Ta myśl nie pocieszyła jej tak jak powinna. Było w Calu coś tak męskiego, tak silnego, że cały czas odczuwała zagrożenie. Jedyna nadzieja w tym, że intelekt pokona zwierzęcą siłę.
Kolorowe światła fontanny rzucały na ściany groteskowe barwne plamy. W tym dziwacznym oświetleniu powędrowała na górę w poszukiwaniu swojej sypialni. Wzdrygnęła się idąc do pokoju na końcu korytarza. Wybrała go tylko dlatego, że był najdalej od pokoju pana domu.
Zaskoczył ją uroczy pokoik dziecinny, który znalazła za drzwiami. Ściany wyklejono tapetą w biało-niebieskie pasy, które ładnie komponowały się z białą komódką, fotelem na biegunach i kołyską. Na ścianie wisiała makatka z wyhaftowaną modlitwą. Nagle uświadomiła sobie, że to jedyny przedmiot religijny w całym domu. Widać było, że ten pokój urządzono z miłością. Nie sądziła, by zrobił to G. Dwayne Snopes.
Opadła na drewniany fotel na biegunach. Stał przy oknie, na tle niebieskiej zasłony. Zastanowiła się nad swoim dzieckiem. Jakim cudem ma rosnąć zdrowo, skoro jego rodzice bezustannie ze sobą wałczą? Przypomniała sobie obietnicę złożoną Annie Glide, że zawsze będzie przedkładała dobro Cala nad swoje, i nie mogła się nadziwić, że zgodziła się na coś takiego. Najgorsze, że on niczego nie obiecał.
Dlaczego nie okazała większej siły woli i nie znalazła sposobu, żeby tego uniknąć? Z drugiej strony, i tak złamie przysięgę małżeńską, więc co za różnica, że nie dotrzyma jeszcze jednej obietnicy?
Usiała wygodniej i postanowiła, że znajdzie sposób, by zawrzeć pokój z Calem. Musi to zrobić; nie ze względu na obietnicę złożoną Annie, lecz ze względu na dziecko.
Kilka minut po północy Cal zamknął się w gabinecie i zadzwonił do Briana Delgado. Czekając, aż adwokat podniesie słuchawkę, z niesmakiem rozglądał się po pokoju. Szczególną niechęć budziły w nim łowieckie trofea. Postanowił usunąć je stąd jak najszybciej.
Brian odebrał telefon. Cal nie był w nastroju do pogaduszek, toteż od razu przeszedł do rzeczy:
– Czego się dowiedziałeś?
– Na razie niczego. Doktor Darlington chyba nie ukrywa żadnych szkieletów w szafie, co do tego miałeś rację. Może dlatego, że jej życie prywatne właściwie nie istnieje.
– A co robi w wolnym czasie?
– Pracuje. To jej całe życie.
– Jakieś plamy na karierze?
– Ma pewne problemy z szefem Laboratorium Preeze, ale to raczej zazdrość zawodowa z jego strony. Fizyka molekularna to męska sprawa, tego zdania są zwłaszcza starsi naukowcy.
Cal zmarszczył czoło.
– Spodziewałem się czegoś więcej.
– Słuchaj, zdaję sobie sprawę, że chcesz to mieć na wczoraj, ale to trochę potrwa, zwłaszcza że mamy zachować dyskrecję.
Przeczesał włosy palcami.
– W porządku. Masz tyle czasu, ile chcesz, tylko to załatw. Daję ci wolną rękę. To jest teraz najważniejsze.
– Rozumiem.
Rozmawiali jeszcze przez kilka minut na temat kontraktów reklamowych Cala. Już, już miał odłożyć słuchawkę, kiedy coś przyszło mu do głowy.
– Jutro niech twoi ludzie kupią mi komiksy, i to różne… Królika Bagsa i Supermana, i inne. Kilka tuzinów.
– Komiksów?
– Mhm.
Brian nie pytał o nic więcej, choć Cal domyślał się, że skręcała go ciekawość. Zakończył rozmowę i udał się na górę w poszukiwaniu kobiety, która podstępnie postawiła całe jego życie na głowie.
Nie miał najmniejszych wyrzutów sumienia, że pragnie zemsty. Futbol nauczył go, jak przetrwać, a podstawowa zasada brzmi: jeśli ktoś traktuje cię nie fair, odpłać mu z nawiązką, teraz albo w przyszłości. Nie ma zamiaru przez całe życie zerkać przez ramię, czy ta baba nie planuje kolejnego ciosu w plecy. Musi się przekonać, z kim zadarła, musi na własnej skórze poznać, jakie są tego konsekwencje.
