Выбрать главу

– Z nim już rozmawialiśmy. Powiedział, że nic na temat gry nie wie.

– Ale masz zamiar i tak z nim porozmawiać, prawda?

Prawie się uśmiechnęła.

– Tak łatwo mnie przejrzeć?

– Nie, tylko że może mógłbym do ciebie dołączyć. Ja też mam do niego jeszcze parę pytań.

– Jakich pytań?

– Pozwól się zaprosić na kawę, a wszystko ci opowiem.

Tego wieczoru John Balfour w towarzystwie przyjaciela rodziny dokonał oficjalnej identyfikacji zwłok córki, Philippy Balfour. Żona czekała na niego na tylnym siedzeniu służbowego jaguara należącego do banku Balfour, za kierownicą którego siedział Ranald Marr. Nie chcąc tkwić w jednym miejscu na parkingu, Marr objechał w koło kilka ulic i zgodnie z sugestią Pryde’a, który czekał na Balfoura, by mu towarzyszyć w smutnej wizycie w kostnicy, wrócił po dwudziestu minutach.

Na miejscu znalazło się też kilku zawziętych reporterów, jednak bez aparatów fotograficznych – szkocka prasa wciąż jeszcze respektowała pewne zasady. Nikt też nie męczył pogrążonej w smutku rodziny pytaniami – reporterom chodziło tylko o uchwycenie ogólnego nastroju towarzyszącego tej smutnej powinności, tak by móc to później opisać w reportażach. Po skończonej identyfikacji Pryde zadzwonił na komórkę Rebusa i poinformował go o wyniku.

– No to po wszystkim – powiedział Rebus na głos po skończonej rozmowie. Siedzieli w czwórkę w barze Oxford: Siobhan, Ellen Wylie, Donald Devlin i on. Grant Hood też był zaproszony, ale wymówił się, tłumacząc, że musi przejść błyskawiczny kurs z dziedziny „kto jest kim” w mediach, tak, by umieć wiązać twarze z nazwiskami. Termin konferencji przesunięto na dziewiątą w nadziei, że do tej pory znane już będą wyniki sekcji zwłok i można będzie wyciągnąć pierwsze wnioski.

– Mój Boże – szepnął Devlin. Wcześniej zdjął marynarkę i wetknął teraz dłonie zwinięte w pięści w kieszenie swego przepastnego blezera. – Taka okropna strata.

– Przepraszam za spóźnienie – rzuciła Jean Burchill, podchodząc do stołu i ściągając z ramion płaszcz. Rebus wstał z miejsca, wziął od niej płaszcz i zapytał, czego się napije.

– Pozwólcie, że to ja postawię kolejkę – zaproponowała Jean, ale on przecząco potrząsnął głową.

– Ja zapraszałem, więc do mnie należy przynajmniej pierwsza rundka.

Zawładnęli całym głównym stołem w tylnej salce baru. W lokalu nie było zbyt tłoczno, a włączony w przeciwległym rogu salki telewizor gwarantował, że nikt ich nie będzie podsłuchiwał.

– Coś w rodzaju narady wojennej? – spytała, kiedy Rebus poszedł do baru po drinka dla niej.

– Albo stypy – poprawiła Wylie.

– Więc to jednak ona, tak? – Za odpowiedź wystarczyło jej ich milczenie.

– Ty się zajmujesz historią czarów i takich innych, prawda? – zapytała Siobhan.

– Historią wierzeń – poprawiła ją Jean. – Ale tak, czary też się w tym mieszczą.

– Chodzi mi o to, że biorąc pod uwagę te trumienki i znalezienie ciała Flipy w miejscu zwanym Pieklisko… sama kiedyś mówiłaś, że to może mieć jakiś związek z odprawianiem czarów.

Jean kiwnęła głową.

– To prawda, nazwa Pieklisko może się właśnie z tego wywodzić.

– Jak również prawdą jest, że trumienki znalezione na Arthur’s Seat też mogły mieć związek z odprawianiem czarów, prawda?

Jean spojrzała na Devlina, który z napięciem przysłuchiwał się rozmowie. Wciąż jeszcze zastanawiała się nad odpowiedzią, kiedy wyręczył ją, mówiąc:

– Bardzo wątpię, by trumienki z Arthur’s Seat miały jakikolwiek związek z praktykowaniem czarów. Ale mimo to pani hipoteza brzmi szalenie interesująco, oznacza bowiem, że niezależnie od tego, za jak bardzo oświeconych się wszyscy uważamy, zawsze jesteśmy gotowi dopuścić istnienie czynnika irracjonalnego, jakiegoś hokus-pokus. – Uśmiechnął się do Siobhan. – Jestem podbudowany tym, że detektyw policyjny może mieć takie zapatrywania.

– Wcale nie powiedziałam, że je mam – obruszyła się Siobhan.

– Czyli co: próbujemy się chwytać brzytwy?

