Выбрать главу

– Może paliwo w Nowym Jorku jest dla nich zbyt drogie… – mruknął Dellray.

Rhyme wzruszył ramionami – był to jeden z niewielu lekceważących gestów, na jakie pozwalało mu jego ciało.

– Jest coś więcej – podjął. – W manifeście statku napisano, że „Fuzhou Dragon” transportuje maszyny przemysłowe do Ameryki. Jego zanurzenie przy wyjściu z portu wynosiło trzy metry, podczas gdy w pełni obciążony statek tej wielkości powinien mieć co najmniej sie dem i pół metra zanurzenia. To znaczy, że był pusty. Nie licząc Ducha i imigrantów. Aha, powiedziałem, że jest ich od dwudziestu do trzydziestu, ponieważ „Fuzhou Dragon” wziął zapasy świeżej wody i jedzenia dla takiej liczby osób.

– Niech mnie kule – zaklął z podziwem Harold Peabody.

Tego samego dnia satelity szpiegowskie wykryły „Fuzhou Dragona” mniej więcej dwieście osiemdziesiąt mil od wybrzeża, dokładnie tak jak to przewidywał Rhyme. Obecnie, we wtorek tuż przed świtem, chiński statek znajdował się na wodach terytorialnych Stanów Zjednoczonych i ścigał go kuter straży przybrzeżnej „Evan Brigant” z dwudziestopięcioosobową załogą, dwoma sprzężonymi karabinami maszynowymi kalibru pięćdziesiąt oraz osiemdziesięciomilimetrowym działem na pokładzie. Według planu, statek miał zostać opanowany i doprowadzony do Port Jefferson na Long Island, a imigranci przewiezieni do aresztu federalnego, by czekać na deportację względnie starać się o azyl.

Rozległ się sygnał radiowy z kutra, który zbliżał się do „Fuzhou Dragona”. Thom przełączył telefon na tryb głośno mówiący.

– Agent Dellray? Tu kapitan Ransom z „Evan Brigant”.

– Słyszę pana dobrze, kapitanie.

– Chyba nas zauważyli. Potrzebujemy wskazówek w kwestii ataku. Boimy się, że mogą być ofiary w ludziach. Odbiór.

– Chodzi panu o kogo? – zapytał lekceważącym tonem Coe. – O bezpaństwowców?

– Zgadza się. Naszym zdaniem powinniśmy po prostu zmusić statek do zmiany kursu i poczekać, aż Duch sam się podda. Odbiór.

Dellray ścisnął palcami papierosa, którego trzymał za uchem na pamiątkę czasów, gdy był w szponach nałogu.

– Nie udzielam zgody – powiedział. – Trzymajcie się pierwotnego planu. Zatrzymajcie statek, wejdźcie na pokład i aresztujcie Ducha. Zezwalam na użycie broni palnej. Zrozumiano?

– Tak jest. Bez odbioru.

Telefon umilkł i Thom wyłączył tryb głośno mówiący. Zapadła cisza. W pokoju wyczuwało się coraz większe napięcie.

Chwilę później zadzwonił prywatny telefon Rhyme'a. Thom odebrał go w rogu pokoju. Przez chwilę słuchał rozmówcy, po czym podniósł wzrok.

– To doktor Weaver, Lincolnie. W sprawie zabiegu. Powiem jej, że oddzwonisz później – dodał, spoglądając na spiętych funkcjonariuszy.

– Nie – odparł stanowczo Rhyme. – Odbiorę teraz.

ROZDZIAŁ DRUGI

Wiatr był coraz silniejszy i fale wznosiły się wysoko ponad burtami nieustraszonego „Fuzhou Dragona”. Duch omiótł uważnie wzrokiem rufę statku, lecz nie mógł nigdzie dostrzec swojego bangshou. Odwróciwszy się w stronę dziobu, zmrużył oczy przed wiatrem, ale lądu też nie było widać – wyłącznie rozkołysane góry czarnej wody.

Wdrapał się na mostek i zastukał w szybkę drzwi. Kapitan Sen Zi-jun zobaczył go, naciągnął na głowę włóczkową czapkę i posłusznie wyszedł na deszcz.

– Wkrótce będzie tu straż przybrzeżna – zawołał Duch, przekrzykując szum wiatru. – Zostaw tych ludzi na mostku, a sam z resztą załogi zejdź na dół i ukryj się wśród prosiaków.

– Ale dlaczego?

– Ponieważ jesteś porządnym człowiekiem – wyjaśnił Duch. – Zbyt porządnym, żeby kłamać. Udam, że to ja jestem kapitanem. Potrafię spojrzeć człowiekowi w oczy i sprawić, że uwierzy w to, co mówię. Ty tego nie potrafisz.

– To mój statek.

