Własne tchórzostwo napawało ją niesmakiem. Z trudem opanowała odruch, by włożyć na siebie wszystko, co znajdzie w szafie. Dzisiaj zrobi pierwszy krok w kierunku prawdy: czy postąpiła słusznie, oddając mu serce, czy nie.
Głęboko zaczerpnęła tchu, rozwiązała pasek szlafroka i na bosaka wyszła do holu.
– Jane?
– Tu jestem. – Zatrzymała się u szczytu schodów. Z wrażenia kręciło jej się w głowie.
Był piętro niżej.
– Zgadnij, kto… – Urwał, widząc, że żona ma na sobie tylko cieniutki szlafroczek, i to w biały dzień.
Uśmiechnął się i wetknął ręce do kieszeni.
– Cóż, wiesz, jak powitać męża w domu!
Nie była w stanie wykrztusić słowa. Powoli rozchylała szlafrok, a w głębi serca szeptała bez słów: „Błagam, pragnij mnie za to, jaka jestem, a nie za to, jak wyglądam. Błagam, kochaj mnie choć odrobinkę". Szarpnęła mocniej i oto śliski jedwab leżał u jej stóp.
Ciepłe słoneczne światło odsłaniało wszystko: małe piersi, zaokrąglony brzuch, szerokie biodra i przeciętne nogi.
Cal wyglądał, jakby dostał zawrotu głowy. Jane oparła dłoń na poręczy i zeszła powoli na dół, spowita jedynie w migdałowy zapach.
Rozchylił usta. Oczy mu błyszczały.
Doszła do stóp schodów. Uśmiechnęła się.
Cal zwilżył wargi, jakby zaschło mu w ustach, i poprosił ochryple:
– Odwróć się, Eth.
– Za żadne skarby świata.
Jane gwałtownie podniosła głowę. Ku swojemu przerażeniu dostrzegła w drzwiach, tuż za Calem, wielebnego Ethana Bonnera.
Przyglądał się jej z jawnym zainteresowaniem.
Ze stłumionym jękiem uciekła na górę, aż za dobrze wiedząc, że tym samym prezentuje im w całej okazałości swoją odwrotną stronę. Poderwała szlafrok z podłogi i ukryła się w łazience. Oparła się plecami o drzwi. Nigdy w życiu nie było jej tak wstyd.
Wydawało się, że minęło zaledwie kilka sekund, gdy rozległo się delikatne pukanie.
– Kochanie? – W głosie Cala było napięcie, charakterystyczne dla kogoś, kto wie, że ma tylko kilka minut na rozbrojenie bomby.
– Nie ma mnie. Idź sobie. – Ku swojej rozpaczy miała łzy w oczach. Rozmyślała o tym od tak dawna, przywiązywała do tego taką wagę, a teraz wszystko przepadło.
Drzwi zadygotały.
– Skarbie, odsuń się i daj mi wejść.
Posłuchała, zbyt załamana, by się sprzeczać. Przycisnęła szlafrok do piersi i przywarła plecami do przeciwległej ściany.
Wszedł niepewnie, jak saper wkraczający na pole minowe.
– Wszystko w porządku, skarbie?
– Nie mów tak do mnie! Nigdy w życiu nie było mi tak wstyd!
– Niepotrzebnie, skarbie. Sprawiłaś Ethowi niespodziankę dnia. Ba, miesiąca. A może i roku. Że już nie wspomnę o sobie.
– Twój brat widział mnie nagą! Stałam tam, na schodach, golusieńka jak mnie Pan Bóg stworzył, i robiłam z siebie idiotkę!
– I tu się mylisz. W twojej nagości nie było nic idiotycznego. Skarbie, pozwól, powieszę ten szlafroczek, zanim do końca go zniszczysz.
Przycisnęła jedwab do piersi.
– Patrzył na mnie przez cały czas, a ty nawet nie pisnąłeś. Dlaczego mnie nie ostrzegłeś, że nie jesteśmy sami?
– Zaskoczyłaś mnie, skarbie. Nie myślałem logicznie. A Eth nie mógł nic na to poradzić, że patrzy. Od lat nie widział pięknego ciała. Martwiłbym się raczej, gdyby nie patrzył.
– Jest duchownym!
– Cóż za błogosławieństwo. Na pewno nie chcesz, żebym powiesił szlafroczek?
– Kpisz sobie z całej sytuacji!
– Skądże znowu. Tylko gruboskórny cham uznałby tak przerażające przeżycie za powód do śmiechu. Wiesz co? Zaraz zejdę na dół i zabiję go, zanim stąd pójdzie.
Nie chciała się uśmiechać, wolała się naburmuszyć. Zawsze miała na to ochotę, ale aż do dzisiaj nie bardzo wiedziała, jak to zrobić. Teraz wydało się to naturalne.
– Przeżyłam największy szok w życiu, a ty sobie stroisz żarty.
– Jestem wieprzem. – Przyciągnął ją lekko do siebie, dotknął gołych pleców. – Na twoim miejscu kazałbym mi iść do diabła, przecież nawet nie jestem godzien oddychać tym samym powietrzem co ty.
– To prawda.
– Skarbie, naprawdę się martwię o ten śliczny szlafroczek. Gniecie się miedzy nami, nic z niego nie będzie. Oddaj mi go, dobrze?
Przywarła do niego, rozkoszując się ciepłem jego dłoni na plecach, ale jeszcze się nie rozchmurzyła.
– Nigdy w życiu nie spojrzę mu w oczy. Już i tak uważa mnie za pogankę. A teraz?
– To fakt, ale Ethan od dziecka interesował się kobietami upadłymi. To jego przekleństwo.
– Na pewno zauważył, że jestem w ciąży.
– Jeśli go poproszę, nikomu o tym nie powie.
Westchnęła głośno.
– Muszę się z tym pogodzić, prawda?
Pogłaskał japo policzku.
– Skarbie, w chwili, gdy stanęłaś u szczytu schodów, znalazłaś się w punkcie bez powrotu.
– Chyba tak.
– A skoro nie masz nic przeciwko temu, poczekaj tu chwileczkę. Rozsunę zasłony, żeby było widniej i żebym miał lepszy widok.
Westchnęła.
– Nie ułatwiasz mi niczego, prawda?
– Nie. -Po chwili popołudniowe słońce zalało pokój ciepłym światłem.
– A co z Ethanem?
– Nie jest głupi. Już dawno poszedł.
– Może się najpierw rozbierzesz?
– O, nie. Wiele razy widziałaś mnie nago. Teraz moja kolej.
– Jeśli myślisz, że będę tu stała goła, podczas gdy ty nie zdjąłeś nawet koszulki…
– Tak właśnie myślę. – Podszedł do łóżka, ułożył stertę poduszek przy wezgłowiu, ściągnął buty i ułożył się wygodnie. Założył ręce pod głowę, jak człowiek szykujący się na dobry film.
Irytacja i rozbawienie walczyły w niej o lepsze.
– A co, jeśli zmieniłam zdanie?
– Oboje wiemy, że jesteś zbyt dumna, by teraz się wycofać. Powiedz, chcesz, żebym zamknął oczy?
– Już widzę, jak to robisz. – Dlaczego właściwie robi z tego taką wielką sprawę? Jak na osobę o takim ilorazie inteligencji, jest głupia jak but. Niech go piekło pochłonie. Dlaczego po prostu nie wyrwał jej szlafroka i nie skończył tego wszystkiego? Ale nie, to byłoby zbyt proste. Wolał leżeć z irytującym błyskiem w oku i działać jej na nerwy. Denerwowała się coraz bardziej. To test dla niego, nie dla niej. To on ma jej coś udowodnić. Czas dać mu szansę.
Zamknęła oczy i zdjęła szlafrok.
Cisza jak makiem zasiał.
Tysiąc rzeczy przemknęło jej przez myśl, jedna gorsza od drugiej: nie podoba mu się, zemdlał na widok jej bioder, brzydzi go zaokrąglony brzuch.
Ta ostatnia myśl była jak zapalony lont. Co za bydlak! Gorzej niż bydlak! Którego mężczyznę brzydzi ciało kobiety noszącej jego dziecko? Jest gorszy niż bezmózgowce.
Uniosła powieki.
– Wiedziałam! Wiedziałam, że uznasz moje ciało za okropne! – Wzięła się pod boki, podeszła do łóżka i łypnęła na niego z góry. – A dla twojej wiadomości, dupku: słodkie seksowne maleństwa z twojej przeszłości może i miały idealne wymiary, ale nie rozróżniają protonu od leptonu. Jeśli ci się wydaje, że będę tu stała i pozwalała, byś mnie osądzał na podstawie moich bioder albo okrągłego brzucha, jesteś w błędzie. – Pogroziła mu palcem. -Tak wygląda dorosła kobieta, dupku! Bóg zaprojektował ludzkie ciało, żeby było użyteczne, nie żeby gapił się na nie ograniczony dureń, którego podniecają dziewuszki bawiące się Barbie!
– Cholera, muszę cię zakneblować. – Jednym ruchem pociągnął ją na łóżko, przydusił sobą i zamknął usta pocałunkiem.