Выбрать главу

1 to się nazywają kumple? Powtarzali, że istoty, w których zamieszkiwał współżycz, popadały w paranoję. Dostawały świra. Wykrzykiwali, że wspołżyczy nie da się kontrolować!!! CZY KTOKOLWIEK Z NAS WIERZY W TO CHOCIAŻBY PRZEZ JEDNĄ MINUTĘ??? O, jakież wspaniałości mnie oczekują!!! Teraz oczyściłem swe życie z nonsensów!!! A jeśli chodzi o tych, którzy MATĄ CZELNOŚĆ, TAK, CZELNOŚĆ walić w moje drzwi z powodu tego, co zrobiłem tak zwanemu nadrektorowi i jego Radzie… Jak śmieją mnie osądzać!!! Niczym robactwo nie rozumieją co to znaczy wielkość!!! Jaim pokażę!!! Ale… jaaaaaaaa… zuchwałość… walenieeeeeeeeeeee… eeeeee…

I na tym zapis się kończy. Na leżącej obok księgi karteczce jakiś dawny mag napisał: „Wszystko, co pozostało z profesora Prostoty, jest pochowane w słoju w Różanym Ogrodzie. Zalecamy wszystkim studentom, by spędzili tam trochę czasu i zastanowili się nadjego śmiercią”.

Księżyc się dopełniał. Mówi się o nim niekiedy, że jest garbaty. To najmniej ciekawa faza księżyca i dlatego rzadko przedstawiana przez malarzy. Pełnia i sierp skupiają całą uwagę.

Rozbój siedział samotnie na szczycie kopca, tuż obok fałszywej nory króliczej, wpatrując się w odległe góry, których śnieżne szczyty lśniły w świetle księżyca.

Ktoś dotknął go lekko w ramię.

— To niepodobne do ciebie, tak dać się zajść od tyłu, Rozboju — odezwała się Joanna, siadając koło niego.

Rozbój westchnął ciężko.

— GłupiJaś powiedział mi, że nie tknąłeśjedzenia. — Joanna nie spuszczała z niego oka.

Rozbój znowu westchnął.

— A Duży Jan opowiadał, że dziś podczas polowania minął cię lis i nawet nie oberwał od ciebie jednego kuksańca.

Rozbój westchnąłjeszcze raz.

Odpowiedział mu cichy dźwięk wyciągania korka, a potem chlupotanie. Joanna trzymała przed nim maleńki drewniany kubek. W drugiej ręce dzierżyła skórzany bukłak.

Ostra woń napitku rozeszła się w powietrzu.

— To resztka Specjalnego Płynu dla Owiec, który twoja wielka ciutwiedźmą dała nam w prezencie ślubnym — powiedziała Joanna. — Schowałam ten dar na specjalną okazję.

— Ona niejest moją wielką ciutwiedźmą, Joanno — odrzekł Rozbój, nie patrząc nawet na kubek. — Onajest naszą wielką ciutwiedźmą. I ma w sobie coś, co sprawi, że będzie wiedźmą nad wiedźmami. Jest w niej taka moc, o której ona nawet nie śmiałaby marzyć. Ale współżycz ją wyczuł.

— Niech ci będzie, kimkolwiek onajest, wypij. — Joanna przesunęła kubek pod nosem Rozbója.

Tylko westchnął i odwrócił głowę.

Joanna zerwała się na równe nogi.

— Jaś! DużyJanie! Chodźcie tu czym prędzej! — krzyczała. — On nie chce się napić! Chyba umarł!

— To niejest odpowiedni czas na picie — odezwał się Rozbój.

— Moje serce wypełnia smutek, kobieto.

— Szybciej!!! — wrzeszczałaJoanna, nachylając się nad dziurą.

— On nie żyje, ale wciąż mówi!

— To wiedźma tych wzgórz. — Rozbój ignorował jej krzyki. — Jak jej babcia. Każdego dnia opowiadała tym wzgórzom, czym są. Miała je w swojej krwi. Miała je w swoim sercu. Kiedy jej nie ma, nie chce mi się myśleć o przyszłości.

Figle wydobywały się z dziury, popatrując niespokojnie na Joannę.

— Cośjest nie tak? — zapytał Głupi Jaś.

— Jakbyś zgadł! — żachnęła się wodza. — Rozbój nie ma ochoty na Specjalny Płyn dla Owiec.

Na twarzy Jasia pojawiła się rozpacz.

— Nasz Wielki Człowiek nie żyje! — zatkał. — Ojej jej jej…

— Zamknij się, ty baryłko, ty wielka kupo błota! — wrzasnął Rozbój, zrywając się na równe nogi. — Niejestem nieżywy. Chciałem mieć spokojną chwilę, by egzystencjalnie pocierpieć tutaj, zrozumiano? Na litość, czy człowiek nie może poczuć na sobie chłostania lodowatych wiatrów losu, żebyjego ludzie nie uznali go za martwego, co?

