– To pewnie pizza, którą zamówiłem.
Wszyscy trzej rzucili się do drzwi.
Cal obserwował ich z rozbawieniem. Przez cały wieczór dziwnie się zachowywali. Zaraz się dowie, dlaczego.
Jane stała w przedpokoju luksusowego apartamentu Cala Bonnera. Różowa kokarda na szyi sprawiała, że czuła się jak prezent dostarczony pocztą kurierską.
Serce biło jej tak szybko, że podejrzewała, iż mężczyźni widzą pulsujące poły żakietu. Kręciło jej się w głowie, co, jak podejrzewała, zawdzięczała pigułkom Jodie.
Junior o brwiach jak gąsienica pomógł jej zdjąć płaszcz i pospiesznie przedstawił ją szeptem pozostałym. Na pierwszy rzut oka było widać, że to piłkarze. Chris był biały, łysiał i miał najpotężniejszy kark, jaki kiedykolwiek widziała u człowieka. Melvin był czarny i nosił okulary w drucianych oprawkach. Nadawały mu wygląd naukowca, kłócący się z potężnym korpusem. Wille był koloru kawy z mlekiem i miał uwodzicielskie oczy.
Junior zakończył prezentację i z dumą wskazał ją kciukiem.
– Jodie świetnie się spisała, nie? Mówiłem wam, że jej się uda.
Otaksowali ją wzrokiem. Willie skinął głową.
– Dziewczyna z klasą, ale ile ma lat?
– Dwadzieścia pięć – oznajmił Junior, tym samym odmładzając ją o kolejny rok.
– Niezłe nogi. – Chris obszedł ją dookoła. -1 świetny tyłek. – Uszczypnął ją w pośladek.
Obróciła się na pięcie i z całej siły kopnęła go w łydkę.
– Hej!
Zbyt późno uświadomiła sobie, że popełniła błąd. Kobieta tej profesji nie może tak gwałtownie reagować na zaczepki obcych mężczyzn. Szybko odzyskała panowanie nad sobą i obrzuciła go wyniosłym spojrzeniem najdroższej callgirclass="underline"
– Nie ma nic za darmo. Jeśli interesuje pana towar, proszę złożyć zamówienie.
Wcale się nie obrazili. Parsknęli śmiechem, a Willie z zadowoleniem pokiwał głową.
– Idealna! Akurat tego mu trzeba.
– Jutro będzie w siódmym niebie – zachichotał Melvin.
– Chodźcie, chłopaki. Zabawa się zaczyna.
Junior popchnął ją lekko. Drobiąc niezdarnie na karykaturalnie wysokich obcasach, szła po kamiennej posadzce, a mężczyźni zaintonowali Happy Birthday.
Zaschło jej w ustach ze strachu, jeszcze zanim doszła do końca korytarza. Kolejny krok i oto jej stopy zanurzyły siew puszystym białym dywanie. Podniosła głowę, zobaczyła Cala Bonnera i zastygła w bezruchu. Nawet przez narkotyczną mgiełkę jedno uświadomiła sobie z całą wyrazistością: telewizor kłamał.
Stał na tle przeszklonej ściany, tak że za nim była tylko ciemna listopadowa noc. W telewizji widziała przystojnego wiejskiego prostaka o świetnym wyglądzie i fatalnej gramatyce, ale ten mężczyzna nie ma w sobie nic z wiejskiego głupka. To wojownik.
Przechylił głowę na bok i obrzucił ją badawczym spojrzeniem. Miał zimne, ponure oczy. Gdy w nie patrzyła, na myśl przychodziły jej okropne rzeczy.
Oczy tak szare, że prawie srebrne. Oczy bez litości.
Gęste brązowe włosy, krótko, praktycznie ostrzyżone, a jednak zdradzające tendencję do kręcenia się.
Mięśnie i siła. Bestia.
Brutalne, barbarzyńskie kości policzkowe, podbródek znamionujący bezwzględność. Żadnej miękkości. Ani śladu cieplejszych uczuć. To zdobywca, stworzony by walczyć.
Przeszył ją dreszcz. Nie musiała pytać, by wiedzieć, że rozprawi się brutalnie z każdym, kogo uzna za wroga. Dobrze, że nie jest jego wrogiem, uspokajała się. Nigdy się nie dowie, jakie ma plany wobec niego. Zresztą zdobywcy i wojownicy nie zawracają sobie głowy takimi drobiazgami jak potomstwo z nieprawego łoża. Dzieci to naturalny skutek rabunków i gwałtów i nie zasługują na uwagę.
Silne męskie ręce pchnęły ją w stronę tego, którego wybrała na ojca swojego dziecka.
– Oto prezent dla ciebie, Cal.
– Od nas.
