— A czy pozwolisz mi się skoncentrować, dziecko? Dziękuję… Śpiący na drodze pies ziewnął i przeciągając się, stanął na nogi.
Podszedł do ławki, na której siedziały, spojrzał na Akwilę z wyrzutem, po czym ułożył się ujej stóp. Pachniał starym wilgotnym dywanem.
— Widzę… coś… — powiedziała panna Tyk bardzo cicho.
Akwila poczuła, jak ciśnienie dociska jądo ziemi, pCha jąw dół i w dół. Panna Tyk zamarła w przerażonym bezruchu.
Tylko nici poruszały się, całkiem samodzielnie. Jajko tańczyło, szkło wysyłało na wszystkie strony błyski, a koraliki ślizgały się i przeskakiwały z jednej nitki na drugą…
Jajko się rozprysło.
Na podwórze wjechał dyliżans.
Zjawił się w chmurze dymu, hałasu i stukotu kopyt, przywożąc ze sobą świat. Na chwilę znikło słońce. Otworzyły się drzwi. Zadzwoniły uprzęże. Konie parowały. Spaniel podniósł się, z nadzieją machając ogonem.
Ciśnienie opadło, ale nie do końca.
Panna Tyk wyciągnęła chusteczkę i zaczęła wycierać jajko z sukienki. Pozostałe przedmioty dziwnie szybko zniknęły w czeluściach jej kieszeni.
Uśmiechnęła się do Akwili, a potem powiedziała, nie zmieniając w ogóle wyrazu twarzy, co wyglądało nieco obłąkańczo:
— Nie podnoś się, nic nie rób, po prostu siedź cichutko jak myszka.
Akwila nie była w stanie robić nic poza siedzeniem bez ruchu. Czuła sięjak obudzona z koszmaru.
Bogatsi pasażerowie wysiadali z dyliżansu, biedniejsi schodzili z dachu. Prostowali nogi, podskakując i wzniecając tumany pyłu, za którym znikali, ruszając przed siebie drogą.
~A teraz — powiedziała panna Tyk, kiedy drzwi oberży zamknęły się z hukiem — my wybierzemy się na… spacer. Widzisz ten zagajnik? To nasz cel. A kiedy pan Zrzędzian, woźnica, zobaczyjutro twojego ojca, powie mu, że wysadził cię tuż przed przyjazdem dyliżansu i… i… wszyscy będą zadowoleni, a nikt nie będzie musiał kłamać. To bardzo ważne.
— Panno Tyk? — odezwała się Akwila, sięgając po torbę.
— Co się właśnie wydarzyło?
— Nie wiem — odparła wiedźma. — Czy dobrze się czujesz?
— No… tak. Ma pani kawałek żółtka na kapeluszu.
I zachowuje się pani podejrzanie nerwowo, myślała Akwila. A toją poważnie martwiło.
— Przykro mi z powodu pani sukienki — dodała.
— Przechodziłajuż gorsze rz ZTy — odparta panna Tyk. — Idziemy.
— Panno Tyk — spróbowała znowu Akwila, gdy odeszły kilka kroków.
— Tak?
— Pani się bardzo zaniepokoiła. Jeśli powie mi pani dlaczego, podzielimy to między siebie, co oznacza tylko połowę niepokoju dla każdej z nas.
Panna Tyk westchnęła.
— To prawdopodobnie nic takiego.
— Przecież jajko wybuchło!
— Tak. No cóż. Bo widzisz, chaos można wykorzystać jako prosty detektor i wzmacniacz pola magicznego. To bardzo proste urządzenie, ale bardzo przydatne w stanach zamieszania. Wydaje mi się… że zrobiłam coś nie tak. Czasami trafia się też na przypadkowy ładunek magii.
— Badała to pani, ponieważ coś panią zaniepokoiło — powiedziała Akwila.
— Zaniepokoiło? Ależ skąd. Nigdy się nie niepokoję — żachnęła się panna Tyk. — Jeślijednakjuż poruszyłaś ten temat, to rzeczywiście coś wywołało mój niepokój. I myślę, że to coś znajdowało się blisko. Ale prawdopodobnie nie ma to znaczenia. Już się czuję dużo lepiej.
Wcale nie wygląda pani na uspokojoną, pomyślała Akwila Aja się myliłam. Dwie osoby oznaczają podwójny niepokój. Oczywiście całkowicie przeciwnie miałaby się rzecz z pokojem.
Z pewnościąjednak Dwiekoszule nie miały w sobie niczego magicznego. To było tylko miejsce, w którym droga zmieniała kierunek.
