Выбрать главу

– Tylko herbatę, dzięki – rzekła, odzyskując wreszcie równowagę. – Słuchaj, ten hol wygląda teraz rewelacyjnie!

– Rozejrzyj się po całym mieszkaniu. Muszę zacząć przyzwyczajać się do oglądaczy.

– Chcesz powiedzieć, że mieszkanie jest już oferowane do sprzedaży.

– Będzie od przyszłego tygodnia.

Otworzyła drzwi do sypialni i wsadziła głowę do środka.

– No proszę, wyłącznik z przyciemniaczem – zauważyła i wypróbowała, jak działa.

Rebus przeszedł do kuchni, nastawił czajnik i wyciągnął z szafki dwa czyste kubki. Na jednym z nich widniał napis: NAJLEPSZY TATUŚ NA ŚWIECIE. Nie należał do niego, pewnie musiał go tu zapomnieć któryś z elektryków. Uznał, że dla Siobhan będzie akurat. Dla siebie wybrał kubek nieco wyższy z wyszczerbioną krawędzią i obrazkiem przedstawiającym maki.

– Nie dałeś pomalować salonu – powiedziała, wchodząc do kuchni.

– Był nie tak dawno malowany.

Kiwnęła głową. Czuła, że nie mówi jej całej prawdy, ale nie miała zamiaru z niego wyciągać.

– Ty i Grant wciąż ze sobą kręcicie? – zapytał.

– Nigdy nie kręciliśmy. I ten temat jest zamknięty.

Wyjął z lodówki mleko.

– Musisz uważać, bo inaczej możesz trafić na jakiegoś frajera.

– Słucham?

– Kogoś niegodnego ciebie. Już jeden taki mnie dziś sztyletował wzrokiem.

– Mój Boże, Derek Linford. – Zamyśliła się. – Ależ on dziś okropnie wyglądał, co?

– A bywa inaczej? – Rebus umieścił po torebce herbaty w obu kubkach. – To jak, przyszłaś tu na przeszpiegi, czy żeby mi podziękować za nadstawienie karku?

– Za to ci na pewno nie podziękuję. Mogłeś trzymać język zębami i sam wiesz o tym najlepiej. Wpakowałeś się w to wyłącznie na własne życzenie. – Zamilkła.

– No i? – powiedział, zachęcając ją do dalszego ciągu.

– No i to znaczy, że masz w tym jakiś zamysł.

– Właściwie, to nie… nic konkretnego.

– To dlaczego to zrobiłeś?

– Bo tak było najszybciej i najprościej. Gdyby mi się chciało przez chwilę pomyśleć, to może trzymałbym język za zębami.

Dolał do kubków wrzątku i zimnego mleka i podał jeden Siobhan. Spojrzała na pływającą po wierzchu torebkę z herbatą. – Wyciągnij ją sobie jak będzie dość mocna – zaproponował.

– Pychota.

– Na pewno nie masz ochoty na bułkę z szynką?

Potrząsnęła głową.

– Ale mną się nie krępuj – dodała.

– Może trochę później – powiedział i poszedł pierwszy do pokoju. – W robocie spokój?

– Mów sobie, co chcesz, ale Carswell potrafi nieźle trafić do ludzi. Wszyscy są przeświadczeni, że to dzięki jego przemówieniu ruszyło cię sumienie i postanowiłeś się przyznać.

– A sami się teraz jeszcze bardziej starają niż dotąd, tak? Odczekał aż przytaknęła. – Drużyna szczęśliwych ogrodników i żadnych wstrętnych kretów, które by im psuły robotę.

Siobhan uśmiechnęła się.

– Trochę to prostackie, nie uważasz? – Rozejrzała się po pokoju. – To gdzie się stąd wyniesiesz, jak to sprzedasz?

– A masz może wolny pokój gościnny?

– Zależy na jak długo.

– Żartuję, Siobhan. Dam sobie radę. – Pociągnął łyk herbaty. – A właściwie, co cię tu sprowadza?

– Poza przeszpiegami, tak?

– Domyślam się, że musi być coś poza.

Wyciągnęła rękę i postawiła kubek na podłodze.

– Dostałam następną wiadomość.

– Od Quizmastera? – spytał, a gdy kiwnęła głową, dodał – A co dokładnie?

Wyciągnęła z kieszeni kilka kartek i mu podała. Biorąc je, końcami palców dotknął jej dłoni. Na pierwszej był jej e-mail do Quizmastera:

Wciąż czekam na Rygory.

– Wysłałam to dziś z samego rana – wyjaśniła. – Pomyślałam sobie, że może jeszcze nic nie wie.

Na drugiej kartce była odpowiedź od Quizmastera.

Rozczarowałaś mnie, Siobhan. Zabieram zabawki i idę do domu.

