Выбрать главу

– Wiesz, nad czym się zastanawiam? Owocowe są co prawda pyszne, ale może gdzieś istnieją jeszcze lepsze płatki i czekają, aż ktoś je wymyśli? -Nabrał pełną łyżkę. – Widzisz, pani profesor, gdybym był taki mądry jak ty, właśnie tym bym się zajmował. Nie zawracałbym sobie głowy kwarkami, o nie, tylko wymyśliłbym najlepsze płatki śniadaniowe na świecie. Tak, to bardzo trudne. Są już płatki z czekoladą i z masłem orzechowym, że już nie wspomnę o płatkach owocowych, ale pomyśl tylko: co z cukierkami M &M? Nie, szanowna pani, jeszcze nie. Nikomu jeszcze nie przyszło na myśl, że można zbić fortunę dodając M &M do płatków śniadaniowych.

Słuchała go i jednocześnie napawała oczy jego widokiem. Siedział przy ladzie, bosy, rozchełstany, umięśniony. Piękny i głupi. Tak, piękny, ale bynajmniej nie głupi.

Nałożyła sobie owsianki.

– Z masłem orzechowym czy bez? Zastanawiał się przez dłuższą chwilę.

– Na początek nie ma co przesadzać. Bez.

– Bardzo mądrze. – Dolała sobie mleka i usiała koło niego. Łypnął na nią podejrzliwie.

– Naprawdę masz zamiar to zjeść?

– Oczywiście. To płatki owsiane, jak Pan Bóg przykazał.

Bez ostrzeżenia zgarnął swoją łyżką cały brązowy cukier ze środka jej talerza.

– Niezłe.

– Zjadłeś mi cukier!

– Tak, ale wiesz, co by naprawdę smakowało z tą packą?

– Poczekaj, niech się zastanowię… M &M?

– Mądra z ciebie babka. – Nasypał jej swoich płatków do talerza. – Zobacz, teraz będzie bardziej chrupiące.

– Jejku, dzięki.

– Bardzo lubię płatki owocowe.

– Już to mówiłeś. – Odsunęła jego pudełko i zaczęła jeść. ■- Wiesz chyba, że takie kolorowe płatki produkuje się z myślą o dzieciach?

– Z tego wniosek, że w głębi duszy nadal jestem dzieciakiem.

Dziecinne było w nim jedno – stosunek do kobiet. Czy właśnie dlatego wrócił do domu dopiero o trzeciej w nocy? Podrywał młodsze od niej?

Uznała, że nie będzie dłużej męczyła się w niepewności.

– Gdzie wczoraj byłeś?

– Zazdrosna?

– Nie. Źle spałam i słyszałam, o której wróciłeś, i tyle.

– To nie ma nic wspólnego z tobą.

– Owszem, jeśli spotykasz się z inną.

– A tak sądzisz? – Przesunął po niej wzrokiem, jakby chciał ją przestraszyć. Miała na sobie czerwoną koszulkę z równaniami Maxwella, choć ostatnie było niewidoczne, nikło pod gumką spodni. Zatrzymał wzrok na jej biodrach, zapewne szerszych niż te, do których przywykł. Sądząc jednak po jego minie, nie stanowiło to dla niego problemu.

– Cóż, nie wykluczam tego. – Odsunęła od siebie talerz. – Po prostu chcę wiedzieć, na czym stoimy. Nie rozmawialiśmy na ten temat, a chyba powinniśmy. Czy możemy sypiać z kim chcemy, czy nie?

Jego brwi niemal dotknęły włosów:

– My?

Starała się zachować obojętny wyraz twarzy.

– Nie rozumiem.

Przeczesał włosy palcami. Urosły ostatnio, stały się niesforne.

– Pobraliśmy się – burknął. – I już.

– I już?

– I już.

– Aha.

– Jesteś mężatką, do tego ciężarną, na wypadek, gdybyś zapomniała.

– A ty jesteś żonaty – zauważyła. – Na wypadek, gdybyś zapomniał.

– No właśnie.

– Więc możemy sypiać z innymi czy nie? -Nie!

Ukryła ulgę najlepiej jak umiała.

– No dobrze. Nie wolno nam sypiać z innymi, ale wolno włóczyć się do trzeciej bez słowa przeprosin, tak?

Obserwowała, jak przeżuwa jej słowa. Ciekawiło ją, jak na to zareaguje. Nie zdziwiła się, kiedy ominął pułapkę.

– Ja mogę się włóczyć. Ty nie.

– Rozumiem. – Zaniosła miseczkę do zlewu. Wyczuwała, że czeka, aż zrobi awanturę. Poznała go na tyle, by wiedzieć, że podoba mu się myśl o obronie z góry straconej pozycji. – Właściwie z twojego punktu widzenia, to logiczne.