– Nie – odpalił Duch. – W trakcie tego rejsu „Fuzhou Dragon” należy do mnie. Płacę ci jednokolorową walutą. – Amerykańskie dolary były o wiele więcej warte od chińskich juanów.

Duch wskazał głową marynarzy na mostku.

– Powiedz im, żeby wykonywali moje rozkazy – zażądał.

Kiedy Sen zawahał się, posłał mu spokojne, lecz mrożące krew w żyłach spojrzenie, które przejmowało grozą każdego, kto kiedykolwiek popatrzył w te oczy. Sen opuścił wzrok i wrócił na mostek, aby wydać stosowne polecenia.

Dziesięciu piekielnych sędziów…

Mężczyzna leżący na rufie „Fuzhou Dragona”, podpełzł do burty, wystawił głowę na zewnątrz i znowu zaczął rzygać. Leżał przy tratwie ratunkowej przez całą noc, od chwili kiedy czując, jak wzmaga się sztorm, uciekł z cuchnącej ładowni, żeby oczyścić ciało i przywrócić mu harmonię starganą przez rozkołysane morze. Jeszcze nigdy w życiu nie był tak zziębnięty i sponiewierany. Wyobrażał sobie, że morze jest oszalałym smokiem, i miał ochotę wyciągnąć z kieszeni ciężki pistolet i zastrzelić tę dziką bestię.

Nazywał się Sonny Li, chociaż zaraz po urodzeniu otrzymał imię Kangmei, czyli „Powstrzymaj Amerykę”. Dzieci, które urodziły się pod panowaniem Mao, często nosiły takie poprawne politycznie imiona. Podobnie jednak jak wielu innych młodych ludzi z nadmorskich prowincji Chin – Fujian i Guangdong – miał również zachodnie imię, które nadali mu koledzy z jego paczki: Sonny, na cześć niebezpiecznego, porywczego syna Don Corleone z filmu „Ojciec chrzestny”.

O piekielni sędziowie…

W tej chwili Li był gotów na to, by porwały go piekielne stwory. Przyznał się do wszystkich złych uczynków, jakie popełnił w swoim życiu.

Obejrzał się i wydawało mu się, że zobaczył Ducha, ale zaraz potem jego żołądkiem targnął kolejny skurcz i musiał odwrócić się z powrotem w stronę relingu. Zapomniał o wszystkim prócz dziesięciu piekielnych sędziów, którzy zacierając ręce z uciechy, zachęcali demony, by dźgały go w brzuch swoimi włóczniami. Znowu zaczął wymiotować.

Rozwiane przez wiatr rude włosy opartej o samochód wysokiej kobiety ostro kontrastowały z żółtą karoserią starego sportowego kabrioletu chevy camaro i z czarnym nylonowym pasem, w którym tkwił jej pistolet.

Ubrana w dżinsy oraz wiatrówkę z kapturem i napisem: EKIPA DOCHODZENIOWA NYPD na plecach, Amelia Sachs zerknęła na wzburzone wody oceanu w pobliżu Port Jefferson na północnym wybrzeżu Long Island, następnie zaś rozejrzała się dookoła. Urząd do spraw Imigracji i Naturalizacji, FBI, policja hrabstwa Suffolk oraz jej własna firma otoczyły kordonem parking, na którym w normalny sierpniowy dzień roiłoby się od rodzin i młodzieży przybyłych, by złapać trochę słońca. Tropikalny sztorm przepłoszył jednak urlopowiczów.

W pobliżu stały dwa autobusy, które urząd imigracyjny wypożyczył z zarządu więziennictwa, a także pół tuzina ambulansów i cztery mikrobusy z siłami taktycznymi. Zawijający do portu „Fuzhou Dragon” miał być teoretycznie pod kontrolą załogi kutra pościgowego „Evan Brigant”, a Duch i jego pomocnik aresztowani.

Sachs usłyszała, jak dzwoni jej komórka, i usiadła na wąskim fotelu chevroleta, żeby odebrać. Dzwonił Rhyme.

– Chyba zwietrzyli pismo nosem, Sachs – powiedział. – „Fuzhou Dragon” skręcił w stronę lądu. Kuter dotrze tam, zanim dopłyną do brzegu, ale wydaje nam się, że Duch szykuje się do walki.

– Dzwoniła do ciebie? – zapytała Sachs, kiedy Rhyme na moment przerwał.

Chwila milczenia.

– Owszem – odparł w końcu. – Dziesięć minut temu. W przyszłym tygodniu mają wolny termin w Manhattan Hospital. Zadzwoni jeszcze, żeby podać szczegóły.

Osobą, która dzwoniła do Rhyme'a, była doktor Cheryl Weaver, znana neurochirurg. A wolny termin dotyczył eksperymentalnego zabiegu, któremu Rhyme miał się zamiar poddać w nadziei, że poprawi choć częściowo jego sprawność. Zabiegu, któremu Sachs była przeciwna.