Выбрать главу

Akurat! — pomyślała sobie Akwila.

Panna Libella stawała się coraz bardziej realna, idąc w ich stronę. Ubrana była cała na czarno i idąc, pobrzękiwała leciutko z powodu całej tej czarnej biżuterii, która na niej wisiała. Miała też okulary, co Akwili wydało się dziwne w przypadku wiedźmy. Panna Libella przypominała dziewczynce zadowoloną z siebie kurę. I miała dwie ręce, całkiem normalnie.

— Witaj, panno Tyk — powiedziała. — A ty z pewnością jesteś Akwila Dokuczliwą.

Akwila wiedziała, że należy się pokłonić (czarownice z reguły nie dygają, chyba że chcą speszyć Rolanda).

— Przepraszam cię, Akwilo, ale chciałabym zamienić z panną Libella słówko na osobności, mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza — odezwała się dość górnolotnie panna Tyk. — Starszyzna ma swoje sprawy.

Akurat! — znowu pomyślała Akwila, tym razem ponieważ jej się słówkospodobało.

— Przejdę się więc, żeby popatrzeć na drzewa, dobrze? — zapytała, mając nadzieję, że brzmi to wystarczająco sarkastycznie.

— Na twoim miejscu skorzystałabym z krzaków, kochanie! — zawołała za nią panna Libella. — Nie chciałabym się zatrzymywać, kiedy będziemyjuż w locie.

Rzeczywiście, kilka kęp ostrokrzewu tworzyło wspaniały parawan, ale Akwila uznała, że nikt nie będzie do niej przemawiał jak do dziesięciolatki, lepiejjuż niech pęcherzjej pęknie.

Pokonałam Królową z Krainy Baśni, rozmyślała, spacerując po lesie. To nic, że niejestemjuż nawet pewnajak, ponieważ wszystko wydaje się dziś snem, ale zrobiłam to!

Sposób, wjaki została odesłana, ją rozgniewał. Odrobina szacunku by nie zaszkodziła, prawda? Tak właśnie mówiła stara wiedźma Weatherwax: Ja okażę ci szacunek, jeśli ty z kolei okażesz szacunek mnie”. Panna Weatherwax, wiedźma, jaką wszystkie inne w skrytości pragnęły być, okazała mi szacunek, więc można by pomyśleć, że pozostałe też postarają się nieco.

— Zobacz mnie — powiedziała Akwila.

…i wyszła z siebie. Jako niewidzialny duch zawróciła w stronę panny Tyk i panny Libelli. Nie patrzyła pod nogi z lęku, że nie zobaczy tam swoich stóp. Kiedy obejrzała się na swoje ciało, stało spokojnie przy ostrokrzewach na tyle daleko, by nie słyszeć niczyich rozmów.

Podkradła się bliżej polanki.

— …lecz przedwcześnie rozwinięta, wręcz przerażająco — mówiła właśnie panna Tyk.

— Ojej! Nigdy nie radziłam sobie ze zbyt sprytnymi ludźmi — odparła panna Libella.

— Ale w głębi serca to dobre dziecko — dodała panna Tyk, a to rozgniewało Akwilę bardziej niż „przedwcześnie rozwinięta”.

— Oczywiście, znasz moją sytuację — mówiła panna Libella. Akwila przysunęła się jeszcze bliżej.

— Tak, moja droga, ale pani osiągnięcia to równoważą — tłumaczyła panna Tyk. — Dlatego panna Weatherwax zaproponowała właśnie panią.

— Obawiam się tylko, że bywam roztargniona. — Panna Libella nie ukrywała swego zmartwienia. — Lot tutaj był dość koszmarny, bo jak gapa zostawiłam moje okulary krótkowidza na drugim nosie…

Na drugim nosie? — powtórzyła w myślach Akwila.

Czarownice w tym samym momencie zamarły.

— Nie mam jajka! — wykrzyknęła panna Tyk.

— Noszę żuka w pudełku po zapałkach, na wypadek takich wyjątkowych sytuacji! — szepnęła panna Libella.

Sięgnęły do kieszeni, by za chwilę wydobyć z nich koraliki, piórka i kolorowe szmatki…

Wiedzą, że tutaj jestem, pomyślała Akwila i wyszeptała: Przestań mnie widzieć!

Kiedy wskakiwała w cierpliwie stojącą przy krzakach postać, jej ciało się zachybotało na piętach. Widziała z odległości, że panna libella próbujejak najszybciej stworzyć chaos. Panna Tyk rozglądała się w tym czasie po lesie.

