zagubiona. Po krzyżu przebiegł jej zimny dreszcz. Dzieje się coś złego.

– Przecież tata miał zespół Guillaina-Barrégo. To choroba neurologiczna – wyjaśniła i spojrzała pytająco na Patrika.

Patrik nie odpowiedział. Wkrótce dowie się więcej, niżby chciała.

Lilian odwróciła wzrok. Najwyraźniej podjęła decyzję i spokojnie powiedziała:

– Pojadę z wami.

Charlotte bezradnie stała w miejscu. Nie mogła się zdecydować: jechać czy zostać. Została i patrzyła, jak znikają w korytarzu.

34

Więzienie dla kobiet Hinseberg 1962

Wtedy odwiedziła Agnes po raz pierwszy i ostatni. Więcej nie zamierzała do niej przychodzić. W myślach już nie nazywała jej mamą, lecz Agnes.

Skończyła właśnie osiemnaście lat i nie oglądając się za siebie, wyprowadziła się od ostatniej rodziny zastępczej. Nie tęskniła za tymi ludźmi, a oni także nie tęsknili za nią.

Agnes często do niej pisała. Listy były grube i pachniały jak ona. Ani jednego nie otworzyła. Ale też nie wyrzuciła ich. Leżały w kuferku w oczekiwaniu na dzień, gdy zechce je przeczytać.

Pierwszą rzeczą, o którą spytała Agnes, były listy.

Darling, przeczytałaś moje listy?

Mary patrzyła na nią i nie odpowiadała. Nie widziały się cztery lata. Najpierw musi na nią popatrzeć i przypomnieć sobie, jak wygląda.

Zdziwiła się, jak niewiele pobyt w więzieniu zmienił Agnes. Wprawdzie nie miała wpływu na to, jak jest ubrana, musiała zapomnieć o eleganckich garsonkach i sukniach, ale dbała o siebie tak samo jak kiedyś. Modnie ułożyła i utapirowała włosy, kreska narysowana eye-line-rem była równie modnie gruba i lekko wygięta do góry, a paznokcie tak samo długie, jak zapamiętała. Bębniła nimi niecierpliwie, czekając na odpowiedź.

Odpowiedziała dopiero po dłuższej chwili.

– Nie, nie przeczytałam. I nie mów do mnie darling – powiedziała, z zaciekawieniem czekając, co powie. Już się nie bała tej kobiety. W miarę jak rosła w niej nienawiść, potwór pożerał strach. Tak wielka nienawiść nie mogła zostawić miejsca na strach.

Agnes nie przepuściła okazji do odegrania dramatycznej sceny.

– Nie czytałaś? – wykrzyknęła. – Ty sobie żyjesz na wolności, bawisz się i robisz Bóg wie co, a ja siedzę w zamknięciu i moją jedyną radością jest świadomość, że ukochana córka czyta listy, nad którymi ślęczałam tyle godzin. Przez cztery lata nie odpisałaś ani słowa, nie zadzwoniłaś! – zaszlochała Agnes, ale z jej oczu nie popłynęła ani jedna łza. Zepsułaby sobie makijaż.

– Dlaczego to zrobiłaś? – spytała Mary cicho.

Agnes natychmiast przestała szlochać. Spokojnie sięgnęła po papierosa i zapaliła. Zaciągnąwszy się parę razy, odpowiedziała z tym samym zatrważającym spokojem:

– Bo mnie oszukał. Myślał, że może mnie, ot tak, porzucić.

– Nie mogłaś mu pozwolić odejść? – Mary nachyliła się, żeby nie uronić ani jednego słowa. Tyle razy zadawała sobie te pytania i nie chciała, żeby jej coś umknęło.

– Żaden mężczyzna nie będzie mnie porzucał – powiedziała Agnes. – Zrobiłam to, bo musiałam. – Spojrzała na Mary zimno. – Coś o tym wiesz, prawda?

Mary odwróciła wzrok. Potwór poruszył się niespokojnie. Nagle powiedziała:

– Chcę, żebyś przepisała na mnie dom we Fjällbace. Zamierzam tam zamieszkać. – Widziała, że Agnes nie zamierza się zgodzić, więc dodała pospiesznie: – Jeśli chcesz w przyszłości mieć ze mną cokolwiek wspólnego, zrób, jak powiedziałam. Obiecuję, że jeśli przepiszesz na mnie dom, przeczytam listy i będę do ciebie pisać.

Agnes zawahała się. Mary ciągnęła dalej:

– Tylko ja ci zostałam. Może to niewiele, ale nikogo innego nie masz.

Agnes zastanawiała się nieznośnie długą chwilę. Rozważała, co będzie dla niej najkorzystniejsze. W końcu zdecydowała się.

– Niech tak będzie. Nie rozumiem, co będziesz robić w tej dziurze, ale skoro chcesz… – Wzruszyła ramionami.

Mary bardzo się ucieszyła. W ciągu ostatniego roku wszystko zaplanowała. Zacznie od nowa. Stanie się zupełnie inną osobą. Odetnie się od przeszłości, która ją okrywa jak stary, zatęchły koc. Złożyła już wniosek o zmianę imienia. Krokiem numer dwa miał być dom we Fjällbace. Postanowiła również, że będzie inaczej wyglądać. Od miesiąca nie włożyła do ust ani jednej zbędnej kalorii. Codzienny godzinny spacer też zrobił swoje. Wszystko będzie inaczej. Wszystko będzie po nowemu. Gdy wychodziła z pokoju odwiedzin, usłyszała, jak Agnes mówi ze zdziwieniem:

– Co to, schudłaś?

Nie odwróciła się, nie odpowiedziała. Zmierzała ku przyszłości. Będzie kimś zupełnie innym.

Następnego dnia wiatr ucichł. Jesienna aura pokazała się od najlepszej strony. Lekka bryza poruszała liśćmi. Tymi, które przetrwały wichurę. Czerwieniły się i złociły w słońcu, które wprawdzie nie grzało, ale poprawiało nastrój, a co najważniejsze, wypierało wilgotny, przenikający aż do szpiku kości chłód.

Patrik był w pracy. Przysiadł w kuchni i westchnął ciężko. Lilian uparcie odmawiała złożenia zeznań, chociaż przedstawili jej dowody. Wystarczająco mocne, żeby mogli wystąpić o przedłużenie aresztu. Na razie jeszcze mają czas, żeby nad nią popracować.

– Jak wam idzie? – spytała Annika. Przyszła nalać sobie kawy.

– Kiepsko – odpowiedział Patrik. – Jest twarda jak kamień. Nie powiedziała ani słowa.

– A musi się przyznać? Przecież macie niezbite dowody.

– Zgadza się – powiedział Patrik. – Brakuje tylko motywu. Mógłbym sobie wyobrazić niejeden powód, żeby zabić jednego męża i próbować zabić następnego, ale Sarę?

– A skąd wiedziałeś, że to ona zamordowała Sarę?

– Nie wiedziałem – odparł Patrik. – Ale coś mi podpowiadało, że w sprawie zniknięcia Sary tamtego ranka ktoś kłamał i że tym kimś była Lilian. – Włączył stojący na stole magnetofon. Usłyszeli głos Morgana: „Ja tego nie zrobiłem. Nie chcę przez resztę życia siedzieć w więzieniu. Ja jej nie zabiłem. Nie wiem, jak ta kurtka się u mnie znalazła. Miała ją na sobie, gdy wchodziła do domu. Proszę, nie zostawiaj mnie tutaj”.