Выбрать главу

Najpierw przejrzał pospiesznie notatki. Zostały nabazgrane tą samą ręką, która napisała tekst przyklejony do wieka, i charakter pisma był tak samo okropny. Funt pastrami — głosiła jedna z notatek — kraut w puszce, sześć bajgiełek — przynieść do domu dla Emmy. Inna przypominała: Pamiętać — zabrać formularz 1040, forsa dla wuja Sama. Jeszcze inna stanowiła po prostu kolumnę cyfr wraz z obwiedzioną sumą, od której odjęto następną wielkość, a na końcu obliczono procent, po czym następowało słowo „cholera!” Brat Franciszek sprawdził rachunek. Nie znalazł żadnego błędu w obliczeniach wykonanych okropnym charakterem pisma, chociaż nie był w stanie w żaden sposób wydedukować, czego te wielkości mogłyby dotyczyć.

Ze specjalnym szacunkiem obchodził się z Memo, gdyż tytuł nasuwał skojarzenie ze słowem „memorabilia”. Zanim otworzył książeczkę, przeżegnał się i odmówił Błogosławieństwo tekstów. Mała książeczka przyniosła mu rozczarowanie. Spodziewał się druku, ale znalazł tylko odręczny spis nazwisk, miejsc, cyfr i dat. Daty obejmowały ostatnią część piątej dekady i pierwszą część szóstej dekady dwudziestego wieku. Raz jeszcze utwierdził się w przekonaniu, że schron pochodzi ze schyłkowego okresu wieku oświecenia. Było to naprawdę ważkie odkrycie.

Jeden z większych, złożonych arkuszy był ciasno zwinięty i zaczął się rozsypywać, kiedy Franciszek spróbował go rozprostować. Zdołał odczytać słowa: MODEL WYŚCIGOWY, ale nic ponadto. Włożył go do skrzynki z myślą o dalszych pracach rekonstrukcyjnych i zajął się drugim złożonym dokumentem. Zagięcia były tak kruche, że ośmielił się obejrzeć jedynie jego małą część, rozchylając poszczególne kartki i zaglądając między nie.

Wyglądało to na wykres, ale wykres narysowany białymi kreskami na czarnym papierze!

Znowu poczuł dreszcz podniecenia, jaki jest przywilejem odkrywcy. Była to najwyraźniej odbitka, a w opactwie nie zachowała się ani jedna oryginalna odbitka, jeśli nie liczyć wykonanych inkaustem kopii kilku takich druków. Oryginały bowiem uległy dawno temu zniszczeniu wskutek działania światła. Franciszek nigdy przedtem nie miał do czynienia z oryginałem, aczkolwiek widział wystarczająco dużo ręcznie malowanych reprodukcji, by rozpoznać odbitkę, która, choć poplamiona i wypłowiała, pozostała po tylu wiekach czytelna dzięki całkowitym ciemnościom i niskiej wilgotności schronu. Odwrócił dokument i ogarnęła go na chwilę wściekłość. Co za idiota zbezcześcił bezcenny dokument? Całą odwrotną stronę ktoś pokrył w roztargnieniu jakimiś figurami geometrycznymi i dziecinnymi karykaturami. Co za bezmyślny wandal…!

Gniew minął po chwili zastanowienia. W czasach, kiedy popełniono ten czyn, odbitki były zapewne równie powszechne jak :chwasty, a prawdopodobny winowajca to właściciel skrzynki. Swoim własnym cieniem zasłonił druk przed słońcem i spróbował rozwinąć go trochę więcej. W dolnym prawym rogu ujrzał wydrukowany prostokąt wypełniony zwykłymi wielkimi literami, którymi wpisano tam rozmaite tytuły, daty, „numery patentów”, numery odsyłaczy i nazwiska. Jego wzrok powędrował na sam dół spisu i odczytał: PROJEKT OBWODU I.E. Leibowitz.

Zacisnął mocno powieki i potrząsnął głową, aż wydało musi( że coś w niej zagrzechotało. Potem spojrzał raz jeszcze. Słów były tu nadal, zupełnie wyraźne:

PROJEKT OBWODU I.E. Leibowitz

Raz jeszcze przebiegł wzrokiem dokument. Wśród figur geometrycznych i dziecinnych szkiców znalazł wyraźnie odbity czerwonym tuszem formularz:

ROZDZIELNIK KOPII:

□ Kierown.

□ Prod.

√ Projekt I.E. Leibowitz

□ Inż.