— A, widzę, że znowu dyskutowałeś z ropuchem, Rozboju — zrozumiał Duży Jan. — Tylko on tutaj używa takich długich słów, i to przez cały dzień… — odwrócił się do Joanny. — Zachorował na ciężki przypadek milczenia, proszę pani. Kiedy człowiek wplącze się w to całe pisanie i czytanie, wcześniej czy później dopadnie go nieszczęście. Skrzyknę kilku chłopaków i przytrzymamy mu głowę pod wodą, tojedyne lekarstwo. Myślenie bywa dla człowieka mordercze.

— Zaraz się z tobą rozprawię i z dziesięcioma takimi jak ty! — wrzasnął Rozbój prosto w twarz Dużego Jana, unosząc pięść. — Jajestem Wielkim Człowiekiem tego klanu i…

— Ajajestem wodzą — odezwała się wodza (jedną z umiejętności wodzyjest używać swego głosu tak, by był twardy, ostry i ciął powietrze niczym nóż do lodu). — I rozkazuję wam wrócić na dół i nie pokazywać się tu, dopóki nie powiem. Nie mówię do ciebie, Rozboju Figlu! Ty zostaniesz tutaj.

— Ojejjej… — zaczął GłupiJaś, ale Duży Jan zatkał mu dłonią usta i szybko pociągnął go w dół.

Pozostali sami. Na garbaty księżyc wdrapywały się chmury. Rozbój zwiesił głowę.

— Jeśli mi nie pozwolisz, Joanno, nie pójdę.

— Och, Rozboju, Rozboju! — Joanna się rozpłakała. — Nic nie rozumiesz. Ja nie chcę, by dużej ciutdziewczynie coś złego się przytrafiło, naprawdę nie chcę. Ale nie mogę znieść myśli, że odchodzisz, by walczyć z potworem, którego nie da się zabić. Martwię się o ciebie, nie widzisz tego?

Rozbój objąłją ramieniem.

— Widzę, kochana — westchnął.

— Jestem twoją żoną, Rozboju, i dlatego nie chcę, byś poszedł.

— Oczywiście, więc zostanę.

Joanna popatrzyła na niego. W blasku księżyca lśniłyjej łzy.

— Naprawdę?

— Nigdy dotąd nie złamałem swego słowa — odparł Rozbój. — No chyba że słowa danego policjantowi i takim tam, a to się nie liczy.

— Zostaniesz? Będziesz mi posłuszny? — Joanna pociągnęła nosem. Rozbój westchnął.

— Tak, będę posłuszny.

Joanna siedziała przez chwilę w milczeniu, a potem odezwała się ostrym zimnym głosem wodzy:

— Rozboju Figlu, więc mówię ci teraz: Idź i uratuj dużą ciutwiedźmę.

— Co?! — Rozbój rozdziawił w zdumieniu usta. — Przecież właśnie mi powiedziałaś, że mam tu zostać…

— Wtedy przemawiała do ciebie żona, Rozboju. A teraz mówi wodza. — Joanna stała z wysuniętym do przodu podbródkiem, wyglądała na zdeterminowaną. — Jeśli nie wykonasz polecenia wodzy, zostaniesz wygnany z klanu. Więc lepiej mnie słuchaj. Weź tylu ludzi, ilu ci potrzeba, i ruszajcie, zanim będzie za późno. Idźcie w góry i przypilnujcie, żeby czarownica wróciła do nas i żeby nic złego jej się nie przydarzyło. I uważajcie, żeby wam też nic złego się nie stało. To rozkaz. Nie, to coś więcej niż rozkaz. To cel, jaki wam wyznaczam. Musicie go osiągnąć!

— Aleja… — Rozbój niczegojuż nie rozumiał.

— Jestem wodzą, Rozboju — powiedziała Joanna. — Nie mogę kierować klanem, którego szef jest przybity. A wzgórza, po których będą biegać nasze dzieci, muszą mieć swoją wiedźmę. Każdy wie, że ziemia potrzebuje, by ktośjej powiedział, czymjest.

Coś w tym, jak Joanna wymówiła słowo „dzieci”, spowodowało, że Rozbój, który nie był największym z myślicieli, powiązał koniec z końcem.

— O tak, Rozboju — powiedziałaJoanna, widząc, co maluje się najego twarzy. — Wkrótce wydam na świat siedmiu synów.

— Och! — jęknął Rozbój. Nie pytał nawet, skąd wiedziała, ilu ich będzie. Wodza po prostu wie takie rzeczy.

— To wspaniale! — wykrzyknął.

— I córkę, Rozboju — dodała. Popatrzył na nią w zadziwieniu.

— Córkę? Tak szybko?

— Tak — potwierdziła.

— To wspaniałe dla klanu! — wykrzyknął.

— Masz więc po co wracać do mnie jak najprędzej. I błagam cię, używaj głowy inaczej niż twoi chłopcy.

— Dziękuję, wodzo — odparł Rozbój. — Zrobię, jak każesz. Wezmę kilku chłopców, odnajdę wielką ciutwiedźmę, dla dobra tych wzgórz. Życie dla ciutwiedźmy tam daleko od domu i między obcymi nie może być dobre.

— O tak — powiedziałaJoanna, odwracając głowę. — Jak dobrze ją rozumiem.