Powstrzymywało ją coś więcej niż kompleksy na tle urody. A co, jeśli tylko tajemnica sprowadza go co noc do jej łóżka? Tajemnica, powab niewiadomej? Może straci całe zainteresowanie, gdy już zaspokoi ciekawość?
Chciałaby uwierzyć, że to bez znaczenia, ale wie przecież, jak ważne są dla Cala wyzwania. Czy równie dobrze bawiłby się w jej towarzystwie, gdyby mu ulegała? Jest chyba jedyną kobietą w jego życiu, nie licząc matki i babki, która śmiała stawić mu czoło.
Jest inteligentny i szczodry, ale także dominujący i zaborczy. Może tylko jej nieoczekiwany upór przyciągał go do niej, w łóżku i poza nim?
Musi spojrzeć prawdzie w oczy: skończył się czas gierek. Musi przestać chować głowę w piasek, rozebrać się, żeby ją sobie dokładnie obejrzał, i zmierzyć się z rzeczywistością. Jeśli nie zechce jej takiej, jaka jest, jeśli trzyma go przy niej tylko wyzwanie, ich związek nie ma sensu. Musi to zrobić jak najszybciej, zdecydowała. Dalsze zwlekanie tylko wszystko zagmatwa.
Wstała i weszła do swojej łazienki. Wyszczotkowała włosy, zażyła witaminy, wróciła do sypialni i z ręką na brzuchu podeszła do okna. Zbocza gór ożyły barwnymi kwiatami. Wiosna w Appallachach była jeszcze piękniejsza niż sobie wyobrażała. Fiołki i dzwonki czekały na nią na trasie stałych spacerów, po domu pięła się wisteria i dzika róża. Ten maj był bardziej żywotny, bardziej radosny niż jakikolwiek inny maj w jej życiu.
Ale też nigdy dotąd nie była zakochana.
Zdawała sobie sprawę, że jest wobec Cala całkowicie bezbronna, ale gdy z czasem w jego oczach czułość zastąpiła uprzedni gniew, zaczęła się łudzić, że może się w niej zakocha. Dwa miesiące temu uznałaby to za absurd, teraz nie była już taka pewna.
Jak na dwoje ludzi, których nic nie łączy, mieli zadziwiająco dużo tematów do rozmowy. Rano zazwyczaj pracowała, a Cal ćwiczył i załatwiał sprawy w miasteczku, ale popołudnia i wieczory najczęściej spędzali razem.
Cal dokończył odnawianie domku Annie. Jane zajmowała się ogrodem. Kilka razy wybrali się razem do Asheville, jadali w najlepszych restauracjach, zwiedzali muzea. Wędrowali po co łatwiejszych szlakach w Parku Narodowym Smoky Mountains. Zawiózł ją do Connemara, domu rodzinnego Carla Sandberga, i robił jej zdjęcia, gdy bawiła się z koźlątkami.
Na podstawie niepisanego porozumienia nigdy razem nie jeździli do Salvation. Jane sama wybierała się na zakupy. Czasami przypadkiem spotykała Kevina, który zapraszał ją na lunch do kawiarni. Starała się zawsze ignorować wrogie spojrzenia miejscowych. Na szczęście ciągle jeszcze mogła ukryć ciążę pod luźnymi sukienkami.
Ona i Cal kłócili się często, ale były to dobre kłótnie. Po lodowatej nienawiści, którą w nim wyczuwała na samym początku, nie został nawet ślad. Zamiast tego wrzeszczał ile sił, a ona sprawiała mu wielką frajdę odpowiadając tym samym. Szczerze mówiąc, te awantury bawiły ją w równym stopniu co jego.
Szum prysznica ustał. Uznała, że nie ma sensu wystawiać się na dodatkową pokusę, więc odczekała jeszcze kilka minut, żeby zdążył się wytrzeć i owinąć ręcznikiem, i dopiero wtedy zastukała i weszła.
Stał przy umywalce. Ręcznik miał owinięty tak nisko, aż zdziwiła się, że jeszcze nie opadł. Nakładając pianę do golenia na policzki, przyjrzał się jej dokładnie, szczególną uwagę poświęcając koszulce z wizerunkiem Myszki Miki.
– Pani profesor, okaż mi wreszcie trochę litości i przestań wodzić na pokuszenie seksownymi negliżami.
– Dzisiaj włożę tę z Kubusiem Puchatkiem.
– Uspokój się, moje serce.
Uśmiechnęła się, opuściła przykrywę muszli klozetowej, przysiadła. Początkowo zadowoliła się obserwowaniem go przy goleniu, zaraz jednak wróciła do tematu ich kłótni z poprzedniego dnia.
