Akwila zdobyła się wreszcie na pytanie:
— Czy to się wydarzyło naprawdę?
Babcia Weatherwax sięgnęła po filiżankę i spodek, potem nalała trochę herbaty do filiżanki i trochę na spodeczek. Robiła to z uwagą, jakby wykonywała ważne i wymagające precyzji zadanie. Lekko podmuchała na bursztynowy płyn. Robiła to wolno i spokojnie, a Akwila z całych sił starała się pohamować niecierpliwość.
— Współżycz sięjuż potem nie pokazał? — zapytała babcia.
— Nie. Ale…
— A wtedyjak to odczuwałaś? Kiedy to wszystko się działo? Czy czułaś, że dzieje się naprawdę?
— Nie — odparła Akwila. — Bardziej niż naprawdę.
— No widzisz. — Babcia Weatherwax upiła herbaty ze spodeczka. — A odpowiedź brzmi: jeśli nie było to prawdziwe, nie było też fałszywe.
— Jak sen, kiedyjest sięjuż prawie przebudzonym i można na niego wpływać. Znasz, babciu, to uczucie? — zapytała Akwila. — Jeśli sięjest bardzo uważnym, to działa. To byłojak opowiadanie samej sobie opowieści…
— Bo zawsze chodzi o opowieść — przytaknęła babcia. — Wszystkojest opowieścią. Nawet to, że słońce wstaje co rano. Wszystko ma swoją historię. Jeśliją zmienisz, zmienisz świat.
— Ajaki był twój plan na pokonanie współżycza? Proszę, muszę to wiedzieć!
— Mój plan? — zdziwiła się niewinnie babcia. — Mój plan polegał na tym, żebyś ty sobie z nim poradziła.
— Naprawdę? W takim razie co byś zrobiła, gdyby mi się nie udało?
— Zrobiłabym wszystko co w mojej mocy — odpowiedziała spokojnie babcia Weatherwax. — Zawsze tak robię.
— Czy zabiłabyś mnie, gdybym znowu się stała współżyczem? Czarownicy spodeczek nawet nie drgnął w dłoni. Spoglądała w zadumie w herbatę.
— Uratowałabym cię, gdybym tylko mogła — powiedziała wreszcie. — Ale nie musiałam nic robić, prawda? Próby były najlepszym na to miejscem. Wierz mi, czarownice, kiedyjuż muszą, potrafią działać wspólnie. Trudniej je zgrać niż stado kotów, ale niekiedy się udaje.
— Tylko tak sobie myślę… że zamieniłyśmy to w mały spektakl.
— O nie. Urządziłyśmy wielki spektakl! — stwierdziła z wielkim zadowoleniem babcia Weatherwax. — Grzmoty i błyskawice, i białe konie, i cudowne uratowanie! To wszystko zajednego pensa! Nauczysz się jeszcze, dziewczyno, że odrobina widowiska od czasu do czasu dobrze przysłuży się twojej reputacji. Wydaje mi się, że panna Libellajuż się o tym dowiedziała, teraz potrafi żonglować piłkami i w tym samym momencie podnosić kapelusz. Możesz mi wierzyć!
Delikatnie popiła herbaty ze spodeczka, potem skinęła głową w stronę starego kapelusza leżącego na stole.
— Czy twoja babcia nosiła kapelusz?
— Co? No… raczej nie — odparła Akwila, wciąż myśląc o wielkim widowisku. — Kiedy pogoda była bardzo zła, zarzucała na głowę stary worekjak kaptur. Mówiła, że kapelusze nie chodząw parze z wiatrem na wzgórzach.
— Czyli niebo byłojej kapeluszem — stwierdziła spokojnie babcia Weatherwax. — A czy miała płaszcz?
— Pasterze mawiali, żejeśli się zobaczy babcię Dokuczliwą w płaszczu, to znaczy, że wiatr przegania skały! — oświadczyła z dumą Akwila.
— Czyli wiatr był jej płaszczem. To wielka umiejętność. Deszcz nie pada na wiedźmę, która sobie tego nie życzy, chociaż ja wolę zmoknąć i być wdzięczna.
— Za co wdzięczna?
— Że wyschłam. — Babcia Weatherwax odstawiła spodek i filiżankę. — Dziecko, przyszłaś tu, by się dowiedzieć, co jest prawdą, a co nie, ale niewiele mogę cię nauczyć ponad to, cojuż umiesz. Ty tylkojeszcze nie wiesz, że wiesz, dlatego resztę życia poświęcisz na uczenie się tego, cojuż masz w swoich kościach.
Popatrzyła na ufną twarz Akwili i westchnęła.