□ Wojsko

Nazwisko wpisane zostało wyraźnym kobiecym pismem, nie zaś pośpiesznymi bazgrołami jak w innych notatkach. Raz jeszcze spojrzał na opatrzony inicjałami podpis na wieczku: I.E.L. i r jeszcze PROJEKT OBWODU… Te same inicjały pojawiały! wszędzie.

Kwestią sporną i nadzwyczaj trudną do rozstrzygnięcia było pytanie, czy do błogosławionego założyciela zakonu, jeśli zostanie w końcu kanonizowany, trzeba się zwracać jako do święte Izaaka, czy też jako do świętego Edwarda. Niektórzy uważali nawet, że formą najwłaściwszą byłby święty Leibowitz, albowii dotychczas zwracano się do błogosławionego po nazwisku.

— Beate Leibowitz, ora pro me![14] — szepnął brat Franciszek. Ręce tak mu drżały, że groziło to zniszczeniem kruchych dokumentów.

Znalazł pamiątki po świętym!

Oczywiście Nowy Rzym nie wyniósł jeszcze Leibowitza na ołtarze, ale brat Franciszek był tak dalece przekonany o jego świętości, że ważył się dodać:

— Sancte Leibowitz, ora pro me![15]

Nie bawił się w wyciąganie poprawnych, lecz jałowych wniosków logicznych; od razu doszedł do wniosku ostatecznego: od samych Niebios uzyskał potwierdzenie swojego powołania. Znalazł to, po co został, w swoim mniemaniu, posłany na pustynię. Oto znak, że ma złożyć śluby zakonne.

Zapominając o wydanych przez opata surowych napomnieniach, by nie oczekiwał, że powołanie pojawi się w jakiejś cudownej albo spektakularnej formie, nowicjusz uklęknął na piasku, zapragnął bowiem podziękować modlitwą i ofiarować kilka dziesiątków różańca w intencji starego pielgrzyma, który wskazał mu skałę prowadzącą do schronu. „Obyś szybko odnalazł swój Głos, chłopcze!” — powiedział wędrowiec. Dopiero teraz nowicjusz zaczął podejrzewać, że pielgrzym miał na myśli głos przed duże G.

— Ut solius tuae voluntatis mihi cupidus sini, et vocationis tuae conscius, si digneris me vocare…

Sprawą opata jest uznać, że ten głos przemawiał językiem dostosowanym do okoliczności, nie zaś językiem przyczyny i skutku. Sprawą promotora wiary jest uznać, że Leibowitz to może wcale nie takie rzadkie nazwisko przed Potopem Płomieni i że l.E. może równie dobrze oznaczać Ichabod Ebezener, jak Izaak Edward. Dla Franciszka istniała tylko jedna możliwość.

Z odległego opactwa dobiegł ponad pustynią potrójny odgłos dzwonu, a po krótkiej przerwie dzwon zabrzmiał dziewięciokrotnie.

— Angelus Domini nuntiavit Mariae[16] — odpowiedział posłusznie nowicjusz, spoglądając do góry ze zdumieniem, gdyż słońce stało się szkarłatną elipsą, która dotykała już zachodniego horyzontu. Bariera głazów wokół jamy nie była jeszcze skończona.

Natychmiast po odmówieniu Angelus włożył papiery z powrotem do zardzewiałej, starej skrzynki. Wezwanie Niebios niekoniecznie oznaczało namaszczenie do rozkazywania dzikim zwierzętom albo przyjaźń z wygłodniałymi wilkami.

Zanim zrobiło się całkiem ciemno i pojawiły się gwiazdy, naprędce sklecony schron był na tyle umocniony, na ile tylko było j to możliwe. Czas pokaże, czy zdoła oprzeć się wilkom. Próba! miała nastąpić wkrótce. Słyszał już wycia dochodzące z zachodu, Podsycił ogień, ale poza kręgiem światła padającego od ogniska panowała całkowita ciemność. Nie mógł więc zebrać dziennej porcji czerwonych owoców kaktusa, swojego jedynego pożywienia poza niedzielami, kiedy po przyjęciu Najświętszego Sakramentu z rąk mnicha przysłanego z opactwa dostawał kilka garści prażonej kukurydzy. Reguła wielkopostnego czuwania była mniej surowa niż jej praktyczne stosowanie. W tej bowiem postaci sprowadzała się do zwykłej głodówki.

вернуться

14

Błogosławiony Leibowitzu, módl się za mną!

вернуться

15

Święty Leibowitzu, módl się za mną!

вернуться

16

Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi…