Выбрать главу

— To wszystko? — zapytał.

— Tak. Napisałeś swoje własne imię! Rozbój znowu popatrzył na litery.

— Czy teraz mnie wezmą do więzienia? — zapytał. Spoza Joanny doszło go grzeczne kaszlnięcie. Dźwięk ten wydał ropuch. Nie miał żadnego imienia, ponieważ ropuchy nie przepadają za imionami. Mimo wysiłków złowieszczych sił, które kazały ludziom myśleć inaczej, żadna ropucha nie została nazwana na przykład ropucha Roland. To się po prostu nie zdarza.

Ropuch był kiedyś prawnikiem (ludzkim, ropuchy się obywają bez prawników) i został przemieniony w ropucha przez dobrą wróżkę, która zamierzała zmienić go w żabę, ale trochę się jej pokręciło. Teraz mieszkał w kopcu Figli, pożywiając się glistami i pomagając praludkom w sprawach wymagających głębszego namysłu.

— Mówiłem już panu, że samo zapisanie pańskiego imienia nie stanowi żadnego problemu — oświadczył teraz. — Nie ma nic nielegalnego w słowie „rozbój”. Chyba że — tu ropuch roześmiał się sucho, jak to mają w zwyczaju prawnicy — oznaczałoby czyn.

Żaden z Figli się nie roześmiał. Lubili, gdy żarty są nieco, no, śmieszniejsze.

Rozbój wpatrywał się w swoje bardzo chybotliwe pisanie.

— To moje imię? — zapytał.

— Zdecydowanie tak, panie Rozboju.

— I nic złego się nie dzieje — zauważył Rozbój. Przyjrzał się bliżej literom. — A skąd wiadomo, że to jest moje imię?

— A, ta część nazywa się czytaniem — wyjaśniła Joanna.

— Czy wtedy litery tworzą dźwięki w twojej głowie? — dopytywał się Rozbój.

— To deser — odezwał się ropuch. — Ale uważamy, że wolałbyś zacząć od bardziej fizycznych aspektów procedury.

— Czy nie mógłbym nauczyć się samego pisania, a czytanie zostawić dla kogoś innego? — zapytał Rozbój głosem, w którym nie było nadziei.

— Nie, mój mężczyzna musi umieć jedno i drugie — powiedziała Joanna, składając przed sobą ręce. A kiedy Figiel żeńskiego rodzaju robi coś takiego, to znaczy, że nie pozostaje nic więcej jak tylko się poddać.

— To okropne dla mężczyzny, gdy jego kobieta nasyła na niego ropucha — powiedział Rozbój, potrząsając głową. Ale gdy powrócił wzrokiem do zapisanego skrawka papieru, na jego twarzy pojawiło się coś na kształt dumy. — co, nadal jest tam moje imię, czyż nie? — zapytał z uśmiechem.

Joanna skinęła głową.

— Ot tak po prostu, nie na liście gończym ani czymś w tym stylu. Moje imię zapisane przeze mnie.

— Tak, Rozboju — jeszcze raz potwierdziła młoda wodza.

— Moje imię moją ręką. I żaden drań nie może nic z tym zrobić, prawda? Czy moje imię jest całkiem bezpieczne?

Joanna spojrzała na ropucha, który wzruszył ramionami. Ci, którzy znali Fik Mik Figle, wiedzieli, że mózgów używają u nich dziewczyny.

— Mężczyzna jest prawdziwym mężczyzną, kiedy jego własne imię znajduje się tam, gdzie nikt inny nie może go tknąć — wygłosił Rozbój. — To poważna magia i…

— R jest napisane odwrotnie i zapomniałeś o „b” — przerwała mu Joanna, ponieważ rolą żony jest powstrzymać męża, któremu grozi pęknięcie z dumy.

— Kobieto, przecież nie wiedziałem, w którą stronę maszeruje ten grubas! — Rozbój machnął lekceważąco ręką. — Nie należy ufać grubasom. Takie rzeczy po prostu się wie, jeśli ma się naturalną skłonność do pisania. Jednego dnia facet może iść w jedną stronę, a drugiego w przeciwną.

Uśmiechnął się promiennie, spoglądając na swoje imię:

Joanna westchnęła. Dorastała wśród siedmiuset braci i wiedziała, jak i dokąd prowadzi ich myślenie. Zazwyczaj było bardzo prędkie i wiodło w bardzo złym kierunku. A jeśli nie potrafili nagiąć myśli do świata, naginali świat do myśli. Matka mówiła jej, że zazwyczaj nie warto z nimi dyskutować.

