Выбрать главу

– W laboratorium pracowałoby mi się o wiele lepiej niż w domu.

– Nie, gdyby czatowała na ciebie zgraja reporterów, ciekawych, dlaczego najsłynniejsi nowożeńcy miasta mieszkają w dwóch różnych stanach. -Spojrzał na nią pogardliwie. – Co roku o tej porze jadę do Salvation i siedzę tam aż do obozu szkoleniowego w lipcu. Może twój wielki mózg wyprodukuje jakiś sensowny powód, dla którego miałbym tam nie przywozić świeżo poślubionej żony.

– Nie rozumiem, czemu chcesz przedstawić taką oszustkę jak ja swojej rodzinie. Powiedz im prawdę.

– Widzisz, oni w przeciwieństwie do ciebie nie umieją kłamać, i prawda w krótkim czasie rozeszłaby się po miasteczku, a potem po całym kraju. Naprawdę chcesz, żeby dzieciak wiedział, jak się poznaliśmy?

Westchnęła.

– Nie. I nie mów o nim „dzieciak". – Po raz kolejny zastanawiała się, czy urodzi chłopca, czy dziewczynkę. Nie zdecydowała jeszcze, czy będzie chciała poznać wyniki USG.

– Zresztą moja rodzina wiele przeszła podczas ostatnich miesięcy i nie mam zamiaru narażać ich na dalsze przykrości.

Przypominała sobie, co mówiła Jodie: bratowa Cala i jej synek zginęli w wypadku samochodowym.

– Bardzo mi przykro. Ale ilekroć zobaczą nas razem, domyśla się, że coś jest nie tak.

– Tu akurat nie ma problemu, bo będziesz spędzała z nimi jak najmniej czasu. Przedstawię cię, powiem kim jesteś, i tyle. Nie licz na rodzinną zażyłość. I jeszcze jedno. Gdyby cię pytali, ile masz lat, nie mów, że dwadzieścia osiem. W najgorszym wypadku przyznaj się do dwudziestu pięciu.

Boże, co się będzie działo, gdy się dowie, że ma tych lat trzydzieści cztery?

– Nie mam zamiaru kłamać.

– Nie pojmuję, dlaczego. Dotychczas nie miałaś takich oporów.

Starała się nie myśleć o wyrzutach sumienia.

– Nikt nie uwierzy, że mam dwadzieścia pięć lat. Nie zrobię tego.

– Pani profesor, dobrze ci radzę, nie wkurzaj mnie jeszcze bardziej. I jeszcze jedno: nie masz przypadkiem szkieł kontaktowych, żebyś nie nosiła cały czas tych belferskich okularów?

– To szkła dwuogniskowe. – Nie wiadomo dlaczego, podzielenie się z nim tą informacją wprawiło ją w doskonały humor.

– Dwuogniskowe!

– Z niewidzialną linią podziału na środku. Górna część to zwykłe szkła, a dolna – to soczewki powiększające. Wiesz, nosi je wiele osób w średnim wieku.

Nie wiadomo, jaką niemiłą odpowiedź szykował Cal, bo w tej chwili potężny mężczyzna szturchnął go podręcznym bagażem. Jane obserwowała go zafascynowana. Na dworze jest zero stopni, a facet paraduje w nylonowej koszulce bez rękawów, pewnie po to, żeby pochwalić się muskułami.

Cal zauważył jej zainteresowanie.

– r Tam, skąd pochodzę, nazywamy takie koszulki ubraniem damskich bokserów.

Zapomniał, że nie rozmawia z jedną ze swoich głupiutkich przyjaciółek. Uśmiechnęła się słodko.

– No popatrz, a myślałam, że tam, skąd pochodzisz, wszyscy je nosicie.

Ściągnął brwi w pionową kreskę.

– Pani profesor, nie masz zielonego pojęcia, co się robi tam, skąd pochodzę, ale wkrótce się przekonasz.

– Hej, Cal, przepraszam, że wam przeszkadzam, ale mój dzieciak oszaleje z radości, jeśli dostanie twój autograf. – Biznesmen w średnim wieku podsunął notes i pióro. Cal podpisał się, ale po chwili zjawił się następny chętny, i kolejny… Kolejka fanów skończyła się dopiero, gdy stewardesy poleciły zapiąć pasy przed startem. Jane zaskoczyło, jak uprzejmie Cal odnosił się do wielbicieli.

Skorzystała z okazji i zagłębiła się w lekturze artykułu na temat produktów rozkładu sześciokwarkowego atomu wodoru. Niestety, wobec gruntownych zmian w swoim życiu nie była w stanie skupić się na fizyce kwantowej. Właściwie powinna była odmówić i nie jechać z nim do Salvation, ale prasa nie dałaby jej spokoju, a to mogłoby odbić się negatywnie na przyszłości dziecka. Nie mogła ryzykować.

