Akwila musiała przysnąć, kurczowo trzymając się wiedźmy, bo nagle obudziło ją zatrzymanie się miotły. Ziemia była kawałek pod nimi, ale ktoś ustawił krąg z czegoś, co okazało się ogarkami świeczek w starych słojach.
Delikatnie, powoli się obracając, miotła opadała, aż wreszcie wylądowała na trawie.
Dopiero w tym momencie Akwila zdecydowała się rozplatać nogi i upadła.
— No, no, wstajemy — pogoniła ją pogodnie panna Libella. — Poradziłaś sobie bardzo dobrze.
— Przepraszam, że krzyczałam i że było mi niedobrze… — wydusiła z siebie dziewczynka, potykając się ojeden ze słojów i wykopując z niego świeczkę. Usiłowała coś dostrzec w otaczającychją ciemnościach, ale kręciło jej się w głowie. — Kto zapalił te świeczki, panno Libello?
— Ja. Chodźmy do środka, robi się zimno…
— Magia jest wspaniała — stwierdziła Akwila, która nadal czuła się niezbyt przytomnie.
— No cóż, można to zrobić za pomocą magii — parsknęła śmiechem panna Libella. — Jajednak wolę zapałki, które wymagają znacznie mniej wysiłku, zresztą same w sobie są magiczne, gdyjuż o tym pomyśleć. — Odwiązała torbę od kija szczotki i dodała: — Jesteśmy. Mam nadzieję, że będzie ci się tu podobało!
Znowu ta dziwna wesołość. Akwila, choć wciąż było jej niedobrze i kręciło jej się w głowie, i marzyła tylko o tym, by znaleźć się jak najszybciej w odosobnieniu, wciążjednak miała działające uszy i mózg, i choćby nie wiemjak próbowała, nie potrafiła nie myśleć. A nie dawałajej spokoju myśclass="underline" Ta wesołość się siepie. Coś się w niej nie zgadza…
Rozdział trzeci
Tylko jeden umysł
Zapadłjuż zmrok, więc Akwila niewiele widziała, ale dostrzegała zarysy domku. Otaczał go jabłoniowy sad. Coś, co zwisało z gałęzi, musnęło ją, gdy posuwała się niepewnym krokiem za panną Li — bellą. I odskoczyło, wydając z siebie dźwięk dzwoneczka. Z oddali dochodziłjednostajny huk.
Panna Libella otworzyła drzwi. Prowadziły wprost do niewiel — kiej,jasno oświetlonej i niezwykle czystej kuchni. W żelaznym piecyku wesoło płonął ogień.
— Hm… ponieważ mam być kimś w rodzaju terminatora — odezwała się Akwila, która nadal nie doszła do siebie po locie — przygotuję coś do piciajeśli tylko pokaże mi pani, gdzie cojest…
— Nie! — wykrzyknęła panna Libella, podnosząc obie dłonie. Okrzyk najwyraźniej ją samą przestraszył, bo gdy opuszczała ręce, dygotała. — Nie… nawet by mi to przez myśl nie przeszło — odezwała się już normalniejszym głosem i spróbowała się uśmiechnąć. — Masz za sobą długi dzień. Pokażę ci twój pokój i gdzie jest łazienka, a potem przyniosę ci trochę gulaszu. Terminowanie możemy zacząć odjutra. Nie ma pośpiechu.
Akwila spojrzała na garnek z gulaszem, który pyrkał sobie smakowicie na kuchni, a potem na bochenek na stole. Zapach wyraźnie mówił, żejest to świeżo upieczony chleb.
Kłopot Akwili polegał na tym, że jej myślenie było trzeciego stopnia[2].
Myślała więc: jeśli panna Libella mieszka samotnie, w takim razie kto rozpalił ogień? Gulasz w garnku trzeba od czasu do czasu zamieszać. Kto to robił? I ktoś zapalił świece. Kto?
— Panno Libello, czy ktoś jeszcze tutaj mieszka? — zapytała. Wiedźma popatrzyła z rozpaczą na garnek, na chleb, a potem z powrotem na Akwilę.
— Nie, tylko ja — wyszeptała, a Akwila z jakiegoś powodu była pewna, że mówi prawdę. W każdym razie jakąś prawdę. — Rano, dobrze? — zapytała panna Libella prawie prosząco.
Wyglądała tak żałośnie, że Akwili aż zrobiło się jej żal. Uśmiechnęła się więc i powiedziała tylko:
— Oczywiście.
Potem wyruszyły na krótką wycieczkę przy świetle świecy. Niedaleko domku znajdowała się wygódka. Były tam dwa oczka, co Akwila uznała za nieco zaskakujące, ale oczywiście kiedyś mogło tu mieszkać więcej osób. Zobaczyła też pomieszczenie specjalnie przeznaczone na kąpiel, co oceniła — zgodnie ze standardami wyniesionymi z rodzinnego domu — za ogromną stratę miejsca. Znajdowała się tam osobna pompa i bojler do podgrzewania wody. To było naprawdę coś.