— Wyjdźmy — powiedziała. — Udzielę ci pierwszej lekcji. Ajest to lekcjajedyna. Nie potrzeba zapisywaćjej w żadnej książce.
Poprowadziła dziewczynkę do murku z tyłu ogrodu, rozejrzała się wokół i podniosła patyk.
— Magiczna różdżka. Popatrz. — Zielony płomień strzelił z patyka, aż Akwila podskoczyła. — Teraz ty spróbuj.
Akwili nic nie wychodziło, żeby nie wiemjak bardzo próbowała.
— Oczywiście, że nic się nie dzieje — stwierdziła babcia. — Przecież to tylko kijek. A teraz zastanów się, czy rzeczywiście spowodowałam, że strzelił z niego płomień, czy może raczej spowodowałam, żebyś tak myślała. To nie ma żadnego znaczenia. Bo tak czy siak, ja to powoduję, nie kijek. Jeśli nastawisz umysłjak należy, zamienisz kijek w różdżkę, niebo w swój kapelusz, a kałużę w magiczną… magiczną… jakżeż się nazywają te wymyślne filiżanki?
— No… chodzi pani o czarę? — zapytała Akwila.
— No właśnie, magiczną czarę. Rzeczy nie mają znaczenia. Ludzie tak. — Babcia Weatherwax spojrzała przelotnie na dziewczynkę. — Mogę cię nauczyć, jak gonić po wzgórzach z zającami, jak latać nad nimi z myszołowem. Mogę ci opowiedzieć sekrety pszczół. Mogę nauczyć cię tego i wiele, wiele więcej, jeśli zrobisz coś tutaj i teraz. Jedną prostą rzecz.
Akwila przytaknęła w oszołomieniu.
— Rozumiesz, że wszystkie te świecidełka są tylko zabawkami, a zabawki mogą cię sprowadzić na manowce?
— Tak!
— W takim razie zdejmij swego lśniącego konika, który nosisz na szyi, i wrzuć go do studni.
Akwila posłusznie, jak zahipnotyzowana, sięgnęła ku szyi i odpięła łańcuszek. Kiedy wyciągnęła rękę ponad studnię, srebrny koń zalśnił. Patrzyła na niego, jakby go widziała po raz pierwszy w życiu. I wtedy…
Ona sprawdza ludzi, pomyślała. Przez cały czas.
— Więc jak? — zapytała wiedźma.
— Nie — odparła Akwila — Nie mogę.
— Nie mogę czy nie zrobię? — zapytała ostro babcia.
— Nie mogę. — Akwila hardo uniosła podbródek. — I nie zrobię! Szybko cofnęła rękę i zapięła naszyjnik, spoglądając buntowniczo. Babcia Weatherwax się uśmiechnęła.
— Dobrze załatwione — oświadczyła cicho. — Bo jeśli nazbyt boisz się błądzić, nigdzie nie zajdziesz. Czy mogłabym go obejrzeć?
Akwila spojrzała wiedźmie prosto w oczy. Potem rozpięła łańcuszek i podałajej naszyjnik. Czarownica uważnie się mu przyjrzała.
— To zabawne, kiedy pada na niego światło, wygląda, jakby galopował — powiedziała, machając nim lekko. — Dobra robota. Oczywiście nie przypomina wcale konia, ale jest kwintesencją konia.
Akwila patrzyła na nią z otwartą buzią. Przez moment stała przed nią uśmiechnięta babcia Dokuczliwa, a po chwili z powrotem była babcia Weatherwax. Czy to ona zrobiła, czy może ja sama? — zastanowiła się. I czy ośmielę się tego dowiedzieć?
— Nie przyjechałam tylko po to, by oddać pani kapelusz — udałojej się wykrztusić. — Przywiozłam też prezent.
— Jestem pewna, że nikt nie zasługuje na to, by przynosić mi prezent — skrzywiła się babcia Weatherwax.
Akwila, wciąż oszołomiona, nie zwróciła na to uwagi. Sięgnęła znowu do worka, skąd wydobyła małą, miękką paczuszkę, która zmieniała kształt wraz z dotknięciem ręki.
— Odniosłam większość rzeczy z powrotem do panaWręcemocnego — powiedziała. — Ale pomyślałam sobie, że to… mogłoby się pani przydać.
Staruszka wolno odwinęła biały papier. Lekki Zefir rozwinął się pod jej palcami i uleciał w powietrze niczym dym.
— Jest śliczny, ale nie mogłabym go nosić — powiedziała Akwila, a płaszcz rozłożył się na całą swą szerokość. — Potrzeba gratacji, żeby nosić coś takiego.