Znalazł ją w pokoju dziecinnym, skuloną na bujanym fotelu, z okularami na kolanach. We śnie wydawała się wrażliwa i krucha, ale wiedział, że to tylko złudzenie. Od samego początku była wyrachowana i zimna. Dostała to, czego chciała, a przy okazji nieodwracalnie zmieniła bieg jego życia, czego nigdy jej nie wybaczy. Nie tylko jego życia, przypomniał sobie, także niewinnego dziecka.
Zawsze lubił dzieci. Od ponad dziesięciu lat pomagał dzieciakom z rozbitych rodzin. Robił co w jego mocy, by utrzymać to w tajemnicy przed prasą, bo nie chciał, by zrobili z niego Świętego Cala. Wyobrażał sobie, że kiedy się w końcu ożeni, zrobi to na zawsze. Dorastał w pełnej rodzinie i z przykrością patrzył, jak jego koledzy z drużyny i ich byłe żony walczą o dzieci. Przysiągł sobie, że jego dziecka nie spotka taki los, ale doktor Jane Darlington dokonała wyboru za niego.
Wszedł do pokoju. Patrzył, jak promień księżyca nadaje jej włosom srebrny odcień. Pojedynczy lok opadł na policzek. Zdjęła żakiet i jedwabna bluzka podkreślała drobne piersi, unoszące się i opadające w rytm oddechu.
We śnie wyglądała młodziej niż groźna pani profesor fizyki tamtego dnia w college'u. Wtedy wydawało się, że coś w niej umarło, jakby wyschły soki żywotne, ale teraz, uśpiona, skąpana w świetle księżyca, była inna, świeża, pełna życia. Poczuł przypływ pożądania.
Zdenerwowało go to. Poprzednio nie wiedział, z kim ma do czynienia. Teraz to się zmieniło, ale jego ciało nie przyjmowało tego do wiadomości.
Uznał, że czas na kolejną scenę w przykrym rodzinnym melodramacie. Przechylił fotel do tyłu. Jane obudziła się błyskawicznie.
– Czas do łóżka, Różyczko.
Zielone oczy patrzyły czujnie.
– Chyba… zasnęłam.
– Coś takiego.
– Szukałam sypialni. – Włożyła okulary, ukryła dłonie we włosach opadających na twarz. Srebrne kosmyki przepływały jej przez palce.
– Zamieszkasz w sypialni wdowy Snopes. Chodź.
Widać było, że nie ma ochoty iść z nim, ale jeszcze mniej uśmiechała jej się kolejna kłótnia. Popełnia błąd, tak jawnie okazując uczucia. To tylko ułatwia mu sprawę.
Prowadził ją wzdłuż korytarza. Niepokój Jane wzrastał, w miarę jak zbliżali się do głównej sypialni. Obserwował to z ponurą satysfakcją. Ciekawe, co zrobi, jeśli jej dotknie? Dotychczas unikał wszelkiego kontaktu fizycznego; nie ufał sobie. Nigdy w życiu nie uderzył kobiety, nie wyobrażał sobie nawet, że mógłby coś takiego zrobić, ale ochota, by zrobić jej krzywdę, była silniejsza. Widząc jej zdenerwowanie, postanowił poddać ją testowi.
Zatrzymali się przed drzwiami sąsiedniego pokoju. Wyciągnął rękę w stronę klamki i celowo musnął jej ramię.
Podskoczyła i gwałtownie obróciła się na pięcie. Patrzył na nią drwiąco. Zrozumiała, że dokładnie wiedział, jak zareaguje. Tej nocy było w nim coś złowieszczego. Nie miała pojęcia, o czym myśli, wiedziała tylko, że są sami w wielkim, brzydkim domu… i poczuła się całkowicie bezbronna.
Otworzył drzwi.
– Mamy sąsiadujące ze sobą sypialnie, jak w dawnych czasach. Pewnie G. Dwayne i jego żona nie żyli ze sobą najlepiej.
– Nie chcę sąsiedniej sypialni. Wolę pokój na drugim końcu korytarza.
– Będziesz spała tam, gdzie ci każę.
Poczuła zimny dreszcz, ale dzielnie zadarła głowę.
– Nie groź mi.
– Nie grożę. Ostrzegam.
W przeciągłym głosie pojawiły się niebezpieczne nuty. Jej żołądek wywinął salto.
– Przed czym?
Omiótł ją wzrokiem. Zatrzymał spojrzenie na szyi, piersiach, powędrował niżej, na biodra, wrócił do oczu.