Prawdę mówiąc, w klanie znad Długiego Jeziora tylko kilka Figli umiało biegle czytać i pisać. Uważano ich zresztą za odmieńców, dziwaków. Ostatecznie do czego ta umiejętność niby miała służyć, kiedy już się rano wstało z łóżka? Nie potrzeba znać liter, by mocować się z pstrągiem, zaatakować królika czy upić się. Wiatru nie da się przeczytać, a na wodzie pisać nie można.

Ale to, co zostało zapisane, trwało. W ten sposób słyszano głosy tych Figli, którzy dawno już zmarli, a byli za swego życia świadkami dziwnych wydarzeń lub poczynili niezwykłe odkrycia. Nową umiejętność nabywali ci, którzy się jej nie bali. Klanu Długiego Jeziora nie przejmowała grozą. A Joanna chciała dać swemu nowemu klanowi to co najlepsze.

Bycie młodą wodzą nie jest wcale łatwe. Zjawiasz się w nieznanej rodzinie, a towarzyszy ci tylko kilku braci, bierzesz ślub i w ten sposób masz nagle parę setek szwagrów. Gdyby się nad tym zacząć zastanawiać, można by stracić głowę. W czasach gdy mieszkała na wyspie na Długim Jeziorze, mogła przynajmniej porozmawiać z matką, ale wodza nigdy nie wraca do domu.

Wodza jest samotna, ma do towarzystwa tylko kilku braci-opiekunów.

Joanna tęskniła za domem, bała się przyszłości i dlatego mogła się pomylić…

— Rozboju!

Przez fałszywą króliczą dziurę, która stanowiła wejście do kopca, wpychali się Hamisz z Dużym Janem. Rozbój popatrzył na nich gniewnie. — Jesteśmy zajęci litera… kością — oświadczył.

— Oczywiście, Rozboju, ale pilnowaliśmy dużej ciutwiedźmy, żeby wyjechała bezpiecznie, tak jak powiedziałeś, i zobaczyliśmy, że podąża za nią współżycz! — wyrzucił z siebie Hamisz.

— Jesteś pewien? — Rozbój wypuścił ołówek z rąk. — Nigdy nie słyszałem, by któryś z nich się pojawił w tym świecie!

— A jednak — potwierdził Duży Jan. — Od jego brzęczenia aż mnie rozbolały zęby!

— Więc dlaczego jej nie powiedziałeś, durniu? — zapytał Rozbój.

— Ona podróżuje w towarzystwie — powiedział Duży Jan. — Jest z nią ta wykształcona wiedźma.

— Panna Tyk? — zapytał ropuch.

— Tak, ta z buźką jak mleczny budyń — potwierdził Jan. — I mówiłeś, że mamy się nie pokazywać.

— No tak, ale w tej sytuacji… — zaczął Rozbój i zamilkł.

Nie był nazbyt długo mężem, lecz po ślubie mężczyzna wykształca w mózgu dodatkowe zmysły i jeden z nich właśnie go ostrzegał, że wdepnął w kłopoty, i to głęboko.

Joanna postukiwała rytmicznie stopą o podłogę. Ramiona miała wciąż złożone przed sobą. I uśmiechała się leciutko. Takiego uśmiechu uczą się kobiety po ślubie i oznacza on: „O tak. Wdepnąłeś głęboko w kłopoty, ale pozwolę ci zanurzyć się w nich jeszcze głębiej”.

— Czy mówicie coś na temat tej dużej ciutwiedźmy? — zapytała głosem cichym i potulnym, niczym mysz wytrenowana w Szkole Skrytobójców dla Gryzoni.

— Och, no wiesz, ja tylko… — Rozbój poszarzał na twarzy. — Nie pamiętasz jej, kochanie? Gościła na naszym weselu. Była naszą wodzą przez dzień czy dwa, opowiadałem ci o tym. Nasza stara wodza kazała ją zaprzysiąc, po tym jak odeszła do Ostatniego Świata — dodał na wypadek, gdyby przypomnienie życzenia starej wodzy mogło powstrzymać nadchodzący sztorm. — Lepiej mieć na nią oko, no wiesz, jest tutejszą czarownicą i…

To, co malowało się na twarzy Joanny, zmroziło mu głos w gardle.

— Prawdziwa wodza musi poślubić Wielkiego Człowieka — padły lodowate słowa. — Tak jak ja poślubiłam ciebie, Rozboju Figlu. Czy nie jestem dobrą żoną?

— Świetną, naprawdę świetną — wyrzucił z siebie Rozbój. — Ale…