– Więc miejmy to już za sobą.
Pociągnął za kokardę, jakby to była psia obroża. Jej serce waliło jak oszalałe, gdy prowadził ją na górę. Dotykała go przy każdym kroku, chciała się odsunąć, ale jej nie puszczał.
Wchodzili po schodach. Obserwowała go czujnie kątem oka. Zdawała sobie sprawę, że to tylko wyobraźnia, ale wydawał się jej coraz większy i silniejszy. Przesunęła wzrok na jego klatkę piersiową, potem niżej, na biodra, i szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Jeśli wzrok jej nie mylił, był podniecony, choć zachowywał się, jakby było zupełnie inaczej.
– Hej, Różyczko, tutaj jestem.
Potknęła się, gdy prowadził ją do głównej sypialni. Cały czas głowiła się, jakim cudem ktoś tak niedoświadczony jak ona zdołał go podniecić. Zaraz jednak znalazła odpowiedź na to pytanie -jest kobietą, a on mężczyzną o mentalności i umyśle jaskiniowca. Pijany, uznał, że każda kobieta jest dobra. Powinna dziękować losowi, że ciągnie ją do jaskini za kokardę, nie za włosy.
Zapalił światło. Bezlitosna lampa ujawniła wielkie łoże ze stertą poduszek, ale bez kołdry. Na przeciwległej ścianie widniały liczne okna, na szczęście z zamkniętymi okiennicami. Oprócz tego w sypialni stała komódka i krzesło; żadnych zbędnych drobiazgów.
Puścił wstążkę, zamknął za sobą drzwi. Przełknęła ślinę, gdy przekręcał zamek w drzwiach.
– Co robisz?
– Moi kumple mają klucz do mieszkania. Zakładam, że nie życzysz sobie towarzystwa. Oczywiście, jeśli się mylę…
– Nie, nie, nie mylisz się.
– Na pewno? Niektóre RSA specjalizują się w seksie grupowym.
– ARS. Tak, ale one są zaawansowane, a ja dopiero początkująca. Czy mógłbyś zgasić światło?
– A jak będę cię widział, jeśli to zrobię?
– Przecież mamy księżyc. Na pewno zobaczysz tyle, ile trzeba. A w półmroku będzie bardziej tajemniczo.
Nie czekając na jego reakcję rzuciła się do kontaktu. Pokój pogrążył się w półmroku, rozjaśnianym smugami księżyca.
Podszedł do łóżka, odwrócił się do niej tyłem. Obserwowała, jak ściąga koszulkę przez głowę. Mięśnie na plecach napięły się, gdy niedbale rzucał ją w kąt.
– Możesz położyć ciuchy tam, na krześle.
Kolana się pod nią uginały, gdy podchodziła do wskazanego krzesła. Teraz, gdy nadeszła najważniejsza chwila, paraliżował ją strach. Co innego planować wszystko w domowym zaciszu, a co innego naprawdę kochać się z nieznajomym.
– Może wolałbyś najpierw troszkę porozmawiać, żebyśmy mogli się lepiej poznać?
– Straciłem na to ochotę, gdy przekroczyliśmy próg sypialni.
– Rozumiem.
Jego buty uderzyły o podłogę.
– Różyczko?
– Tak?
– Zostaw kokardę.
Żeby zachować równowagę, musiała się przytrzymać oparcia krzesła.
Odwrócił się w jej stronę i jednym ruchem rozpiął rozporek. Światło księżyca, które wyłaniało z mroku nagą klatkę piersiową, kazało jej opuścić wzrok. Był gotów. Czy naprawdę ona to zrobiła?
Zepsuł jej widok, bo przysiadł na krawędzi łóżka, żeby ściągnąć skarpetki. Miał wąskie stopy, o wiele dłuższe niż Craig. Jak na razie wszystko w nim było większe niż u Craiga. Głęboko zaczerpnęła tchu i zsunęła pantofle.
Ubrany tylko w rozpięte dżinsy, ułożył się na plecach, z poduszką pod głową. Odnalazła guzik z boku żakietu. Splótł dłonie za głową i patrzył.
Kiedy dotknęła zapięcia, ogarnęła ją panika. Starała się odzyskać panowanie nad sobą. Nie ma znaczenia, że zobaczy ją nagą. Przecież nie ma żadnych brzydkich znamion, a tak bardzo go potrzebuje. Teraz, gdy już go zobaczyła, nie wyobrażała sobie, by kto inny mógłby być ojcem jej dziecka.
Ale ręka nie słuchała poleceń. Zauważyła, że do końca rozpiął rozporek. Dostrzegła ciemną strzałkę włosów na płaskim brzuchu.
