— Ależ drogie panie, zapraszam! — Mistrzyni ceremonii nie kryła już zdenerwowania. — To są Próby. Miejsce na przyjacielskie i edukacyjne zmagania w atmosferze braterstwa i dobrej woli! Z pewnością któraś z pań… może któraś z młodych dam…?
Akwila uśmiechnęła się. Nie powinno być braterstwa, tylko sio — strzeństwo. Jesteśmy siostrami, proszę pani, nie braćmi.
— Idź, Akwilo! — ponaglałają Dymitra. — Wszyscyjuż wiedzą, jąkaj esteś dobra.
Akwila potrząsnęła głową.
— No dobrze, wszystko jasne — oświadczyła Annagramma, przewracając oczami. — Stara harpia pomieszała dziewczynie w głowie, jak zwykle…
— Nie wiem, kto miesza w czyjej głowie — żachnęła się teraz Petulia, podwijając rękawy. — Alejazamierzam pokazać świński trik.
Podniosła się, wywołując poruszenie.
— O, widzę, że to będzie… ach, to ty, Petulio — powiedziała mistrzyni ceremonii nieco zawiedziona.
— Tak, panno Gablotko, chciałam pokazać świński trik — oświadczyła głośno Petulia.
— Ale… no… wydaje mi się, że nie wzięłaś ze sobą świni.
— Tak, chcę przedstawić świński trik… bez świni.
To wywołało sensację, okrzyki „Niemożliwe!” oraz „Uwaga, tutaj są dzieci!”.
Panna Gablotka rozejrzała się w poszukiwaniu pomocy, ale ponieważ takowej nie znalazła, powiedziała bezradnie:
— No dobrze. Jeślijesteśpewna, kochanie…
— Tak. Jestem pewna. Użyję… kiełbasy! — Petulia wyciągnęła parówkę z kieszeni. Podniosłająw górę. To również wywołało sensację.
Akwila nie przyglądała się sztuczce, babcia Weatherwax zresztą też nie. Spojrzenia łączyłyje jak stalowa sztaba i nawet panna Gablotka instynktownie nie wchodziła między nie. Lecz Akwila usłyszała westchnienia, potem wszyscy zebrani wstrzymali oddech, a wreszcie zabrzmiały burzliwe oklaski. W tej sytuacji zebrane nagrodziłyby aplauzem wszystko, podobniejak woda użyłabyjakiejkol — wiek dziury, by uciec z wiadra.
A potem wiedźmy już wstawałyjedna po drugiej. Panna Libel — la żonglowała kulami, które zatrzymywały się w powietrzu i tam zmieniały kierunek. Pewna czarownica w średnim wieku zademonstrowała nowy sposób powstrzymania przed udławieniem, co nawet nie wydawało się specjalnie magiczne, dopóki się nie zrozumiało, że zamienianie prawie martwych ludzi w ludzi w pełni żywotnych jest warte dziesiątków innych sztuczek. A potemjeszczejakaś kobieta zapraszała na scenę kolejne dziewczęta, które pokazywały kolejno duże sztuki i poręczne sztuczki, i coś, co wywoływało okrzyki, lub coś, co zatrzymywało ból zęba, a przynajmniej eksplodowało…
…i tojuż najwyraźniej był koniec.
Panna Gablotka wyszła znowu na środek, tym razem prawie pijana ulgą, że w ogóle Próby się odbyły. Jeszcze raz spróbowała zaprosić na ring wiedźmę lub — naprawdę, dziewczęta, nie wstydźcie się — adeptkę.
Panowała cisza tak gęsta, że można by było w nią wbijać szpilki.
I wtedy wreszcie powiedziała:
— No dobrze… w takim razie ogłaszam Próby za zakończone i zamknięte. Herbata czekaw dużym namiocie!
Akwila i babcia wstałyjak na komendę i ukłoniły się sobie. Potem babcia odwróciła się, by włączyć się w tłum zmierzający na herbatę. Ciekawe było zobaczyć, jak tłum się rozstępuje, całkowicie nieświadomie, by zrobić dla niej przejście, niczym morze przed wyjątkowo dobrym prorokiem.
Petulię otaczały młode wiedźmy. Świński trik udał się bardzo dobrze. Akwila stanęła w kolejce, byją uściskać.
— Ale to ty byś wygrała! — Petulia była czerwona na twarzy z emocji.
— To nie ma żadnego znaczenia. Naprawdę nie ma.