Przede wszystkim nie wolno dopuścić, by ktokolwiek poznał trywialną prawdę o ich pierwszym spotkaniu. Nie przejmowała się tak bardzo własnym upokorzeniem, ale wolała nawet nie myśleć, jakie szkody mogłoby to wyrządzić w psychice dziecka. Obiecała sobie, że będzie się kierowała wyłącznie dobrem dziecka, i dlatego zgodziła się na ten wyjazd.

Poprawiła okulary i ponownie skupiła się na lekturze. Czuła, że Cal obserwuje ją kątem oka i doszła do wniosku, że czasami lepiej nie mieć zdolności telepatycznych – wolała nie wiedzieć, co mu chodzi po głowie.

Dwuogniskowe! Boże, jak on nie znosi tych okularów. W myślach wyliczał skrupulatnie wszystko, co mu się w niej nie podoba. Doszedł do wniosku, że nawet pomijając kwestię jej charakteru, lista jest doprawdy imponująca.

Wszystko w niej było zbyt poważne. Poważne miała nawet włosy. Dlaczego nie rozpuści tej cholernej miotły? Miały świetny kolor, to musiał przyznać. Znał kilka dziewczyn o takich włosach, tylko że ich odcienie wyczarował fryzjer, a włosy Jane Darlington to dzieło natury.

Z wyjątkiem małego niesfornego loczka, który wymykał się z fryzury i układał w literę S przy uchu, była to kobieta śmiertelnie poważna. Poważne ciuchy, poważne włosy. Za to fantastyczna skóra. Nikt go jednak nie przekona do tych wielkich, belferskich dwuogniskowych. Wyglądała w nich na swoje dwadzieścia osiem lat.

Nadal nie mieściło mu się w głowie, że się z nią ożenił. Co innego jednak miałby zrobić, nie tracąc szacunku do samego siebie? Pozwolić, by jego dzieciak dorastał bez ojca? Po tym, jak go wychowano, to w ogóle nie wchodziło w grę.

Usiłował poczuć dumę, że postąpił właściwie, ale czuł tylko gniew. Nie chciał się żenić, do cholery! Z nikim! A zwłaszcza z zarozumiałą suką o fałszywym sercu.

Powtarzał sobie w kółko, że to nic złego, nie gorsze niż przyjaciółka, która się wprowadza na jakiś czas, ale na sam widok obrączki ogarniało go złe przeczucie. Jakby patrzył na zegar odmierzający ostatnie sekundy jego kariery.

– Nie pojmuję, jak można kupić samochód nawet go nie obejrzawszy. -Jane rozglądała się po wnętrzu dżipa grand cherokee, który czekał na nich na parkingu przed lotniskiem w Asheville. Kluczyki ukryto w schowku koło kierownicy.

– Zatrudniam ludzi do takich rzeczy.

Taka nonszalancja wynikająca z bogactwa działała jej na nerwy.

– Jakież to pretensjonalne.

– Uważaj, co mówisz, pani profesor.

– To znaczy mądre – skłamała. – Przekonaj się sam. Użyj tego słowa w rozmowie z kimś, kogo szczerze podziwiasz. Powiedz, że twoim zdaniem ten ktoś jest bardzo pretensjonalny, a sprawisz mu wielką przyjemność.

– Dzięki za propozycję. Może następnym razem, kiedy będę w telewizji.

Łypnęła na niego podejrzliwie, ale nie dostrzegła nawet cienia nieufności. Ostatnie dni zmieniły ją we wredną sukę.

Odwróciła się do okna. Choć pogoda była ponura, jak to w marcu, musiała przyznać, że okolica jest przepiękna. Górzysty krajobraz zachodniego skrawka Karoliny był całkowitym przeciwieństwem płaskiej monotonii Illinois, gdzie się wychowała.

Przejechali most na French Broad River, Szerokiej Francuskiej Rzece. W innych okolicznościach ta nazwa wywołałaby uśmiech na jej twarzy, lecz nie teraz. Mknęli międzystanową autostradą numer czterdzieści, w kierunku Salvation. Ta nazwa z czymś jej się niejasno kojarzyła, nie mogła sobie jednak przypomnieć, kiedy ostatnio słyszała o rodzinnym miasteczku Cala.

– Czy istnieje jakiś powód, dla którego mogłabym słyszeć o Salvation?

– Jakiś czas temu było głośno o miasteczku, ale miejscowi woleliby o tym zapomnieć.

Czekała na dalsze informacje, ale nie zdziwiło jej jego milczenie. Wobec Bombera istna z niej gaduła.