Sypialnię dostała… miłą. Miłą — to słowo pasowało jak ulał. Wszystko tam zdobiły falbanki. Każda rzecz, która mogła być przykryta, otrzymała pokrowiec. Postarano się, żebypokój był… wesoły, jakby bycie sypialnią oznaczało coś wspaniałego i pogodnego. Akwila w swoim pokoju na rodzinnej farmie miała przetarty dywanik i miskę na wodę, dużą drewnianą skrzynię na ubrania, staroświecki domek dla lalek i firanki z perkalu, i to chybajuż wszystko. Sypialnia służyła do tego, by w niej spać.
Wtym pokoju stała komoda. To, co mieściło się w torbie dziewczynki, zapełniło ledwie jedną szufladę.
Łóżko, kiedy usiadła na nim, nie wydało żadnego dźwięku. Na jej starym łóżku materac był tak wiekowy, że miał wygodne wgniecenie, a sprężyny wydawały przeróżne dźwięki. Kiedy nie mogła usnąć, poruszała poszczególnymi częściami ciała i grała na sprężynach Dzwoneczki Świętej Ungulant — cling tłing glong, gling ping blołing dlink, plang djoning ding ploink.
Pokój inaczej też pachniał. Jakby był przez długi czas opuszczony, choć pozostała w nim woń czyjegoś mydła.
Na samym spodzie torby Akwili znajdowało się maleńkie pudełko, które pan Kloc, stolarz, specjalnie dla niej zrobił. Nie znał się na delikatnej robocie i pudełko było dość toporne. Trzymała w nim… pamiątki. Kawałek kredy ze skamieliną (dość rzadkie znalezisko), osobistą pieczątkę do odciskania na maśle (która przedstawiała czarownicę na miotle), na wypadek gdybyjej przyszło robić tu masło, i cętkowany kamień, który powinien przynosić szczęście, ponieważ był z dziurą. (Takjej powiedziano, kiedyjako siedmiolatka go podniosła z ziemi. Nie bardzo rozumiała, jak dziura może wywoływać szczęście, ale ponieważ od tamtej chwili kamień spędził sporo czasu w jej kieszeni, a potem w pudełku, można go było prawdopodobnie nazwać szczęściarzem w porównaniu z innymi kamieniami, które są kopane albo miażdżone przez koła wozów).
Był tam też błękitno-żółty papierek ze starego opakowania po tytoniu Wesoły Żeglarz, pióro myszołowa i starożytny grot od strzały starannie zawinięty w kawałek owczej wełny. Grotów znajdowało się na kredzie mnóstwo. Fik Mik Figle używały ich na końcówki swoich włóczni.
Ułożyła to wszystko równiutko w górnej szufladzie, tuż obok swego pamiętnika, ale wcale nie wyglądało to bardziej po domowemu. Należące do niej rzeczy wydawały się bardzo samotne.
Sięgnęła po papierek od tytoniu i wełnę, powąchałaje. Nawet już nie pachniały pasterską chatą, a mimo to wjej oczach pokazały się łzy.
Nigdy wcześniej nie spędziła nocy poza Kredą. Znała słowo „nostalgia” i teraz zastanawiała się, czy chłód, który czuje w sobie, to właśnie to…
Ktoś zastukał do jej drzwi.
— To ja — odezwał się przytłumiony głos.
Akwila zeskoczyła z łóżka i otworzyła. Panna Libella przyniosła tacę, na której stała miska z parującym gulaszem i chleb. Postawiła ją na małym stoliku koło łóżka.
— Kiedy zjesz, możesz ją wystawić za drzwi, zabiorę później — powiedziała.
— Dziękuję pani bardzo — odparła Akwila. Panna Libella zatrzymała się w drzwiach.
— Będzie mi miło mieć z kim rozmawiać poza sobą. Mam nadzieję, że nie chcesz stąd odejść, Akwilo.
Dziewczynka odpowiedziała jej próbą pogodnego uśmiechu, następnie odczekała, aż drzwi się zamkną i ucichną kroki po schodach w dół, po czym podeszła na paluszkach do okna, sprawdzając, czy nie ma w nich krat.
2
Pierwsze myśli są myślami codziennymi. Każdyje ma. Drugie myśli są myślami stawiającymi w wątpliwość sposób, wjaki się myśli. Tak myślą ci, dla których myśleniejest radością. Myślenie trzeciego stopnia osiąga niewielu, tylko ci, którzy po trafią przyglądać się światu i wyciągać wnioski z tego, co widzą. Ich myśli są rozumne. Takich ludzi spotyka się rzadko i często bywają niewygodni. Słuchanie ich należy do zajęć czarownic.