— Oddałaś wygraną — odezwał się ostry głos tuż za plecami Akwili. — Miałaś ją praktycznie w rękach i nie sięgnęłaś po nią. I jak się teraz czujesz, Akwilo? Masz ochotę być skromnisią?
— Teraz ty mnie posłuchaj, Annagrammo! — Petulia wymierzyła w nią rozwścieczony palec.
Akwila sięgnęła i opuściłajej rękę. Potem odwróciła się do An — nagrammy i uśmiechnęła tak radośnie, że każdego by to zbiło z tropu.
Chciałajej powiedzieć: Tam, skądja pochodzę, organizowane są zawody psów pasterskich. Zewsząd przybywają pasterze, by pokazać, jak wyszkolili swoje owczarki. Nagrodami są srebrne haczyki i pasy wysadzane srebrnymi guzami i różne takie, ale czy wiesz, Annagrammo, co jest największą nagrodą? Nie, ty tego nie wiesz. Są tam też sędziowie, alejeśli chodzi o tę największą nagrodę, oni się również nie liczą. Jest tam… była niepozorna stara dama, która zawsze siadała na przedzie, pochylała się nad płotkami z fajką w zębach, a u jej nóg siedziały dwa najwspanialsze psy, jakie się kiedykolwiek urodziły. Nazywały się Grzmot i Błyskawica, poruszały się tak szybko, że wzniecały w powietrzu ogień, a ich futra lśniły w słońcu, ale ona nigdy nie wystawiała ich w zawodach. Wiedziała o owcach więcej, niż nawet wie owca. I tym, czego każdy młody pasterz pragnął, ale tak naprawdę, nie był żaden srebrny haczyk czy pas, tylko zobaczyć, jak ona wyjmuje z ust fajkę i cicho mówi „nieźle, nieźle”, ponieważ dopiero to oznaczało, że onjestjuż prawdziwym pasterzem i wszyscy pasterze też to wiedzieli. A gdybyś zaproponowała mu, by ją wyzwał, przekląłby ciebie, tupnął nogą i powiedział, że wolałby splunięciami zgasić słońce. Jak mógłby kiedykolwiek wygrać? Ona była kwintesencją pasterstwa. To było jej całe życie. Gdyby coś jej odebrał, odebrałby to sobie. Nie rozumiesz tego, prawda? Ale tojest właśnie serce, dusza i kwintesencja wszystkiego. Dusza i kwintesencja!
Jej przemowa poszłaby na marne, więc Akwila powiedziała tylko:
— Zamknijże się wreszcie, Annagrammo. Chodźmy zobaczyć, czy nie zostałyjakieś bułeczki.
Ponadjej głową rozległ się krzyk myszołowa. Podniosła wzrok.
Ptak obrócił się i rozpoczął pościg z wiatrem w długim ślizgu, kierując się w stronę domu. Tam zawsze był ich dom.
Joanna otworzyła oczy nad kociołkiem.
— Wraca do domu! — wykrzyknęła, gramoląc się na nogi. Pomachała niecierpliwie dłonią do przyglądających się Figli. — Co tak stoicie i gapicie się? Złapcie mi tu zarazjakiegoś królika do upieczenia. Przygotujcie palenisko. I nagotujcie wody, bo zamierzam wziąć kąpiel. Spójrzcie tylko, jak tu wygląda, toż to chlew! Bierzcie się do sprzątania. Chcę, żeby dla Wielkiego Człowieka wszystko błyszczało! I ukradnijcie trochę Specjalnego Płynu dla Owiec! Natnijcie zielonych gałęzi ostrokrzewu i cisu! Wypolerujcie mi wszystkie złote talerze, żeby błyszczały. Cały ten kopiec ma aż lśnić! Na co jeszcze czekacie?
— No… co mamyzrobić najpierw, wodzo? — pytałynerwowo Figle.
— Macie zrobić to wszystko narazWjej komorze napełnili wazę na kąpiel. Wodza szorowała się, używając starej szczoteczki do zębów Akwili, i przysłuchiwała się, jak Figle ciężko pracują, wykonując polecenia i bez przerwy wchodząc sobie w drogę. Kopiec zaczął wypełniać zapach pieczonego królika.
Joanna włożyła swoją najlepszą sukienkę, uczesała włosy, wzięła szal i wyszła na zewnątrz. Stała tak, przyglądając się górom, aż poja — kiejś półgodzinie mały punkcik na niebie zaczął rosnąć i rosnąć.
Jako wodza zamierzała powitać wojownika. Jako żona ucałuje go i będzie mieć za złe, że tak długo go nie było. Jako kobieta rozpływała się z ulgi, wdzięczności i radości.