– Tak?

– Oczywiście. – Uśmiechnęła się słodko. – A może znasz inny sposób, by wmówić całemu światu, że nadal masz dwadzieścia jeden lat?

Rozdział trzynasty

Przyjemnie! Powiedziała, że było przyjemnie! Cal rozmyślał nad jej słowami przy ulubionym stoliku w „Mountaineer". Zazwyczaj nie siedział sam, dzisiaj jednak stali bywalcy wyczuwali chyba jego fatalny humor i omijali go szerokim łukiem.

Nieważne, co mówiła, i tak wiedział, że pani profesor Różyczka w życiu nie miała lepszego kochanka. Tym razem obeszło się bez poprzednich bzdur. Nie odpychała jego rąk. O nie, tym razem błądził dłońmi po całym jej ciele i nie zaprotestowała ani słowem.

Nie to jednak tak go gryzło. Nie dawał mu spokoju fakt, że nigdy w życiu seks nie sprawił mu większej przyjemności i że chciał więcej.

Może to jego wina, kara za to, że starał się być miły. Powinien był zaciągnąć ją do sypialni, kochać się przy zapalonym świetle, żeby wszystko było dobrze widać w tym cholernym lustrze. Tak byłoby lepiej; nie żeby tak było źle, ale wtedy zobaczyłby wszystko, co chciał. Ze wszystkich stron.

Uświadomił sobie, że zrobili to po raz trzeci, a nadal nie widział jej ciała. To się powoli zamienia w obsesję. Cholera, gdyby nie zgasił światła, napatrzyłby się do woli… Postąpił inaczej, bo zdawał sobie sprawę, że mimo niewyparzonego języka, jest płochliwa jak łania, a pragnął jej tak bardzo, że nie był w stanie myśleć logicznie. I teraz musi ponieść konsekwencje.

Znał siebie na tyle, by wiedzieć, że dlatego w kółko o niej myślał, bo jeszcze ani razu nie kochał się z nią porządnie. Jak by to było, gdyby mógł na nią patrzeć? Kiedy doświadczy tego na własnej skórze, przejdzie mu. Zamiast potęgować się z każdym dniem, uczucie, które go do niej ciągnie, umrze śmiercią naturalną. Wtedy znowu będzie sobą, znowu zapragnie świeżych, pachnących rosą młodziutkich dziewczątek o buziach bez skazy, łagodnych jak baranki. Rozważał jednak, czy nie podnieść granicy minimalnego wieku do dwudziestu czterech – powoli miał dosyć tego, że wszyscy mu dokuczają.

Powrócił myślami do pani profesor. Jezu, ależ z niej śmieszna babka. I mądra, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. W głębi ducha szczycił się tym, że był inteligentniejszy niż większość ludzi, z którymi się stykał, ale nie przy niej. O nie, przy niej musiał się wysilać, żeby nadążyć! Do tego taka przenikliwa. Niemal sobie wyobrażał, jak prześwietla najbardziej ukryte zakamarki jego umysłu i trafnie ocenia wszystko, co tam znajdzie.

– Co, wspominasz trzy punkty zdobyte w zeszłorocznym meczu z Niedźwiedziami?

Gwałtownie podniósł głowę i spojrzał prosto w twarz ze swoich koszmarów. Sukinsyn.

Kevin Tucker uśmiechnął się złośliwie, a Cal pomyślał z zazdrością, że cholerny gnojek nie musi codziennie sterczeć przez pół godziny pod gorącym prysznicem, żeby w ogóle stanąć na nogi.

– Co ty tu robisz, do cholery?

– Podobno to piękna okolica, postanowiłem rzucić okiem. Wynająłem domek na północnym skraju miasteczka. Ładnie tu.

– Tak zupełnie przypadkiem wybrałeś akurat Salvation?

– Dziwne, prawda? Dopiero jak przyjechałem, przypomniałem sobie, że tu mieszkasz. Nie wiem, jak mogło mi to wylecieć z głowy.

– Rzeczywiście, niepojęte.

– Może mógłbyś mnie oprowadzić po okolicy? – Kevin skinął na kelnerkę. – Dla mnie whisky z lodem, a dla Bombera jeszcze raz to samo, co pije.

Cal popijał oranżadę i miał nadzieję, że Shelby nie powie tego głośno.

Kevin usiadł, nie czekając na zaproszenie, i rozparł się wygodnie.

– Nie miałem okazji pogratulować ci ślubu. Zaskoczyłeś wszystkich, nie ma co. Pewnie twoja żona ubawiła się nieźle na wspomnienie tego wieczora, kiedy wziąłem ja za napaloną fankę i zaprowadziłem do twojego pokoju.