– Może usiądziesz? – zaproponował, ale potrząsnęła głową. – Masz coś pilnego do załatwienia? – domyślił się.
– Zgadza się.
– Co na przykład?
– Co?
Powtórzył pytanie, a ona wbiła w niego wzrok.
– Nie gniewaj się – powiedziała – ale czy jak na zawieszonego gliniarza nie spędzasz przypadkiem za dużo czasu w biurze?
– Zapomniałem coś, więc wpadłem. – Mówiąc to, zdał sobie sprawę, że istotnie o czymś zapomniał: o trumience z Kaskad, którą zostawił na biurku w plastikowej reklamówce. – A ty o czymś nie zapomniałaś?
– O czym mianowicie?
– O podzieleniu się swoim odkryciem z resztą ekipy.
– Nie sądzę.
– Więc jednak coś znalazłaś? Na grobie Francisa Finlaya, tak?
– John… – Starała się teraz unikać jego wzroku. – Zostałeś odsunięty od tej sprawy.
– Być może. Ty się nią zajmujesz, ale cię poniosło.
– Nie masz prawa tak mówić. – Nadal na niego nie patrzyła.
– Myślę, że mam.
– To mi to udowodnij!
– Inspektorze Rebus! – dał się słyszeć władczy głos. W drzwiach kawałek od nich stał Colin Carswell. – Pozwólcie na chwilę…
Rebus spojrzał na Siobhan.
– Dalszy ciąg nastąpi – powiedział, po czym wstał i wyszedł z sali.
Carswell czekał na niego w ciasnym pokoiku Gill Templer. Obok stała Gill z ramionami splecionymi na piersiach. Carswell już się mościł na krześle za jej biurkiem, z niesmakiem spoglądając na stosy nowych papierzysk, jakie przybyły tu od czasu jego ostatniej wizyty.
– A więc, inspektorze Rebus, czym wam możemy służyć? – zapytał.
– Wpadłem tylko po coś.
– Obyście nie wpadli tym razem na dobre.
– Dobre, panie komendancie – powiedział Rebus zimno
– John – wtrąciła się Gill – powinieneś siedzieć w domu.
Rebus kiwnął głową.
– To nie takie proste, kiedy się dzieje tyle ciekawych rzeczy. – Nie spuszczał wzroku z Carswella. – Na przykład, kiedy uprzedzają Marra, że po niego jadą, a teraz jeszcze słyszę, że przed przesłuchaniem pozwolono mu na dziesięć minut rozmowy w cztery oczy z Balfourem. Tylko pogratulować, panie komendancie.
– Strachy na lachy, Rebus – powiedział Carswell.
– Jestem do dyspozycji, proszę mi tylko wyznaczyć miejsce i czas.
– John… – znów wtrąciła się Gill. – W ten sposób do niczego nie dojdziemy, nie uważasz?
– Chcę, żeby mnie przywrócono.
Carswell tylko parsknął, a Rebus zwrócił się do Gill.
– Siobhan wdała się w ryzykowną grę. Wydaje mi się, że się znów kontaktuje z Quizmasterem. Być może umawiają spotkanie.
– Skąd wiesz?
– Nazwijmy to umiejętnością dedukcji. – Spojrzał na Carswella. – I zanim pan zrobi jakąś dowcipną uwagę na temat mojego niskiego poziomu inteligencji, z góry mówię, że się z panem zgadzam. Ale myślę, że w tej sprawie się nie mylę.
– Przekazał jej następną wskazówkę? – Gill wyraźnie się ożywiła.
– Dziś rano na cmentarzu.
Oczy jej się zwęziły.
– Ktoś z konduktu żałobnego?
– Mógł to zostawić wcześniej. Chodzi o to, że Siobhan od dawna go namawia na spotkanie.
– No i co dalej?
– No i sterczy teraz w sali operacyjnej i wyczekuje na właściwy moment.
Gill wolno pokiwała głową.
– Ale przecież, gdyby chodziło o nową zagadkę, to by teraz siedziała i próbowała ją rozwikłać.
– Zaraz, zaraz – wtrącił się Carswell. – A skąd my mamy wiedzieć, że to wszystko prawda? Widzieliście, jak odbierała tę wiadomość?
– Poprzednia wskazówka prowadziła do konkretnego grobu na cmentarzu. Widziałem, jak przy nim ukucnęła…
– No i co z tego?
– No i myślę, że właśnie wtedy przejęła tę wiadomość.
– Ale nie widzieliście tego?
– Kucnęła przy grobie…
– Ale nie widzieliście tego?
Czując, że zbliża się następna konfrontacja, Gill wkroczyła do rozmowy.
– Może najprościej będzie ją wezwać i zapytać.
Rebus kiwnął głową.
– Pójdę po nią. – Zawahał się. – Za pozwoleniem, panie Komendancie.
Carswell westchnął.
– Dobrze, idźcie.
Ale w sali Siobhan już nie było. Rebus ruszył korytarzem, wypytując o nią wszystkich napotkanych. Ktoś stojący przy automacie z napojami oświadczył, że widział, jak przed chwilą tędy przechodziła. Rebus przyspieszył kroku i dotarł do drzwi prowadzących na zewnątrz. Nie było ani śladu jej samochodu, ani jej samej. Pomyślał, że może zaparkowała gdzieś dalej i rozejrzał się na boki. W lewo ciągnęła się ruchliwa Leith Walk, w prawo wąskie uliczki wschodnich krańców Nowego Miasta. Stamtąd było zaledwie pięć minut do jej mieszkania, jednak zawrócił i wszedł do środka.