– Cal, wyjaśnij mi jeszcze raz, dlaczego nie chcesz spędzić z Kevinem trochę czasu?
– Znowu do tego wracamy?
– Nadal nie rozumiem, czemu nie chcesz go szkolić. Bardzo cię szanuje.
– Nienawidzi mnie.
– Tylko dlatego, że chciałby zająć twoje miejsce. Jest młody i utalentowany, a ty stoisz mu na drodze.
Zesztywniał. Nie podobało mu się, że Jane czasami spotyka się z Kevinem, ponieważ jednak powiedziała jasno, że są tylko przyjaciółmi, a Cal ze swojej strony groził Kevinowi poważnymi konsekwencjami, jeśli waży sieją tknąć, zapanował między nimi niełatwy, kruchy pokój.
Ostrożnie golił sobie szyję.
– Nie jest tak zdolny, jak mu się wydaje. Och, rzuca doskonale, co do tego nie ma dwóch zdań. Jest szybki i agresywny, ale musi się jeszcze dużo nauczyć na temat przewidywania reakcji obrony.
– Więc czemu go nie szkolisz?
– Jak już powiedziałem, nie widzę sensu szkolić sobie rywala. Co więcej, jestem ostatnim człowiekiem na świecie, którego rad by posłuchał.
– Nieprawda. Jak myślisz, dlaczego do tej pory siedzi w Salvation?
– Bo sypia z Sally Terryman.
Jane nieraz widziała zgrabną Sally w miasteczku i pomyślała, że prawdopodobnie Cal ma rację, ale puściła jego słowa mimo uszu.
– Byłby o wiele lepszy, gdybyś go szkolił, a ty miałbyś satysfakcję, że coś po tobie zostanie, gdy odejdziesz.
– Do tego jeszcze daleko. – Pochylił się, by spłukać pianę.
Wiedziała, że wchodzi na niebezpieczny grunt, toteż stąpała najostrożniej jak umiała.
– Cal, masz trzydzieści sześć lat. To już niedługo.
– Od razu widać, że nie masz o tym zielonego pojęcia. – Złapał ręcznik i wytarł twarz. – Jestem w szczytowej formie. Nie ma żadnych powodów, żebym odszedł.
– Może nie od razu, ale w niedalekiej przyszłości.
– Przede mną jeszcze wiele lat.
Pomyślała o barku, który masował, gdy mu się wydawało, że nikt nie patrzy, o masażu wodnym w łazience. Wiedziała, że próbuje oszukać samego siebie.
– Co zrobisz, kiedy się wycofasz? Zajmiesz się interesami? A może zostaniesz trenerem?
Mięśnie na jego plecach napięły się lekko.
– Wiesz co, pani profesor, pilnuj swoich kwarków i nie zwracaj sobie głowy moją przyszłością. – Wszedł do swojej sypialni, zrzucił ręcznik z bioder, wyjął z komody parę slipów. – Pamiętasz, że dzisiaj wyjeżdżam do Teksasu, prawda?
Zmienił temat.
– Na turniej golfowy, tak?
– Turniej Dobroczynny Bobby'ego Dentona.
– To twój przyjaciel? – Wstała i oparła się o framugę.
– Skarbie, nie mów, że nigdy nie słyszałaś o Bobbym Tomie Dentonie. To jeden z najsłynniejszych graczy. Mówię ci, dzień, w którym rozwalił sobie kolano i się wycofał, to dzień żałoby.
– Co teraz robi?
Wciągnął spodnie.
– Przede wszystkim dobrą minę do złej gry. Mieszka w Telarosa, w Teksasie, z żoną Gracie i malutkim dzieckiem. Zachowuje się, jakby rodzina i fundacja były dla niego najważniejsze na świecie.
– Może są.
– Nie znasz Bobby'ego Toma. Od dziecka żył tylko piłką.
– Wydaje się, że robi coś ważnego.
– Fundacja Dentona? – Założył brązową koszulkę polo. – Owszem, odwala kawał dobrej roboty, nie przeczę. Sam turniej golfowy przynosi kilkaset tysięcy dolarów, tylko że moim zdaniem wielu w tym kraju mogłoby poprowadzić fundację, a nikt tak nie grał jak B.T.
Zdaniem Jane prowadzenie fundacji dobroczynnej to o wiele ważniejsza sprawa niż gra na boisku, ale na szczęście zachowała tę opinię dla siebie.
– Życie na emeryturze może być ciekawe. Pomyśl tylko, mógłbyś zacząć nowe życie w kwiecie wieku.
– Podoba mi się moje życie takie, jakie jest.