Выбрать главу

Jim wziął ją za rękę. Popatrzył na nią i złote błyski w orzechowych oczach przypomniały jej nagle, jaki był czuły i troskliwy podczas każdej ciąży. Nawet gdy była gruba i obolała, całował wielki brzuch i zapewniał, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Z dłonią wtuloną w jego dłoń zauważyła, jak łatwo przyszło jej zapomnieć o dobrych chwilach i rozmyślać tylko o złych.

Poprowadził ją wąską ścieżką w stronę lasu. Wbrew obietnicy złożonej Annie, wkrótce odeszli daleko od domu.

– Piękny dzień – zaczął – choć nieco zbyt ciepły jak na maj. -Tak.

– Bardzo tu cicho.

Dziwiło ją, że nadal zwraca się do niej jak do obcej osoby. Poddała się chwili i podążyła za nim tam, gdzie jeszcze nie zdążyli się skrzywdzić.

– Cicho, ale cudownie.

– Czy nie czuje się pani samotna?

– Mam dużo pracy.

– Na przykład?

Patrzył na nią. Uderzyła ją intensywność tego spojrzenia. Chce wiedzieć, co porabia! Chce jej słuchać! Zachwycona, opowiadała ze szczegółami.

– Wstajemy wczesnym rankiem. Najbardziej kocham las zaraz po wschodzie słońca. Kiedy wracam ze spaceru, moja synowa… – urwała, zerknęła na Jima kątem oka. – Ma na imię Jane.

Zmarszczył brwi, ale milczał. Weszli głębiej między krzewy magnolii. Przy ścieżce rosły fiołki i dzwoneczki. Lynn wdychała bogaty, wilgotny aromat ziemi.

– Jane kończy szykować śniadanie, kiedy wracam ze spaceru – podjęła przerwany wątek. – Moja matka domaga się jajecznicy na bekonie, a Jane szykuje naleśniki z mąki razowej i świeże owoce, wiec zazwyczaj się kłócą. Ale Jane jest sprytna i radzi sobie z Annie lepiej niż ktokolwiek inny. Po śniadaniu słucham muzyki i sprzątam.

– Jakiej muzyki?

Wiedział doskonale. Przez te lata setki razy przestawiał radio w samochodzie z jej stacji grających muzykę klasyczną na swoje grające ulubione country.

– Kocham Mozarta i Vivaldiego, Chopina, Rachmaninowa. Moja synowa preferuje starego rocka. Czasami tańczymy.

– Ty i… Jane?

– Przepada za Rodem Stewartem. – Lynn parsknęła śmiechem. – Jeśli w radio grają jego piosenki, każe mi rzucać każdą robotę i z nią tańczyć. Podobnie reaguje na nowsze zespoły, takie, których nazwy nic ci nie powiedzą. Chwilami po prostu musi tańczyć. Nie miała po temu okazji w młodości.

– Ale przecież… Słyszałem, że robi karierę naukową – zaczął ostrożnie.

– Tak. Przede wszystkim jednak czeka na dziecko.

Czas mijał.

– Wydaje się wyjątkowa.

– Jest cudowna. – I nagle, rzuciła pod wpływem impulsu: – Może przyjdzie pan do nas na kolację? Miałby pan okazję, by ją lepiej poznać.

– Zaprasza mnie pani? – na jego twarzy malowały się zdumienie i radość.

– Tak, chyba tak.

– W takim razie dobrze. Bardzo chętnie.

Przez dłuższą chwilę milczeli oboje. Ścieżka się zwężała. Lynn skręciła w bok, w stronę strumienia. Przed laty często tu przychodzili i przesiadywali na zwalonym pniu, który zdążył już spróchnieć. Czasami tylko obserwowali wodę obmywającą omszałe głazy, najczęściej jednak się kochali. Tutaj został poczęty Cal.

Jim odchrząknął i przysiadł na zwalonym pniu, leżącym w poprzek strumyka.

– Dosyć ostro potraktowała pani mojego syna.

– Wiem. – Usiadła obok, ale nie dotykała go. – Mam wnuka, którego muszę chronić.

– Rozumiem.

Ale widać było, że wcale nie rozumie. Zaledwie kilka tygodni temu ukrywałby niepewność pod agresją, teraz jednak wydawał się raczej zamyślony niż gniewny. Czyżby nabierał do niej zaufania?

– Pamięta pani, jak mówiłem, że moje małżeństwo się rozpada?

Zesztywniała.

– Tak.

– To moja wina. Musiałem to pani powiedzieć, na wypadek gdyby… gdyby chciała się pani ze mną spotykać.

– Pana wina?