– Już jej nie ma – poinformował Gill. Zauważył, że zniknął też Carswell. – A komendant gdzie?
– Wezwali go do Pałacu. Zdaje się, że stary coś od niego chciał.
– Gill, musimy ją znaleźć. Wydeleguj paru ludzi. – Kiwnął głową w stronę sali operacyjnej. – Nie mają teraz zbyt wiele do roboty.
– Dobrze, John, znajdziemy ją, nie martw się. Może Bania wie, gdzie się wybierała. – Podniosła słuchawkę. – Zacznijmy od niego…
Ale odnalezienie Erica Baina okazało się równie trudne. Wiadomo było, że jest gdzieś w Pałacu, ale nikt nie potrafił powiedzieć gdzie. Jednocześnie Rebus spróbował się dodzwonić do Siobhan do domu i na komórkę. W domu zgłosiła się automatyczna sekretarka, na komórce automat poinformował go, że telefon jest zajęty. Spróbował ponownie pięć minut później, ale telefon wciąż był zajęty. Tym razem dzwonił już ze swojej komórki, będąc w drodze do jej mieszkania. Nacisnął przycisk domofonu, jednak bez rezultatu. Przeszedł na drugą stronę ulicy, wpatrzył się w jej okna i stał tam tak długo, aż przechodnie zaczęli zadzierać głowy do góry, ciekawi, co też takiego zobaczył, czego oni nie widzą. Jej samochodu nie było ani pod domem, ani na żadnej z sąsiednich uliczek.
Gill zostawiła jej wiadomość na pagerze, prosząc o pilny kontakt, ale Rebus upierał się, że to za mało. W końcu się zgodziła i zarządziła nadanie komunikatu do radiowozów policyjnych, z poleceniem poszukiwania jej samochodu.
Teraz, stojąc pod jej domem, Rebus pomyślał nagle, że przecież może być gdziekolwiek, niekoniecznie w obrębie miasta. Quizmaster już ją wysłał na Hart Fell i do kaplicy Rosslyn. Więc skąd można wiedzieć, jakie miejsce wybrał na ich spotkanie. A im bardziej odosobnione, w tym większym była niebezpieczeństwie. Miał ochotę stłuc się po gębie. Należało zaciągnąć ją ze sobą na to spotkanie i nie pozwolić jej się wymknąć… Jeszcze raz zadzwonił na jej komórkę i ponownie usłyszał, że zajęte. To niemożliwe, nikt tak długo nie rozmawia przez telefon komórkowy – to zbyt kosztowne. A potem nagle zrozumiał, co to oznacza. Zapewne jej telefon komórkowy jest podłączony do laptopa Hooda, a to znaczyło, że może właśnie w tej chwili informuje Quizmastera, że jest już w drodze…
Siobhan zaparkowała samochód. Zostały jej jeszcze dwie godziny do spotkania wyznaczonego przez Quizmastera. Pomyślała, że najlepiej będzie, jeśli do tej pory gdzieś się schowa. Wiadomość od Gill Templer na pagerze oznaczała dwie rzeczy: po pierwsze, że Rebus wszystko Gill powiedział; po drugie, że jeśli zignoruje jej polecenie, to potem będzie się musiała tłumaczyć.
Tłumaczyć? Z trudem potrafiła to sobie samej wytłumaczyć. Wiedziała tyle, że ta gra – choć miała świadomość, że to już nie jest tylko gra, że potencjalnie jest to coś znacznie groźniejszego naprawdę ją wciągnęła. Quizmasterowi, kimkolwiek był, udało się ją w to wciągnąć do tego stopnia, że z trudem mogła myśleć o czymś innym. Brakowało jej codziennej porcji łamigłówek i z przyjemnością zajęłaby się rozwiązywaniem następnych. Ale nie tylko. Teraz gnała ją już zwykła ciekawość, chciała się dowiedzieć wszystkiego o Quizmasterze i o samej grze. Etap nazwany przez niego Rygory jej zaimponował, bo Quizmaster musiał przewidzieć, że będzie na tym pogrzebie i że cała zagadka nabierze dla niej sensu dopiero nad grobem Flipy. No rzeczywiście, niezłe rygory… Czuła jednak, że słowo to odnosi się także do niej samej, bo czuła na własnej skórze rygory narzucone jej przez grę, rygory zmuszające ją do tego, by kontynuować grę i starać się zidentyfikować jej autora. A jednocześnie czuła się przez nią niemal stłamszona. Czy Quizmaster był tam na cmentarzu? A jeśli tak, to czy widział (lub widziała, bo wciąż pamiętała uwagę Baina, by podchodzić do Quizmastera bez uprzedzeń), jak Siobhan podnosi z grobu karteczkę. A może… Na samą myśl poczuła dreszcze. Tyle że informacje o pogrzebie były w prasie, więc Quizmaster mógł się dowiedzieć tą drogą. Był to cmentarz położony najbliżej domu Flipy, można więc było przypuszczać, że tam właśnie zostanie pochowana…