Выбрать главу

– Na Boga, Jim, to było trzydzieści sześć lat temu!

– Pamiętam, jakby to było wczoraj.

W ten piękny kwietniowy ranek był studentem pierwszego roku, Cal miał niecałe pięć miesięcy. Wyszedł właśnie z laboratorium chemicznego z nowymi kumplami. Wszyscy byli studentami wyższych lat. Dziś nie pamiętał nawet ich nazwisk, ale wtedy nade wszystko pragnął ich akceptacji, i dlatego gdy jeden nich krzyknął: „O! Jest dziewczynka z ciasteczkami!" – poczuł, jak zamienia się w sopel lodu.

Dlaczego akurat teraz, tutaj, przy jego nowych kolegach? Złość i żal podeszły mu do gardła. Jest beznadziejna. Przez nią naje się wstydu!

Szła ku nim, pchając stary rozklekotany wózek; chuda, znużona dziewczyna z gór. Zapomniał, za co ją kochał: za śmiech, za gorliwość, z którą mu się oddawała, za zabawne małe serduszka, które kreśliła mu na brzuchu, zanim w nią wszedł i zapomniał o całym świecie.

Patrzył, jak podchodzi coraz bliżej, a w jego uszach rozbrzmiewały wszystkie gorzkie słowa, które słyszał od rodziców. Jest nic niewarta. Jedna z Glide'ów. Złapała go na dziecko i zmusiła do małżeństwa. Zmarnuje mu życie. Nie dostanie ani pensa, póki się z nią nie rozwiedzie. On, Jim, zasługuje na coś lepszego niż mieszkanie pełne karaluchów i młodziutka żona, nawet taka czuła i słodka.

Kiedy kolega przywołał ją, wpadł w panikę. Znajomi pytali:

– Masz ciasteczka z masłem orzechowym?

– Ile za paczkę czekoladowych?

Najchętniej by uciekł, ale było już za późno. Nowi przyjaciele łakomie oglądali ciasteczka, które piekła, gdy on spał. Jeden z nich pochylił się nad wózkiem i połaskotał jego syna w brzuszek. Inny poklepał go po ramieniu.

– Hej, Jimbo, chodź no tutaj. Nie wiesz, co to dobre ciastka, dopóki nie spróbujesz wypieków tej małej.

Amber podniosła na niego wzrok i w oczach błękitnych jak górskie niebo rozbłysł uśmiech. Najwyraźniej czekała, aż on powie, że to jego żona; widać było, że bawi jata sytuacja, tak jak bawiło ją całe życie.

Uśmiechała się promiennie, gdy do niej podchodził. Pamiętał, że tamtego dnia zebrała włosy w koński ogon i spięła je niebieską gumką, że miała na sobie j ego starą koszulę z wilgotną plamą na ramieniu – pewnie Cal j ą opluł.

– Poproszę czekoladowe.

Przechyliła głowę na bok, jakby chciała zapytać: „Ejże, głuptasie, kiedy im powiesz?" – ale nadal się śmiała, nadal czekała na najlepszy moment.

– Czekoladowe – powtórzył.

Nie wątpiła w jego honor. Czekała. Uśmiechała się. Wsadził rękę do kieszeni i wydobył monetę.

Dopiero wtedy zrozumiała. Nie przyzna się do niej. Wydawało się, że ktoś zgasił światło gdzieś w jej wnętrzu. Zniknęły radość i śmiech, znikła duma, ich miejsce zajęły ból i upokorzenie. Przez chwilę patrzyła na niego bez ruchu, a potem sięgnęła do wózka, wyjęła ciasteczko i podała mu drżącą ręką.

Cisnął jej ćwierćdolarówkę, jedną z czterech, które rano sama mu podała. Cisnął jej ćwierćdolarówkę, jakby była uliczną żebraczką, roześmiał się z kawału kolegi i odszedł. Nie patrzył na nią, tylko gniótł ciasteczka, które paliły go jak rozżarzone żelazo.

Minęło ponad trzydzieści lat, a jego nadal gryzło sumienie. Odstawił kubek na stół.

– Postąpiłem niewłaściwie. Nigdy o tym nie zapomniałem, nigdy sobie nie wybaczyłem, i przepraszam.

– Przeprosiny przyjęte. – Odkręciła kran, jakby celowo chciała zakończyć tę rozmowę. Zmieniła temat. – Dlaczego Cal się z nią ożenił? Dlaczego najpierw nie zamieszkali na próbę razem? Wtedy przekonałby się, co to za typ.

Jim nie chciał rozmawiać o Calu i jego nowej żonie.

– Powinnaś była napluć mi wtedy w twarz.

– Żałuję, że nie poznaliśmy Jane wcześniej.

Nie podobało mu się, że tak łatwo mu wybaczyła, zwłaszcza iż przypuszczał, że w głębi duszy nadal nosi urazę.