Dwadzieścia minut później pasażerowie wyszli z gospody i wsiedli do powozu. Woźnica zauważył, że konie są wciąż bardzo spocone, wydawało mu się też, że słyszy brzęczenie much, nie wiedział tylko, czemu ich nie widzi.
Psa, który wcześniej wylegiwał się na drodze, znaleziono jakiś czas potem skulonego i skomlącego wjakimś kącie stajni.
Panna Tyk i Akwila zmieniały się przy niesieniu bagażu. Droga do lasu zabrała im mniej więcej pół godziny. Nie był tojakiś specjalny las, głównie składał się z buków, ale gdy się wie, że buki wytwarzają truciznę, która spada na ziemię, dzięki czemu pod drzewami jest podejrzanie czysto, można być pewnym, że ich drewno niejest znowu takie zwyczajne.
Usiadły na pniu i czekały na zachód słońca. Panna Tyk wyjaśniała Akwili, co robiła z paciorkami, nitkami i chaosem.
— Więc one nie są zaczarowane? — dopytywała się Akwila.
— Nie, ale dzięki nim można czarować.
— To takjak z okularami, które pozwalają widzieć, ale same nie widzą?
— Dobre porównanie. Czy teleskopjest magiczny? Z całą pewnością nie. To tylko rura i szkiełko, ale możesz dzięki niemu policzyć, ile smoków tańcuje na księżycu. Podobnie… używałaś kiedyś łuku? Nie, raczej nie. Ale chaos działa podobnie jak łuk. Na łuk przenosi się siła mięśni, z którą łucznik naciąga strzałę, i ta siła potem przenosi strzałę dużo dalej, niż łucznik potrafiłby ją rzucić. A chaos możesz stworzyć ze wszystkiego, byle tylko wyglądał… jak trzeba.
— I wtedy można stwierdzić, czy dzieje się coś magicznego? — Tak, do tego właśnie służy. Ajeśli ma się wprawę w używaniu go, pomaga również w samej magii, bo dzięki niemu można się dokładnie skupić na zadaniu. Daje się go też wykorzystaćjako ochronę, taką siatkę, przez którą nie przeniknie żadne zaklęcie, możesz też za pomocą niego wysłać czar lub… wiesz, to tak jakbyś używała scyzoryka, który ma różne ostrza, pilniczek, korkociąg i wykałaczkę. Chociaż nie potrafię sobie wyobrazić, by któraś wiedźma wykorzystywała chaos do dłubania w zębach, cha, cha! Każda młoda czarownica uczy się, jak stworzyć chaos. Panna Libella pomoże ci.
Akwila rozglądała się po lesie. Cienie się wydłużały, ale nie wywoływały w niej lęku. Skrawki nauk panny Tyk błąkały się po jej głowie: Zawsze stawaj twarzą w twarz ze swym lękiem. Staraj się mieć tyle pieniędzy, ile ci trzeba, nigdy za wiele. I kawałek sznurka. Nawetjeśli coś się stało nie z twojej winy, ty ponosisz odpowiedzialność. Wiedźmy załatwiają różne sprawy. Nigdy nie stawaj pomiędzy dwoma lustrami. Niejazgocz. Czyń swoją powinność. Nie kłam, ale nie zawsze musisz być całkiem prawdomówna. Nie wypowiadaj życzeń ani na głos, ani w duszy. A zwłaszcza gdy spoglądasz w gwiazdy, bo to wyjątkowo głupie. Otwórz oczy, a potem jeszcze raz otwórz oczy.
— Czy panna Libella ma długie siwe włosy? — zapytała teraz dziewczynka.
— Tak.
— Czyjest wysoką damą, z lekką nadwagą, obwieszoną łańcuszkami? — pytała dalej. — I czy na jednym łańcuszku wiszą okulary? I chodzi w butach na zadziwiająco wysokich obcasach?
Panna Tyk nie była głupia. Rozejrzała się.
— Gdzie onajest? — zapytała.
— Stoi tam za drzewem — odparła Akwila.
Mimo tej informacji panna Tyk musiała zmrużyć oczy, byją dostrzec. Akwilajużjakiś czas temu zauważyła, że wiedźmy zapełniają przestrzeń. Choć trudno powiedzieć, dlaczego taksie dzieje, wydają się bardziej realne niż wszystko, co je otacza. Bardziej je po prostu widać. Ale kiedy nie chcą być widziane, zadziwiające, jak trudno je zobaczyć. Nie chowają się, nie używają magii, by zniknąć, chociaż nieraz tak by się mogło zdawać, ale gdyby ktoś miał opisać dane miejsce, mógłby przysiąc, że żadnej czarownicy tam nie było.
— No tak, doskonale — oświadczyła panna Tyk. — Ciekawa byłam, kiedyją dostrzeżesz.