Potem wiadomość od Siobhan: Nie wierz we wszystko co piszą. Nadal chcę grać.

Quizmaster: Po to, żeby donosić wszystko szefom?

Siobhan: Tym razem tylko ty i ja. Obiecuję.

Ouizmaster: Jak mogę ci ufać?

Siobhan: Ja ci zaufałam, prawda? I wiesz, gdzie możesz mnie znaleźć. A ja wciąż nic o tobie nie wiem.

– Po wysłaniu tej wiadomości musiałam dość długo czekać na jego odpowiedź. Wreszcie nadeszła jakieś – spojrzała na zegarek – czterdzieści minut temu.

– I wtedy od razu tu przyjechałaś?

– Mniej więcej – powiedziała, wzruszając ramionami.

– I nie pokazałaś tego Bani.

– Wysłali go z biura kryminalnego w jakiejś sprawie.

– A komuś innemu? – Potrząsnęła głową. – To dlaczego ja?

– Jak już się tu znalazłam – odparła – to właściwie sama nie wiem dlaczego.

– To przecież Grant ma głowę do zagadek, nie ja.

– W tej chwili na głowie ma ważniejszą zagadkę: jak się utrzymać na swoim stołku.

Rebus pokiwał wolno głową i przeczytał treść ostatniej kartki.

Dodaj Camusa do ME Smitha i patrz, jak boksują tam, gdzie słońce nie dociera, a Frank Finlay im sędziuje.

– No dobra, przeczytałem – wyciągnął ku niej kartkę – i nic z tego nie rozumiem.

– Nic?

Potrząsnął głową.

– Był kiedyś taki aktor – Frank Finlay – może nawet wciąż jeszcze żyje. Zdaje się, że grał w telewizji Casanovę i wystąpił też w czymś, co się nazywało Drut kolczasty i kwiaty… czy jakoś tak.

– Bukiet kolczastego drutu.

– Możliwe. – Ponownie rzucił okiem na tekst. – Camus był francuskim pisarzem. Myślałem, że się go wymawia „kamus”, póki nie usłyszałem kogoś w radio czy w telewizji.

– A to boksowanie? Przecież musisz coś o tym wiedzieć.

– Marciano, Dempsey, Cassius Clay nim stał się Alim… – Wzruszył ramionami.

– Tam gdzie słońce nie dociera – powiedziała Siobhan. – To chyba amerykańskie wyrażenie, nie?

– I znaczy „w dupie” – potwierdził Rebus. – A co, twój Quizmaster robi nagle za Amerykanina?

Uśmiechnęła się, ale w jej uśmiechu nie było radości.

– Posłuchaj mojej rady, Siobhan. Przekaż to do biura kryminalnego albo do służb specjalnych, albo tam, gdzie się zajmują namierzaniem tego dupka. Albo mu wyślij maila, żeby się wypchał. – Zrobił pauzę i dodał: – Powiedziałaś, że on wie, gdzie cię szukać?

Kiwnęła głową.

– Zna nazwisko i wie, że pracuję w wydziale śledczym edynburskiej policji.

– Ale nie wie, gdzie mieszkasz? I nie ma twojego numeru telefonu? – Zaprzeczyła, a on kiwnął głową uspokojony. Przypomniał sobie listę numerów przypiętą do ściany w boksie Holly’ego. – To go sobie odpuść – powiedział cicho.

– Ty byś też tak zrobił?

– Usilnie bym to sobie perswadował.

– Więc nie chcesz mi pomóc?

Spojrzał na nią.

– Jak ci mogę pomóc?

– Przepisać tekst i zacząć główkować.

Roześmiał się.

– Chcesz mnie jeszcze bardziej narazić Carswellowi?

Spojrzała na rozłożone kartki.

– Masz rację – powiedziała. – Nie pomyślałam. Dzięki za herbatę.

– To zostań i ją dokończ. – Patrzył, jak się zbiera do wyjścia.

– Muszę wracać. Mam mnóstwo rzeczy do zrobienia.

– A pierwszą będzie oddanie komuś tej zagadki?

Spojrzała mu prosto w oczy.

– Wiesz, że twoje rady zawsze są dla mnie bardzo cenne.

– Czy to znaczy „tak”, czy „nie”?

– Potraktuj to jako „może”.

Sam też wstał.

– Dziękuję, że wpadłaś.

Ruszyła w stronę drzwi.

– Linford się na ciebie zawziął, prawda? On, razem z Carswellem.

– Nie przejmuj się tym.

– Ale notowania Linforda rosną. Za jakiś czas awansuje na starszego inspektora.

– A skąd wiesz, że moje nie rosną?

Odwróciła głowę i obrzuciła go spojrzeniem, ale się nie odezwała. Nie musiała. Wyszedł za nią do holu i otworzył drzwi. Stojąc już na klatce schodowej, odwróciła się i rzekła: