Выбрать главу

Cal grał w golfa w Teksasie, a Jane chodziła na dalekie spacery i marzyła o przyszłości. Wyobrażała sobie, gdzie zamieszkają, w myślach tak układała swój plan zajęć, by choć czasami towarzyszyć mężowi w wyjazdach. W niedzielne popołudnie zerwała w kuchni obrzydliwe tapety w róże i ugotowała domowy rosół.

W poniedziałkowy ranek obudził ją szum prysznica, domyśliła się więc, że Cal wrócił wieczorem, gdy zasnęła. Żałowała, że nie dołączył do niej w łóżku. W ciągu minionych tygodni zwykła dotrzymywać mu towarzystwa, gdy się golił, ale teraz drzwi do łazienki były szczelnie zamknięte. Zobaczyła go dopiero w kuchni, przy śniadaniu.

– Witaj w domu – odezwała się miękko i czekała, aż ją przytuli. On zaś mruknął coś niewyraźnie pod nosem.

– Jak turniej? – zapytała.

– Kiepsko.

To wyjaśniało jego zły humor.

Zaniósł pusty talerz do zlewu, zalał wodą. Nagle odwrócił się do niej i groźnie wskazał gołe ściany.

– Nie lubię wracać do domu i zastawać ruinę.

– Przecież nie uwierzę, że podobały ci się te róże.

– To nie ma znaczenia. Powinnaś była ze mną porozmawiać, zanim samowolnie zabrałaś się za zmiany w moim domu.

Po czułym kochanku, o którym marzyła przez cały weekend, nie było śladu. Zrobiło jej się nieswojo. Przywykła uważać to gmaszysko za swój dom, ale Cal najwyraźniej nie był tego zdania. Głęboko zaczerpnęła tchu i spróbowała zachować spokój.

– Nie przypuszczałam, że będziesz miał coś przeciwko. -A jednak mam.

– No dobrze, wybierzemy inne tapety. Sama je położę. Wpadł w panikę.

– Ja nie wybieram tapet, pani profesor! Nigdy! Ty zresztą też nie! Daj mi spokój! – Porwał kluczyki.

– Chcesz, żeby to tak zostało?

– Właśnie.

Zastanawiała się, czy posłać faceta do diabła, czy starać się go uspokoić. Uznała, że lepsze będzie to drugie. Jakby nie było, zawsze zdąży posłać go do diabła.

– Ugotowałam rosół. Wrócisz na kolację?

– Nie wiem. Wrócę, kiedy zechcę. Nie próbuj mnie udomowić, pani profesor, bo to ci się nie uda. – Z tymi słowami zniknął w garażu.

Przycupnęła na stołku i wmawiała sobie, że nie może przesadzać. Cal jest zmęczony, zły, kiepsko szła mu gra, dlatego tak się zachowuje. Nie ma najmniejszych powodów, by podejrzewać, że jego zachowanie ma cokolwiek wspólnego z tym, co zaszło przed jego wyjazdem. Mimo fatalnego usposobienia tego ranka, Cal jest porządnym człowiekiem. Nie odtrąci jej tylko dlatego, że rozebrała się w środku dnia i wyznała mu miłość.

Zmusiła się do zjedzenia połówki tosta i starała się nie myśleć, dlaczego tak długo nie pokazywała mu się nago. A co, jeśli miała rację? Może teraz, gdy nie stanowi już dla niego wyzwania, stracił wszelkie zainteresowanie? Dwa dni temu gotowa była przysiąc, że ją kocha, teraz nie była już taka pewna.

Wiedziała, że marnuje czas, ale zamiast pracować, bez celu włóczyła się po domu. Zadzwonił telefon; dwa dzwonki oznaczały służbową linię Cala. Nigdy nie podnosiła słuchawki.

Mijała akurat drzwi jego gabinetu, gdy włączyła się sekretarka automatyczna i rozległ się głos, który doskonale pamiętała:

– Cal, tu Brian Delgado. Słuchaj, musimy jak najszybciej pogadać. Na urlopie wymyśliłem, jak możemy to załatwić. Na szare komórki nic tak dobrze nie działa jak porządna plaża. Szkoda tylko, że to tak długo trwało. W każdym razie w weekend miałem spotkanie w tej sprawie i chyba wygramy. Ale jeśli mamy to zrobić, musimy działać natychmiast. – Zawiesił głos dla lepszego efektu. – Z oczywistych przyczyn nie chciałem używać faksu, więc wysłałem ci wszystko pocztą kurierską w sobotę, tak że dzisiaj rano powinno do ciebie dotrzeć. Zadzwoń, gdy przeczytasz. – Zachichotał. -Wszystkiego najlepszego!

Aż za dobrze pamiętała Briana Delgado, prawnika Cala: chciwe oczy, pogardliwy sposób bycia, aroganckie zachowanie. Coś ją w nim drażniło, chyba fałsz w głosie. Co za niemiły człowiek.

Zerknęła na zegarek. Dziewiąta. Już i tak zmarnowała dzisiaj dużo czasu, nie pozwoli, by telefon Briana Delgado zepsuł jej humor do reszty. Wróciła do kuchni, nalała sobie kawy i poszła do siebie.

Włączyła komputer. Widząc datę na monitorze, poczuła dreszcz. W pierwszej chwili nie wiedziała dlaczego, zaraz jednak zrozumiała. Piąty maja. Pobrali się dwa miesiące temu. Wszystkiego najlepszego.

Przycisnęła palec do ust. Czyżby zbieg okoliczności? Przypomniała sobie słowa Delgado: „Z oczywistych przyczyn nie chciałem użyć faksu"… Z jakich przyczyn? Takich, że mogłaby przeczytać tajemniczy raport przed Calem? Zerwała się z krzesła, zbiegła do jego gabinetu i ponownie odsłuchała wiadomość.

Tuż przed dziesiątą zjawił się kurier FedEx. Pokwitowała odbiór. W gabinecie Cala bez chwili wahania otworzyła przesyłkę.

Raport był bardzo długi i zawierał wiele błędów; dowód, że Delgado pisał go samodzielnie. Nic dziwnego. Ze złamanym sercem czytała jego propozycję i starała się pogodzić z faktem, że Cal się z nią kochał, a jednocześnie knuł zemstę.

Minęła godzina, zanim zdołała pójść na górę i zabrać się za pakowanie. Zadzwoniła do Kevina i kazała mu przyjechać. Kiedy zobaczył walizki, zaczął protestować, ale nie słuchała. Dopiero gdy zagroziła, że sama zniesie komputer, zgodził się zataszczyć go do samochodu. Później kazała mu odejść, usiadła w fotelu i czekała na Cala. Dawna Jane wymknęłaby się chyłkiem, nowa musiała porozmawiać z nim po raz ostatni.

Rozdział osiemnasty

Jane nie wyjechała! Cal dostrzegł ją przez okno. Stała wpatrzona w Heartache Mountain. Mięśnie, których napięcia nawet nie poczuł, rozluźniły się. Nadal tu jest. Ćwiczył w klubie sportowym, gdy Kevin wpadł z wiadomością, że jego żona spakowała komputer i jest gotowa wracać do Chicago. Kevin szukał go przez dłuższy czas, dlatego w drodze do domu Cal zamartwiał się, że już jej nie zastanie.

Nie pojmował, czemu chciała zrobić coś takiego. Owszem, rano zachował się okropnie. Żałował tego od samego początku i obiecał sobie, że wróci na czas, by zjeść jej domowy rosołek. Przecież Jane nie ucieka. Wyobrażał sobie raczej, że wali go w głowę żeliwnym rondlem, niż że wsiada w samochód i odjeżdża.

Stała przed nim, starannie ubrana i zapięta po szyję, i nagle przemknęło mu przez głowę, że chyba tylko jego młodszy brat przykłada taką samą wagę do stroju. Na podróż włożyła bawełnianą sukienkę z podwyższonym stanem, kremową, zapinaną na guziki do samego dołu. Była luźna, tak że nikt by się nie domyślił, że Jane jest w ciąży. Zakrywała jej nogi, ale nie szczupłe kostki i smukłe stopy w brązowych sandałkach.

Szylkretowa opaska podtrzymywała jej włosy. Widząc, jak promienie słońca lśnią w złotych kosmykach, zauważył, jaka jest ładna. Jego żona to kobieta z klasą. Patrząc na nią, doświadczał wielu sprzecznych uczuć: czułości i pożądania, zagubienia i gniewu, żalu i pragnienia. Dlaczego akurat teraz urządza mu awanturę? Wystarczy jeden zły humor w rodzinie, a dzisiaj przyszła jego kolej.

Tylko że jego zły humor nie stanowił problemu. Klika godzin w sypialni i Jane zapomni, jak po chamsku się dzisiaj zachował, podobnie jak odechce jej się wracać do Chicago. Nie, prawdziwy problem leży gdzie indziej. Dlaczego wyznała mu miłość? Czy nie rozumie, że te słowa wszystko zmieniły?

Byłoby inaczej, gdyby wkroczyła w jego życie dziesięć lat temu, zanim uświadomił sobie, że poza sportem nie ma nic. Pani profesor łatwo myśleć o stabilizacji. Ma pracy do końca życia. W przeciwieństwie do niego. Miał przykre wrażenie, że jego życie zmierza w niewłaściwym kierunku, odpowiednim może dla Bobby'ego Toma Dentona, ale nie dla niego.