— Czy łatwiej będzie żyć jako ich morderca?
— Do ojca nie przemawiają żadne argumenty rozumowe.
— Co jej pan powiedział?
— „Jeśli kocha pani swoje dziecko, niech pani oszczędzi mu męki umierania. Proszę iść i zasnąć najszybciej jak to możliwe”. To wszystko. Zaraz się wyniesiemy. Skończyliśmy z przypadkami napromieniowania i z najgorszymi spośród pozostałych. Reszta może bez szkody dla siebie przejść te trzy kilometry. Nie ma już przypadków przyjęcia krytycznej dawki promieniowania.
Zerchi odszedł, a potem przystanął i zawołał chrapliwie:
— Niech pan skończy! Niech pan skończy i wynosi się. Jeśli raz jeszcze pana zobaczę, nie wiem, co zrobię.
Cors splunął.
— Nie bardziej zależy mi na pozostaniu tutaj niż ojcu na tym, żebym się stąd wyniósł. Wyniesiemy się zaraz, dziękuję.
Znalazł kobietę leżącą na łóżku, razem z dzieckiem, w korytarzu zatłoczonego domu gościnnego. Przykryli się kocem i oboje płakali. Cały budynek cuchnął śmiercią i antyseptykarni. Podniosła spojrzenie na niewyraźnie rysującą się pod światło sylwetkę.
— Ojcze? — W jej głosie był strach.
— Tak.
— Jesteśmy skazani. Widzisz? Widzisz, co mi dali?
Nic nie widział, ale słyszał, jak jej palce obracają kartonik.
Czerwony bilet. Nie potrafił dobyć z siebie głosu, żeby coś jej powiedzieć. Sięgnął do kieszeni i wyjął różaniec. Usłyszała grzechot ziarenek i wyciągnęła w tę stronę rękę.
— Czy wiesz, co to jest?
— Oczywiście, ojcze.
— Więc zatrzymaj go. I używaj.
— Dziękuję.
— Noś go i módl się.
— Wiem, co mam zrobić.
— Nie stań się wspólniczką w zbrodni. Na miłość Boga, moje dziecko, nie…
— Lekarz powiedział… Przerwała. Czekała, ale milczała.
— Nie stań się wspólniczką.
Nadal milczała. Pobłogosławił oboje i odszedł jak najszybciej. Kobieta dotykała różańca palcami, które nieraz musiały przesuwać jego ziarenka; nie miał jej do powiedzenia nic, czego by już nie wiedziała.
„Właśnie zakończyła się konferencja ministrów spraw zagranicznych na wyspie Guam. Nie ogłoszono jak dotąd żadnego wspólnego komunikatu. Ministrowie wracają do swoich stolic. Waga tej konferencji i napięcie, z jakim cały świat czeka na jej rezultaty, każe komentatorowi sądzić, że jeszcze się nie zakończyła, ale została jedynie odłożona, żeby ministrowie mieli kilka dni na konsultacje ze swoimi rządami. Wcześniejsze doniesienia, które mówiły, że konferencja została zerwana w atmosferze wzajemnych oskarżeń, zostały zdementowane przez ministrów. Premier Rekol miał dla prasy tylko następujące oświadczenie: «Wracam, żeby skonsultować się z Radą Regencyjną. Ale pogoda była tu przyjemna. Być może wrócę tu jeszcze na ryby».
W dniu dzisiejszym dobiega końca dziesięciodniowa zwłoka, ale uważa się powszechnie, że układ w sprawie przerwania ognia będzie nadal przestrzegany. Alternatywą jest wzajemne unicestwienie. Zniszczeniu uległy dwa miasta, ale trzeba pamiętać, że żadna ze stron nie odpowiedziała uderzeniem na wielką skalę. Władcy Azji przyznają, że było to działanie zgodne z hasłem «oko za oko». Nasz rząd kładzie nacisk na fakt, że wybuch w Itu Wan nie był spowodowany przez atlantycką rakietę. Ale poza tym w obu stolicach zachowuje się tajemnicze i świadczące o niezdecydowaniu milczenie. Było trochę wymachiwania zakrwawionymi koszulami, było trochę krzyków domagających się odwetu. Rodzaj ślepej furii, ponieważ dokonano morderstwa, ponieważ zapanował powszechny obłęd, ale żadna ze stron nie chce totalnej wojny. Systemy obronne są w gotowości bojowej. Sztab generalny wydał oświadczenie, prawie wezwanie, obwieszczające, że nie posuniemy się do ostateczności, jeśli i Azja o tym zapewni. Ale oświadczenie mówi dalej: «Jeżeli użyją promieniowania, będziemy musieli odpowiedzieć tym samym, i to z taką siłą, że żadna istota nie będzie mogła żyć w Azji przez następne tysiąc lat».
