Odsunął się trochę, ściągnął dżinsy. W świetle księżyca wydawał się bardzo męski i bardzo prymitywny. Odwróciła wzrok, gdy zakładał uszkodzoną prezerwatywę. A więc to się stanie teraz.
Zaschło jej w ustach, gdy szukał zapięcia żakietu. Wzdrygnęła się i instynktownie powstrzymała jego dłoń. „ Zacisnął zęby i nie tyle powiedział, co warknął:
– Zdecyduj się, Różyczko, i to szybko.
– Chciałabym… zostać w ubraniu. – Nie czekała na odpowiedź, ujęła jego dłoń i wsunęła pod spódnicę, Jeśli od tej chwili sam nie zacznie sobie radzić, przepadła z kretesem.
Niepotrzebnie się martwiła.
– Zaskakujesz mnie, Różyczko. – Przesunął dłoń wzdłuż jej nogi, minął podwiązkę, musnął koronkowy pas. Teraz wiedział dokładnie, jak mało ma na sobie.
– Nie lubisz marnować czasu, co?
Z najwyższym trudem udało jej się wykrztusić:
– Pragnę cię. Już.
Zmusiła się, by rozszerzyć nogi, ale mięśnie niemal odmawiały jej posłuszeństwa. Głaskał ją, jakby pieścił wystraszonego kota.
– Odpręż się, Różyczko. Jesteś bardzo spięta.
– To… z podniecenia. – Błagam, daj mi dziecko. Daj mi dziecko i pozwól stąd wyjść.
Jego palce odnalazły miękkie włosy miedzy jej nogami. Myślała, że umrze ze wstydu. Skrzywiła się, gdy jego dotyk stawał się coraz bardziej intymny; wydała głos, który w jej mniemaniu brzmiał jak jęk rozkoszy. Musi się odprężyć. Jeśli będzie tak spięta, nie zajdzie w ciążę.
– Sprawiam ci ból?
– Nie, skądże. Nigdy w życiu nie byłam równie podniecona. Prychnął z niedowierzaniem. Chciał podciągnąć jej spódniczkę, ale powstrzymała go natychmiast.
– Proszę, nie rób tego.
– Boże, mam wrażenie, że znowu mam szesnaście lat i robię to w ciemnej uliczce za apteką Delafielda – mruknął z lekką chrypką w głosie, która sugerowała, że nie jest to przykra fantazja.
Ciekawe, jak by to było, zastanowiła się, kochać się jako nastolatka ze szkolnym bohaterem, gdzieś w alejce za apteką? Kiedy miała szesnaście lat, chodziła do college'u. Koledzy z klasy w najlepszym wypadku traktowali ją jak młodszą siostrę. W najgorszym uważali za cholernego kujona, który niepotrzebnie zawyża średnią ocen.
Usta Cala błądziły po jej dekolcie. Czuła jego gorący oddech. Kiedy dotknął brodawki, myślała, że zerwie się na równe nogi.
Ogarnął ją płomień pożądania, tyleż potężny co nieoczekiwany. Zamknął usta na małym wzgórku, pieścił przez cienki jedwab. Jej ciałem wstrząsały fale rozkoszy.
Walczyła z nimi. Jeśli pozwoli, by jego pieszczoty choć przez chwilę sprawiały jej przyjemność, będzie nie lepsza niż prostytutka, którą udawała. Musi się poświęcić, inaczej nigdy nie pogodzi się z tym, co zrobiła.
Tylko że Craig zawsze ignorował jej piersi, a to takie przyjemne.
– Och, błagam… błagam, nie rób tego. – Rozpaczliwie usiłowała go przyciągnąć do siebie.
– Niełatwo cię zaspokoić, Różyczko.
– Zrób to, dobrze? Po prostu to zrób!
W jego głosie pojawił się gniew.
– Jak pani sobie życzy.
Otworzył ją palcami, potem poczuła bolesny ucisk, gdy w nią wchodził. Odwróciła twarz i starała się nie płakać. Zaklął, wycofał się.
– Nie! – Wbiła paznokcie w twarde pośladki. – Nie, błagam! Znieruchomiał.
– Obejmij mnie nogami. Zrobiła to.
– Mocniej, do cholery!
Posłuchała. Zacisnęła oczy, gdy zaczął się w niej poruszać.
Bolało, ale też spodziewała się, że brutalny wojownik zada jej ból. Nie spodziewała się natomiast, że ból tak szybko przerodzi się w ciepło. Nie spieszył się, jego ruchy przywodziły na myśl stal i jedwab zarazem, i budziły ukryte emocje.
Jego pot wsiąkał w cienkie ubranie. Wsunął dłonie pod nią, zacisnął na jej pośladkach, uniósł lekko, aż ogarnęły ją gorące spazmy. Jej podniecenie rosło, choć robiła co w jej mocy, by je zdławić. Dlaczego Craig nie kochał się z nią w ten sposób chociaż jeden jedyny raz?