– Wszystkiego najlepszego, stary. Postaraliśmy się o najlepszy towar na rynku.
Jeszcze jeden ruch i wpadła na muskularną klatkę piersiową. Przed upadkiem powstrzymało ją silne ramię. Poczuła zapach whisky. Chciała się odsunąć, jednak on nie miał zamiaru jej puścić, więc została na miejscu.
Przerażała ją własna bezsilność. Przewyższał ją niemal o głowę. Na jego silnym, umięśnionym ciele nie było nawet grama tłuszczu. Postanowiła się nie wyrywać, choć przyszło jej to z trudem. Wiedziała, że gotów ją zmiażdżyć, gdy wyczuje jej słabość.
Nagle przez głowę przemknęła jej wizja tego ciała na niej, ale szybko odepchnęła ją od siebie. Jeśli będzie o tym myślała, ucieknie gdzie pieprz rośnie.
Przesunął dłoń wzdłuż jej ramienia.
– Proszę, proszę. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek dostał podobny prezent. Chłopaki, macie więcej pomysłów niż kundel pcheł.
Ledwie usłyszała przeciągły, niski głos z południowym akcentem, odzyskała panowanie nad sobą. Może i ma ciało wojownika, ale to tylko piłkarz, na dodatek niezbyt bystry. Przekonanie o własnej wyższości intelektualnej dało jej tyle pewności siebie, że śmiało spojrzała w jasne oczy.
– Wszystkiego najlepszego, panie Bonner. – Chciała, by zabrzmiało to uwodzicielsko, ale wypadło zwięźle i rzeczowo, jakby witała spóźnionego studenta.
– To jest Cal – oznajmił Junior. – Zdrobnienie od Calvin, ale lepiej tak na niego nie mów, bo strasznie go to wkurza, a wkurzanie Bombera to nie jest dobry pomysł. Cal, to Róża. Eee… Różyczka.
Uniósł brew.
– Chłopaki, przyprowadziliście striptizerkę?
– Też tak myślałem na początku, ale nie. To dziwka. Przez jego twarz przemknął grymas niesmaku.
– Cóż… Dzięki, żeście o mnie pomyśleli, ale nie skorzystam.
– Nie możesz! – oburzył się Junior. – Wiemy, co sądzisz o dziwkach, ale Różyczka to nie zwykła panienka z ulicy. Kurczę, nie. To dziwka z klasą. Jej przodkowie przypłynęli na „Mayflower" czy coś takiego. No, Różyczko, powiedz mu.
Do tego stopnia pochłonęło ją analizowanie faktu, że o niej, doktor Jane Darlington, mówi się „dziwka", że dopiero po chwili zdobyła się na odpowiedź:
– Jeden z Budów służył u Milesa Standisha. Chris zerknął na Melvina.
– Znam go. Chyba grał dla Niedźwiedzi w latach osiemdziesiątych? Melvin parsknął śmiechem.
– Do licha, Chris, niczego cię nie nauczyli w college'u?
– Grałem w piłkę, nie miałem czasu na bzdury. A teraz najważniejsze są urodziny Bombera. Chłopaki,, kupiliśmy mu najlepszy możliwy prezent, a on odmawia!
– Pewnie jest za stara! – stwierdził Willie. – Mówiłem, że trzeba było znaleźć młodszą, ale upieraliście się, że nie może być podobna do Kelly. Ma tylko dwadzieścia cztery lata, Cal, słowo.
No i odmłodzili ją o kolejny rok.
– Nie możesz zrezygnować. – Chris naburmuszył się jak dziecko. – To twój prezent urodzinowy. Musisz ją… eee, bzyknąć.
Czuła, że się rumieni, ale nie chciała, by to zauważyli, więc obróciła się na pięcie, udając, że z zainteresowaniem ogląda salon. Wszystko w nim było drogie, ale nieciekawe: wieża stereo, szara kanapa, duży telewizor, biały dywan. Na podłodze poniewierały się plastikowy kubek, kubełek z KFC, puste opakowanie po płatkach śniadaniowych. Nie dość, że głupi, to bałaganiarz. Na szczęście nie jest to cecha dziedziczna, więc jej nie obchodzi.
Przerzucił kij golfowy z jednej ręki do drugiej.
– Wiecie co, chłopaki? Ludzie w kółko wymieniają prezenty. Może wymienię ją na porządny obiad?
Nie może tego zrobić! Nie znajdzie równie idealnego kandydata na ojca.
– Cholera, Bomber, ona jest droższa niż najlepszy obiad!
Zaintrygowało ją, ile kosztuje. Junior już wcześniej dał jej zwitek banknotów, które schowała nie licząc. Jutro z samego rana wpłaci wszystko na cel dobroczynny.