Co najdziwniejsze, ostatnia optymistyczna wiadomość przyszła nie z Guam, ale z Watykanu w Nowym Rzymie. Kiedy dobiegła końca konferencja na Guam, doniesiono, że papież Grzegorz przestał się modlić o pokój na świecie. W bazylice odśpiewano dwie specjalne msze: Exsurge quare obdormis, mszę przeciwko pogaństwu, oraz Reminiscere, mszę na czas wojny; następnie — powiada sprawozdanie — Ojciec Święty udał się w góry, żeby medytować i modlić się o sprawiedliwość.
A teraz kilka słów z…”
— Wyłącz — warknął Zerchi.
Młody ksiądz wyłączył odbiornik i patrzył otwartymi szeroko oczyma na opata.
— Nie chce mi się wierzyć!
— W co? W to o papieżu? Mnie też. Ale słyszałem o tym już przedtem i Nowy Rzym miał dosyć czasu, żeby zaprzeczyć. Nie pisnęli ani słowa.
— Co to znaczy?
— Czyż to nie oczywiste? Służba dyplomatyczna Watykanu przystąpiła do dzieła. Najwyraźniej przyszedł raport o konferencji na Guarn. Najwyraźniej ten raport przeraził Ojca Świętego.
— Cóż za ostrzeżenie! Cóż za gest!
— To więcej niż gest, ojcze. Jego Świątobliwość nie dla osiągnięcia dramatycznego efektu odprawia mszę na czas wojny. Poza tym większość ludzi uważać będzie, że papież ma na myśli „pogaństwo” z drugiej strony oceanu, sprawiedliwość zaś dla naszej strony. Rzecz w tym, że jeśli w Nowym Rzymie wiedzą więcej, to i tak mają identyczne zapatrywania. — Ukrył twarz w dłoniach i przesunął nimi w górę i w dół. — Sen. Czym jest sen, ojcze Leny? Czy pamiętasz? Od dziesięciu dni nie widziałem ludzkiej twarzy, która nie miałaby czarnych podkówek pod oczyma. Ledwie mogłem się zdrzemnąć ostatniej nocy, gdyż w domu gościnnym ktoś przez cały czas krzyczał.
— To prawda. Lucyfer nie kołysze nikogo do snu.
— Na co ojciec tak wygląda przez okno? — spytał ostro Zerchi. — To co innego. Wszyscy patrzą w niebo, wypatrują, oczekują. Jeśli to nadejdzie, nie zdąży się nic zobaczyć, zanim nastąpi błysk, a wtedy lepiej nie patrzyć. Proszę przestać. To niezdrowe.
Ojciec Lehy odwrócił się od okna.
— Tak, wielebny ojcze. Ale ja nie tego wypatrywałem. Patrzyłem na sępy.
— Sępy?
— Przez cały dzień było ich mnóstwo. Dziesiątki sępów… po prostu krążących wysoko.
— Gdzie?
— Nad obozem Zielonej Gwiazdy przy autostradzie.
— Nie jest to więc żaden omen. Po prostu zdrowy apetyt drapieżników. Pójdę zaczerpnąć świeżego powietrza.
Na dziedzińcu spotkał panią Grales. Niosła kosz z pomidorami, który postawiła na ziemi, kiedy zobaczyła, że zbliża się opat.
— Przyniosłam coś księdzu, ojcze Zerchi — oznajmiła. — Widziałam tablice tam w dole i jedną biedną dziewczynkę na dziedzińcu, więc pomyślałam, że nie będzie ksiądz miał nic przeciwko temu, żeby odwiedziła ją stara kobieta od pomidorów. O, przyniosłam ojcu trochę pomidorów.
— Dziękuję, pani Grales. Te tablice z napisami są tam ze względu na uchodźców, ale wszystko w porządku. Będzie jednak pani musiała zobaczyć się w sprawie pomidorów z bratem Eltonem. On zajmuje się zakupami dla naszej kuchni.
— To nie na sprzedaż, proszę ojca. Hę, hę! Przyniosłam je za darmo. Potrzeba wam dużo jedzenia, tylu przecież macie tutaj biedaków. To za darmo. Odzieje zanieść?
— Do tymczasowej kuchni w… albo nie, niech pani zostawi je tutaj. Wezwę kogoś, żeby zaniósł je do domu gościnnego.
— Sama zaniosę. Niosłam przecież tyle… — Dźwignęła koszyk.
— Dziękuję, pani Grales. — Odwrócił się, żeby odejść.