Выбрать главу

Całował głęboko i mocno. Zaczął od ust, potem błądził po szyi, piersiach, brzuchu, udach. Jej gniew przerodził się w pożądanie.

Nie wiedziała dokładnie, kiedy się rozebrał, ale rozkoszowała się dotykiem jego silnego ciała. Jak na człowieka akcji, był bardzo powolnym kochankiem. W jasnym świetle słońca pieścił każdy skrawek jej ciała i sycił oczy jej widokiem, aż zaczęła go błagać.

– Proszę… nie wytrzymam dłużej.

Musnął ustami jej pierś. Jego oddech zdawał się parzyć skórę.

– Wytrzymasz o wiele, wiele dłużej, zanim skończymy.

Ukarała go na swój sposób, pieszcząc go tak, jak lubił, ale to tylko roznieciło jej pożądanie, więc oboje byli u kresu wytrzymałości. Przykrył ją sobą i wszedł. Szczytowała błyskawicznie.

– Widzisz, co zrobiłeś? – mruknęła, gdy już wróciła na ziemię.

Jego oczy pociemniały, jak wiosenne niebo przed burzą, a w głosie pojawiła się jedwabiście ostrzegawcza nuta.

– Biedactwo. Chyba musimy zacząć od nowa? – Wszedł w nią głęboko.

– Nie mam ochoty – skłamała.

– Więc zamknij oczy i poczekaj, aż skończę.

Roześmiała się. Pocałował ją i po chwili znowu zagubili się w sobie. Nigdy nie czuła się taka wolna. Zrzucając ubranie, odrzucała także wszelkie opory.

– Kocham cię – szepnęła, gdy w nią wchodził. – Tak bardzo cię kocham.

Całował ją, jakby spijał te słowa z jej ust.

– Moja piękna…

Odnaleźli wspólny rytm, stary jak świat, i razem wspinali się coraz wyżej. Kochał ją ciałem i, wiedziała to teraz, także sercem. Nie może być inaczej. Ta świadomość zaniosła ją na szczyt.

Następne kilka godzin spędzili w różnych fazach negliżu. Pozwolił jej włożyć niebieskie sandałki i nic więcej. Ona zgodziła się na czarny ręcznik dla niego, tyle że na karku, nie na biodrach.

Zjedli późny lunch w łóżku i wymyślali zmysłowe igraszki z plastrami pomarańczy. Później wzięli razem prysznic. Uklękła przed nim i kochała go, aż oboje stracili panowanie nad sobą.

Nie mogli się sobą nasycić. Miała wrażenie, że istnieje tylko po to, żeby go zaspokoić i przyjmować rozkosz, którą jej ofiaruje. Nikt nigdy tak jej nie kochał, nigdy nie była tak pewna swojej kobiecości. Czuła się silna i delikatna zarazem. Choć nic nie mówił, w głębi serca wiedziała, że ją kocha. Niemożliwe, by tylko ona odczuwała wszystko tak intensywnie.

Zwlekał z wyjazdem do ostatniej chwili. Gdy dżip opuszczał podjazd, uśmiechnęła się pod nosem.

Wszystko będzie dobrze.

Najlepszy zespół folkowy w Telarosa w Teksasie przygrywał skocznego two-stepa, ale Cal nie zatańczył ani z cheerleaderkąz Dallas, ani z zabójczą panienką z Austin. Był niezłym tancerzem, tego wieczoru jednak nie miał ochoty na tańce, nie tylko dlatego, że kiepsko szło mu w turnieju golfowym. Ogarnęła go depresja posępna jak noc w górach.

Jeden z powodów tej depresji siedział teraz koło niego i wyglądał o wiele lepiej i pogodniej, niż można by się spodziewać po kimś, kto musiał się rozstać z piłką. Malutka blondyneczka, w przyszłości zapewne pożeraczka męskich serc, drzemała w jego ramionach. O ile Cal się nie myli, Wendy Susan Denton opuszczała ramiona tatusia tylko wtedy, gdy grał w golfa albo karmiła ją mama.

– Czy Gracie pokazała ci, jak rozbudowaliśmy dom? – zapytał Bobby Tom Denton. – Uznaliśmy, że potrzeba nam więcej miejsca. Poza tym odkąd Gracie została burmistrzem, uznała że musi mieć swój gabinet.

– Tak, B.T., Gracie mi pokazała. – Cal rozejrzał się w poszukiwaniu ucieczki, ale był osaczony. Przemknęło mu przez myśl, że rozmowy z żoną B.T., Gracie Snów Denton, okazały się jednym z nielicznych przyjemnych akcentów tego weekendu. W tym czasie Bobby Tom oprowadzał reporterów po polu golfowym, zabierając Wendy ze sobą, więc Cal nie musiał patrzeć na małe zawiniątko i myśleć o przyszłości.

Ku swemu zdumieniu bardzo polubił mamę Wendy, choć pani burmistrz Gracie wcale nie wyglądała na kobietę, z którą ożeniłby się legendarny Bobby Tom. Kiedyś otaczał się pięknościami o wielkich biustach, a Gracie nie miała się czym pochwalić w tej dziedzinie. Była za to miła, to pewne. Prostolinijna i troskliwa. Trochę tak jak pani profesor, tylko że nie przerywała rozmowy w połowie, pogrążając się w rozważaniach zawiłej teorii, którą oprócz niej rozumie może z tuzin naukowców na całym świecie.

– Gracie i ja świetnie się bawiliśmy projektując nową część domu. -Bobby Tom uśmiechnął się szeroko i przesunął kowbojski kapelusz na tył głowy. Zdaniem Cala Boby mógłby nauczyć nawet Ethana, jak wyglądać niczym prawdziwa gwiazda filmowa, chociaż czas zostawił na twarzy B.T. swoje ślady.

– A mówiła ci, że kupiłem w zachodnim Teksasie całą starą nawierzchnię ulicy? Gracie się dowiedziała, że chcą ją zalać asfaltem, więc pojechałem tam i dobiłem z nimi targu. Nie ma to jak stary bruk. Radzę ci, zajrzyj na tyły domu i zobacz, jak to wygląda.

Bobby Tom rozprawiał o starych cegłach i płytkach, jakby to było najważniejsze na świecie, a dzieciak uśmiechał się słodko, ssał palec i co jakiś czas miłośnie spoglądał na tatusia. Calowi zaczynało brakować powietrza.

Zaledwie dwie godziny wcześniej podsłuchał, jak słynny sportowiec rozprawia z Phoebe Calebow, właścicielką Gwiazd, o karmieniu piersią! Otóż B.T. nie jest wcale pewien, czy Gracie robi to właściwie. Jego zdaniem podchodzi do tego za mało poważnie. Bobby Tom, który nie podchodził poważnie do niczego poza piłką, teraz zachowuje się, jakby karmienie dzieciaka piersią było najważniejszą sprawą na świecie!

Na samo wspomnienie Cala zlał zimny pot. Do tej pory był pewien, że Bobby Tom tylko udaje, że robi dobrą minę do złej gry, ale teraz się przekonał, że B.T. naprawdę w to wierzy. Nie zdaje sobie sprawy, że coś jest nie tak. Przecież to straszne, że jeden z lepszych zawodowych graczy w historii ligi NFL uważa żonę, dziecko i stare cegły za najważniejsze w życiu! Cal nigdy by nie uwierzył, że legendarny Bobby Tom Denton zapomni kim jest, a właśnie tak się stało.

Ku jego uldze Gracie zawołała B.T. do siebie. Zanim odszedł, Cal dostrzegł na jego twarzy wyraz błogości. Poczuł się, jakby oberwał w splot słoneczny.

Dokończył piwo i spróbował sobie wmówić, że ani razu nie spojrzał takim wzrokiem na panią profesor… tylko że wcale nie był tego pewien. Pani profesor postawiła jego życie na głowie. Bóg jeden wie, jakie durne miny robi w jej obecności.

Gdyby nie wyznała mu miłości, nie denerwowałby się tak bardzo. Dlaczego to zrobiła? W pierwszej chwili zrobiło mu się ciepło na sercu, gdy to usłyszał. Było coś cudownego w tym, że wybrała go kobieta tak mądra, zabawna i dobra jak pani profesor. To się jednak zmieniło, gdy przybył do Telarosy i zobaczył życie Bobby'ego Toma.

Może Bobby Tom czuje się dobrze z tą całą stabilizacją, ale nie Cal. Kiedy odejdzie z boiska, nic na niego nie czeka: żadna fundacja, żadna praca, nic, co pozwoliłoby mu chodzić z dumnie podniesioną głową. I tu jest pies pogrzebany, przyznał w końcu.

Jak można być prawdziwym mężczyzną nie pracując? Bobby Tom ma fundację, ale Cal nie posiada jego talentu pomnażania pieniędzy. Po prostu trzymał je w banku i żył z odsetek. Po skończonym meczu Cala nie czeka nic.

Nic i nikt, tylko Jane. Kiedy się wczoraj z nią żegnał, na pewno wiedziała, że on nie myśli już o ich związku jako o czymś przejściowym. Teraz chodzą jej po głowie ręczniki z monogramem, stare cegły i nowe meble. Tylko że on nie ma na to najmniejszej ochoty, podobnie jak nie chciał jej miłosnych wyznań! Lada chwila każe mu malować ściany i wybierać nową wykładzinę. Skoro sama wyznała mu miłość, będzie oczekiwała tego samego od niego, a jeszcze nie jest gotów. Jeszcze nie. Nie teraz, gdy jedyne, na czym się zna, to gra w piłkę. Nie teraz, gdy zbliża się najtrudniejszy sezon w jego karierze.