— Akwilo, chodź tujak najszybciej! — zawołała.

— Już idę, panno Tyk! — Ruszyła w ich stronęjak najgrzeczniejsza dziewczynka.

Odkryły mnie, pomyślała. No cóż, ostatecznie są wiedźmami, choć moim zdaniem niezbyt dobrymi…

I w tej samej chwili poczuła ciśnienie. Wydawało się, że coś zgniata las, miało się okropne wrażenie, że stoi tuż za tobą. Upadła na kolana, przyciskając dłonie do uszu, okropny ból świdrowałjej głowę.

— Gotowe! — wykrzyknęła panna Libella. Trzymała w dłoniach chaos. Był zupełnie inny od chaosu panny Tyk, powstał ze sznurków, piór kruka, lśniących czarnych korali, a pośrodku wisiało zwyczajne pudełko na zapałki.

Akwila krzyknęła. Ból byłjak rozgrzane do czerwoności szpile, uszy wypełniało jej brzęczenie pszczół.

Pudełko eksplodowało.

A potem byłajuż tylko cisza, śpiewały ptaki i nic, poza spadającymi na ziemię kawałkami pudełka, nie wskazywało, że coś się wydarzyło przed chwilą.

— Ojej! — jęknęła panna Libella. — To był bardzo dobry żuk, oczywiście jak na żuka…

— Akwilo, nic ci się nie stało? — zapytała panna Tyk. Dziewczynka spoglądała na nią ze zdziwieniem. Ból minął tak szybko, jak nadszedł, pozostawiając tylko zamazane wspomnienie. Podniosła się na nogi.

— Chyba nie, panno Tyk — odparła.

— W takim razie powiedz mi coś, z łaski swojej… — Panna Tyk szła, wymijając drzewa, a wreszcie stanęła przed dziewczynką.

— Słucham, panno Tyk.

— Czy… czy coś zrobiłaś? Coś… wezwałaś?

— Nie! Przecież w ogóle bym nie wiedziała, jak to zrobić!

— To znaczy, że to nie twoi mali ludzie? — W głosie panny Tyk pojawiło się zwątpienie.

— Oni nie są moi. I oni nie robią takich rzeczy. Oni krzyknęliby „Na litość” i zaczęli atakować po kostkach. I nie miałaby pani wątpliwości, że to oni.

— No cóż, cokolwiek to było, najwyraźniej sobie poszło — stwierdziła panna Libella. — I na nas teżjuż czas, inaczej będziemy lecieć po nocy. — Sięgnęła za pień drzewa i wyciągnęła wiązkę rózg. A przynajmniej coś, co tak wyglądało. — Mój wynalazek — oświadczyła skromnie. — Tu na wzgórzach nic nie wiadomo, prawda. A rączka wyskakuje, kiedy się naciśnie ten guzik… O, przepraszam, czasem się tak dzieje. Czy któraś z was widziała, gdzie poleciało?

Trzonek wylądował w krzakach i wbił się w ziemię.

Akwila, która potrafiła słyszeć to, co ludzie mówią naprawdę, przyglądała się teraz uważnie pannie Libelli. Z całą pewnością na jej twarzy widniał tylko jeden nos i wyobrażanie sobie, gdzie mógł znajdować się drugi i do czego był używany, budziło niepokój.

Potem panna Libella wyciągnęła z przepastnej kieszeni linę i podałają komuś, kogo nie było.

To właśnie zrobiła. Tego Akwila była całkiem pewna. Nie upu — ściłajej, nie rzuciła, po prostu podała albo powiesiła na niewidzialnym haku. Lina wylądowała na ziemi. Panna Libella spojrzała na nią, potem na przyglądającą się jej dziewczynkę i wybuchnęła nerwowym śmiechem.

— Gapa ze mnie! Myślałam, że tam stoję! Następnym razem zapomnę własnej głowy!

— No cóż…jeśli ma pani na myśli tę, która znajduje się na pani szyi — ostrożnie powiedziała Akwila, nie mogąc przestać myśleć o drugim nosie — to wciąż ją pani ma.

Stara torba została przywiązana tuż koło witek do miotły, która teraz wisiała spokojnie kilka stóp nad ziemią.

— Będzie się na niej dobrze siedziało — stwierdziła panna Libella. Przypominała teraz kłębek nerwów, wjaki zamienia się większość ludzi, którzy czują na sobie spojrzenie Akwili. — Trzymaj się tu za mną. Takjakja zazwyczaj robię.

— Zazwyczaj się pani trzyma tuż za sobą? — zapytała Akwila. — Jak…?