– Chcę cię odzyskać, Lynn.

– Może pod naszym wpływem zmieniłby zdanie.

– Przestań! Nie chcę rozmawiać o nich, tylko o nas! Chcę cię odzyskać.

W końcu się odwróciła. Patrzyła na niego jasnymi błękitnymi oczami, które niczego nie zdradzały.

– Przecież tu jestem.

– Taką, jaka kiedyś byłaś.

– Jesteś dzisiaj w dziwnym humorze.

Zdziwił się, że ogarnia go wzruszenie, ale i tak nie mógł przestać mówić.

– Chcę, żebyś była taka, jak na początku. Zabawna, głupiutka. Żebyś przedrzeźniała naszą gospodynię i drwiła, że jestem taki poważny. Chcę, żebyś dekorowała stół dzwonkami i smażyła fasolę na smalcu. Chcę, żebyś chichotała bez opamiętania, a kiedy stanę w progu, rzucała mi się na szyję.

Zmartwiona, ściągnęła brwi w wąską kreskę. Podeszła do niego i położyła rękę na ramieniu w geście otuchy, takim samym od niemal czterdziestu lat.

– Jim, nie cofnę czasu. Nie mogę się odmłodzić. I nie mogę przywrócić Jamiego i Cherry do życia, choć bardzo bym chciała.

– Wiem, do cholery! – Odepchnął ją; odtrącił współczucie i duszącą dobroć. – Nie chodzi mi o nich. Zrozumiałem, że nie odpowiada mi obecny stan rzeczy. Nie podoba mi się, że się tak zmieniłaś.

– Masz za sobą ciężki dzień. Pomasuję ci plecy.

. Jak zwykle, wobec jej dobroci czuł się podły i nic niewart. Właśnie podłość kazała mu mówić jej okropne rzeczy; podpowiadała, że kiedy doprowadzi ją do ostateczności, odzyska dziewczynę, którą utracił przed laty. Może jeśli udowodni jej, że nie jest taki zły, ona zmięknie.

– Ani razu cię nie zdradziłem.

– Cieszę się.

To za mało, musi jej powiedzieć całą prawdę, może bardziej to doceni.

– Miałem wiele okazji, ale nigdy nie poszedłem na całość. Raz byłem już w drzwiach motelu…

– Nie chcę tego słuchać.

– Ale się wycofałem. Boże, jaki byłem z siebie dumny przez co najmniej tydzień.

– Nie wiem, po co to robisz, ale masz przestać, i to w tej chwili.

– Chcę, żebyśmy zaczęli od nowa. Myślałem, że może podczas urlopu… ale przecież właściwie się do siebie nie odzywamy. Czemu nie damy sobie jeszcze jednej szansy?

– Bo dzisiaj nie podobałoby ci się to, tak samo jak wtedy.

Była nieosiągalna jak daleka gwiazda, jednak musiał jej dotknąć.

– Kochałem cię, wiesz o tym, prawda? Nawet kiedy uległem rodzicom i zażądałem rozwodu, kochałem cię.

– To już bez znaczenia, Jim. Przyszedł na świat Gabe, potem Ethan, i nie doszło do rozwodu. Minęło tyle czasu. Nie ma sensu rozdrapywać starych ran. Mamy trzech wspaniałych synów i wygodne życie.

– Nie chcę żyć wygodnie! – Frustracja i gniew w końcu doprowadziły do wybuchu. – Do cholery, czy ty nic nie rozumiesz? Boże, jak ja cię nienawidzę! – Przez tyle lat ani razu nie podniósł na nią ręki, a teraz złapał ją za ramiona i potrząsnął z całej siły. – Nie zniosę tego! Zmień się!

– Przestań! – Wbiła palce w jego barki. – Przestań! Co ci jest? Zobaczył jej strach.

Odskoczył jak oparzony, przerażony tym, co zrobił.

Jej lodowata rezerwa ustąpiła wściekłości, uczuciu, którego do tej pory nigdy nie widział w jej oczach.

– Dokuczasz mi od kilku miesięcy! – krzyknęła. – Upokarzasz wobec synów. Ranisz mnie na tysiąc różnych sposobów dzień po dniu! Oddałam ci wszystko, ale tobie ciągle mało! Cóż, koniec z tym! Odchodzę! – Wybiegła.

Ogarnęła go panika. Rzucił się za nią, ale zatrzymał się w progu. Co zrobi? Znowu podniesie na nią rękę? Boże jedyny! A co, jeśli posunął się za daleko?

Odetchnął głęboko i powiedział sobie, że ona nadal jest jego Amber Lynn, słodką i pogodną jak popołudnie w górach. Nie odejdzie od niego, bez względu na to, co powiedziała. Po prostu musi ochłonąć, i tyle.