– W dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Obwiniałem ją za własne błędy i nawet tego nie widziałem. – Oparł głowę na łokciach i zapatrzył się wodę. – Od lat wmawiałem sobie, że gdybym nie musiał się z nią ożenić jako młody chłopak, byłbym dziś epidemiologiem światowej sławy. Dopiero kiedy odeszła, zrozumiałem, że się oszukiwałem. – Splótł dłonie, duże, silne dłonie, które witały i żegnały ludzi na tym świecie. – Z dala od gór byłbym nieszczęśliwy. Lubię moją pracę.

Wzruszył ją szczery ton. Może w końcu odkrył tę część siebie, którą utracił?

– A pozostały jeden procent?

– Słucham? – Odwrócił się ku niej.

– Powiedział pan, że ponosi winę w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Aten jeden?

– Nawet i to nie jest jej wina. – Nie wiadomo, czy to odbicie wody, czy w jego oczach rzeczywiście błyszczy współczucie. – Miała trudne dzieciństwo, nie skończyła nawet szkoły. Twierdzi, ze patrzyłem na nią z góry z tego powodu i pewnie ma rację, jak zwykle, ale moim zdaniem bardzo mi to ułatwiała. Choć osiągnęła więcej niż inni ludzie, zawsze była o sobie złego zdania.

Już otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Jak mogłaby zaprzeczyć prawdzie?

Zamyśliła się nad swoim życiem. Dostrzegła ogrom pracy i dyscypliny, który doprowadził ją do dzisiejszej pozycji. Polubiła siebie, ale dlaczego zabrało jej to tyle czasu? Jim ma rację. Jak mogła się spodziewać, że będzie ją szanował, skoro sama tego nie robiła? Jej zdaniem to znacznie więcej niż jeden procent. Powiedziała to.

Wzruszył ramionami.

– Nieważne. – Ujął jej dłoń, musnął obrączkę. Nie patrzył na nią. Mówił cicho, głosem przepełnionym uczuciem. – Moja żona to część mnie. Bardzo ją kocham.

Wzruszyło jato proste wyznanie. Słowa dławiły ją w gardle.

– Szczęściara z niej.

Podniósł głowę i przekonała się, że wilgoć w jego oczach to naprawdę łzy. Przez trzydzieści siedem lat nigdy nie widziała, by płakał, nawet po śmierci Cherry i Jamiego.

– Jim… – Nagle znalazła się jego ramionach, w miejscu, które Bóg stworzył specjalnie dla niej. Uczucia, których nie umiała nazwać, przyprawiały ją o zawrót głowy i dlatego powiedziała zupełnie nie to, co chciała: – Muszę pana uprzedzić, że nie chodzę do łóżka na pierwszej randce.

– Naprawdę? – zapytał ochryple.

– Tak, dlatego że zaczęłam bardzo wcześnie. – Odsunęła się, opuściła wzrok. – Wcale tego nie chciałam, ale kochałam go i nie mogłam odmówić.

Zerknęła do góry, chcąc się przekonać, jak przyjął to wyznanie. Nie miała zamiaru obarczać go nowymi wyrzutami sumienia, zależało jej tylko, by zrozumiał, jak to było.

Uśmiechnął się smutno i dotknął jej ust.

– Czy to zraziło panią do seksu?

– Och, nie. Los obdarzył mnie wspaniałym kochankiem. Początkowo był co prawda troszkę niezdarny, ale szybko się uczył. – Uśmiechnęła się.

– Miło mi to słyszeć. – Obrysował kciukiem jej dolną wargę. – Czy ktoś już pani powiedział, że jest pani piękna? Nie taka schludna jak moja żona, ale śliczna.

Parsknęła śmiechem.

– Do tego mi daleko.

– Nie zna się pani i tyle. – Pomógł jej wstać. Jeszcze zanim pochylił głowę, wiedziała, że ją pocałuje.

Dotyk jego ust był delikatny, znajomy. Nie przytulił jej, tak że dotykały się tylko ich usta i dłonie, splecione po bokach. Pocałunek szybko przeszedł w bardziej namiętną pieszczotę. Minęło tyle czasu, mieli sobie tyle do powiedzenia, także bez słów. Odpowiadało jej jednak, że Jim ją adoruje, i zapragnęła więcej.

Odsunął się, jakby to wyczuł, i popatrzył na nią nieprzytomnie.

– Muszę… muszę wracać do pracy. I tak już jestem spóźniony, a nie chcę się spieszyć, gdy będziemy się kochać.

Na myśl o tym zakręciło jej się w głowie. Wzięła go za rękę, gdy wracali na ścieżkę.