Dalej! – nakazywał mózg. Pokaż mu się! Ale palce nie chciały się ruszać.
Obserwował ją bez słów. W jego wzroku nie było czułości ani delikatności. Nie starał się jej uspokoić.
Za wszelką cenę starała się otrząsnąć z odrętwienia. Przypomniała sobie, że Craig nie lubił gry wstępnej. Powiedział kiedyś, że dla mężczyzny liczy się efekt końcowy. Cal będzie pewnie zadowolony, jeśli od razu przejdzie do rzeczy. Podeszła do łóżka.
– Mam gumki w szufladzie komody, Różyczko. Weź je.
Choć ta prośba komplikowała sytuację, była zadowolona, że wykazuje tyle zdrowego rozsądku. Może nie jest typem naukowca, ale ma sporo ulicznej mądrości; miejmy nadzieję, że dziecko odziedziczy po nim tę cechę.
– Nie ma potrzeby – odparła cicho. – Jestem przygotowana.
Lekko uniosła nogę, podciągnęła spódniczkę, aż biały jedwab odsłonił udo. Sięgnęła pod spód i wyjęła prezerwatywę, ukrytą za podwiązką. W tym momencie z całą wyrazistością uświadomiła sobie, co planuje zrobić. Celowo uszkodziła prezerwatywę. Popełni kradzież.
Fizyka molekularna albo oddala cię od Boga, albo do niego przybliża. W jej przypadku doszło do zbliżenia. W tej chwili wypierała się wszystkiego, w co wierzyła. Zaraz jednak zaczęła szukać usprawiedliwienia. Cal nie potrzebuje tego, po co tu przyszła, więc nie robi mu żadnej krzywdy. On jest tylko narzędziem. To, co zrobi, nie będzie miało dla niego żadnych negatywnych skutków.
Odsunęła na bok obiekcje, rozerwała opakowanie i podała mu prezerwatywę. Wolała nie ryzykować, iż nawet w słabym świetle dostrzeże, że dokonała sabotażu paczuszki.
– No proszę, jaka z ciebie zaradna istotka.
– Bardzo zaradna. – Zaczerpnęła tchu, żeby uspokoić nerwy, Podciągnęła spódniczkę na tyle, że mogła uklęknąć na materacu. Usiadła okrakiem na jego udach, zdecydowana mieć to jak najszybciej za sobą.
Patrzył na nią zjedna ręką za głową, z prezerwatywą w drugiej. Nadal klęcząc, zdobyła się na odwagę i sięgnęła do jego dżinsów. Musnęła palcami twardy brzuch. Zanim się zorientowała, leżała na plecach.
Jęknęła przerażona i spojrzała mu w oczy. Ciężar jego ciała przygważdżał ją do materaca, silne dłonie uniemożliwiały jakikolwiek ruch.
– Co… co ty robisz?
Zacisnął usta w wąską linię.
– Koniec zabawy, moja pani. Kim jesteś, do cholery?
Gorączkowo nabrała tchu. Nie wiedziała, czy to z powodu jego ciężaru, czy ze strachu, w każdym razie miała wrażenie, że jej płuca przestały pracować.
– Nie wiem… nie wiem, o co ci chodzi.
– Chcę poznać prawdę, i to natychmiast. Kim jesteś?
Nie doceniała jego sprytu ulicznika, ale teraz zrozumiała, że nie może ryzykować kolejnej bajeczki. Jedyny ratunek to proste, wiarygodne wyjaśnienie. Pomyślała o Jodie Pulanski i zmusiła się, by patrzeć mu prosto w oczy.
– Jestem fanką.
Patrzył na nią z obrzydzeniem.
– Tak właśnie myślałem. Znudzona laska z towarzystwa, która leci na piłkarzy.
Laska! Uważał ją za laskę! Była tak zdumiona, że przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.
– Nie na wszystkich – wykrztusiła w końcu. – Tylko na ciebie.
Miała nadzieję, że nie zapyta, z jakim numerem gra, bo nie miała zielonego pojęcia. Dowiadywała się tylko rzeczy istotnych: niski cholesterol, doskonały wzrok, żadnych chorób dziedzicznych w rodzinie, tylko liczne urazy ortopedyczne, dla niej bez znaczenia.
– Powinienem cię stąd wyrzucić.
Jakby wbrew tym słowom, nie poruszył się. Czuła, jak bardzo jest podniecony, i wiedziała, dlaczego nie spełni swojej groźby.
– Ale tego nie zrobisz.
Milczał przez długą chwilę. A potem odsunął się i puścił jej ramiona.
– Masz rację. Jestem dość pijany, by zapomnieć, że od lat nie posuwam fanek.