Fakt, że seks z nieznajomym sprawia jej przyjemność, zawstydzał ją. W miarę jak te uczucia się potęgowały, starała się skupić na rozważaniu o kwarkach. Tylko że nie była w stanie myśleć o fizyce jądrowej. Wiedziała, że musi coś zrobić, w przeciwnym wypadku on doprowadzi ją do orgazmu, czego nigdy by sobie nie wybaczyła. Zebrała się na odwagę, choć zdrowy rozsądek podpowiadał, że nie powinna drażnić wojownika.
– Długo jeszcze?
Znieruchomiał.
– Co powiedziałaś?
Przełknęła ślinę.
– Słyszałeś. Myślałam, że jesteś doskonałym kochankiem. Dlaczego to tak długo trwa?
– Długo? – Odsunął się na tyle, by na nią gniewnie spojrzeć. – Wiesz co? Jesteś szurnięta! – A potem pchnął.
Zagryzła usta, żeby nie płakać, gdy wnikał w nią coraz głębiej i mocniej.
Otoczyła go udami i ramionami. Przyjmowała brutalne pchnięcia z rozpaczliwą determinacją. Wytrwa do końca i nie pozwoli sobie na rozkosz.
Tylko że jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Cholerne fale rozkoszy narastały. Jęknęła.
I wtedy zesztywniał. Znieruchomiał, a po chwili poczuła, że szczytuje.
Zacisnęła pięści i w jednej chwili zapomniała o własnej rozkoszy. Płyńcie! Płyńcie, maleństwa! Z wdzięczności za bezcenny dar przywarła ustami do jego ramienia.
Ciężko na nią opadł.
Nadal otaczała go ramionami, choć czuła, że chce się odsunąć. Jeszcze chwileczkę. Jeszcze nie teraz.
Nie mogła go jednak powstrzymać. Odsunął się od niej i usiadł na skraju łóżka. Oparł łokcie na kolanach i przez długą chwilę wpatrywał się w przestrzeń. Kokarda się rozwiązała; gdy wstała, zostawiła ją na posłaniu.
Księżyc wydobywał z mroku plecy Cala. Nagle przyszło jej do głowy, że nigdy nie widziała równie samotnego człowieka. Chciała go dotknąć, pocieszyć, ale nie mogła zakłócać jego spokoju. Dotarło do niej, co mu zrobiła. Jest kłamczucha i złodziejką.
Wstał i skierował się do łazienki.
– Kiedy wyjdę, ma cię tu nie być.
Rozdział czwarty
Cal stał pod prysznicem w szatni klubu. Przyłapał się, na tym, że zamiast o koszmarnym treningu, który właśnie skończył, rozmyśla o Różyczce. Zignorował fakt, że boli go ramię, kostka napuchła, że w ogóle nie dochodzi do siebie tak szybko jak dawniej. Nie po raz pierwszy myślał o niej od tamtych urodzin przed dwoma tygodniami, ale nadal nie pojmował, dlaczego tak często wraca myślami do tamtego spotkania ani dlaczego błyskawicznie poczuł pociąg do tej dziewczyny. Wiedział tylko, że pragnął jej od pierwszej chwili, gdy weszła do jego salonu z różową kokardą na szyi.
Dziwiło go to tym bardziej, że nie była w jego typie. Choć atrakcyjna, z jasnymi włosami i zielonymi oczami, nie grała w tej samej lidze co jego dotychczasowe przyjaciółki. Miała fantastyczną skórę, musiał jej to przyznać; jak lody waniliowe, ale poza tym była za wysoka, za płaska i przede wszystkim za stara.
Schylił głowę, pozwolił, by woda zmoczyła mu włosy. Może pociągały go przeciwieństwa: inteligencja w jej oczach przeczyła głupiej historyjce, którą usiłowała mu sprzedać, podobnie jak dziwny dystans niweczył niezdarne próby uwiedzenia go.
Szybko wywnioskował, że to kobieta z towarzystwa. Szukała pewnie taniej podniety udając prostytutkę. A jemu nie spodobało się, że go podnieca, więc kazał jej się wynosić. Nie starał się jednak tak jak powinien. Zamiast irytacji, jej kłamstwa budziły w nim rozbawienie, gdy rozpaczliwie fabrykowała jedną bajeczkę po drugiej.
Przede wszystkim jednak nie mógł zapomnieć tego, co się działo w jego sypialni. Coś było nie tak. Dlaczego nie chciała się rozebrać? Nawet kiedy zabrali się do akcji, nie pozwoliła mu zobaczyć się nago. Było to dziwne i tak cholernie podniecające, że wolał o tym nie myśleć.