Rebus wrócił ze szklanką wody sodowej z limonką dla Jean i zastał przy stole grobową ciszę.

– No to – zaczęła Wylie niecierpliwie – skoro wszyscy już jesteśmy…

– Skoro wszyscy już jesteśmy… – powtórzył Rebus, unosząc kufel -…to za nasze zdrowie.

Odczekał, aż wszyscy podniosą do ust drinki, dopiero wtedy zrobił to samo. Byli w Szkocji, a w Szkocji toast to rzecz święta, której się nie odmawia.

– A więc – powiedział, odstawiając kufel – mamy do rozwiązania zagadkę morderstwa i na mój własny użytek chciałbym się upewnić, na czym każde z nas stoi.

– Czy nie do tego służą oficjalne poranne odprawy?

Spojrzał na Wylie.

– Więc potraktuj to jako nieoficjalną wieczorną odprawę.

– Z gorzałą dla zachęty?

– Zawsze byłem zwolennikiem stosowania zachęt i premii – powiedział i zmusił ją tym do bladego uśmiechu. – Więc tak. Oto, jak moim zdaniem obecnie wyglądamy. Chronologicznie, mamy najpierw zabójstwa dokonane przez Burke’a i Hare’a i wkrótce potem na Arthur’s Seat pojawia się kilkanaście trumienek. – Spojrzał na Jean i dopiero teraz zauważył, że choć na kanapie obok Devlina było wolne miejsce, ona przysunęła sobie krzesło od innego stołu i usiadła obok Siobhan. – Potem, w powiązaniu z tym lub nie, mamy dalsze podobne z wyglądu trumienki pojawiające się w różnych miejscach, w których w tym samym czasie znikają lub ponoszą śmierć kolejne kobiety. Jedna taka trumienka pojawia się ostatnio w Kaskadach, tuż po zniknięciu Philippy Balfour. Następnie znajdujemy jej zwłoki na Arthur’s Seat, tam, gdzie znaleziono pierwsze trumienki.

– Czyli kawał drogi od Kaskad – wtrąciła Siobhan. – Chodzi mi o to, że wszystkie poprzednie trumny znajdowano w pobliżu miejsc zdarzeń, prawda?

– Oraz że trumna z Kaskad różni się od pozostałych – dodała Wylie.

– Ja nie twierdzę, że jest inaczej – powiedział Rebus. – Ja tylko próbuję ustalić, czy jestem w tym towarzystwie jedyny, który dostrzega w tym wszystkim jakąś prawidłowość.

Spojrzeli po sobie, ale nikt się nie odezwał. Dopiero po chwili Wylie, obracając w palcach szklankę z Krwawą Mary, przypomniała o niemieckim studencie.

– Zajmuje się grami z dziedziny Dungeons amp; Dragons, bierze udział w grach fabularnych typu RPG i znajduje śmierć na szkockim pogórzu.

– Właśnie.

– Tyle – dodała Wylie – że trudno to dopasować do tych wszystkich zniknięć i utonięć.

Devlin sprawiał wrażenie przekonanego.

– Jak również i to – dodał – że te utonięcia, wtedy gdy się wydarzyły, u nikogo nie wzbudziły żadnych podejrzeń, a moje analizy wszystkich dostępnych mi danych zdają się to potwierdzać. – Wyjął dłonie z kieszeni blezera i położył je na wyświeconych kolanach swych workowatych szarych spodni.

– W porządku – odezwał się Rebus. – Czyli wynika z tego, że jestem jedyny, który choć trochę w to wierzy, czy tak?

Tym razem nawet Wylie się nie odezwała. Rebus pociągnął kolejny długi łyk piwa.

– No cóż – powiedział – zatem dziękuję za okazanie mi zaufania.

– Posłuchaj – odezwała się Wylie, kładąc dłonie na stole – a właściwie, to po co nas tu zebrałeś? Chcesz z nas zrobić jeden zespół?

– Twierdzę jedynie, że te wszystkie kawałki mogą się w końcu okazać częściami jednej większej całości.

– Zaczynając od Burke’a i Hare’a, a kończąc na poszukiwaniu skarbów pod wodzą Quizmastera?

– Otóż to. – Jednak zachowanie Rebusa świadczyło, że sam ma coraz większe wątpliwości. – Chryste, sam już nie wiem… – Przeczesał sobie włosy palcami.

– No cóż, dzięki za drinka… – Szklanka Ellen była pusta, a ona podniosła torebkę i zaczęła się szykować do odejścia.

– Ellen…

Spojrzała na niego.

– Jutro mam ważny dzień, John. Pierwszy dzień prawdziwego śledztwa w sprawie morderstwa.

– Do czasu ogłoszenia wyników sekcji przez patologa nie może być jeszcze mowy o morderstwie – przypomniał jej Devlin. Wyglądało, jakby chciała mu coś odpowiedzieć, potem jednak zrezygnowała i obdarzyła go tylko lodowato zimnym uśmiechem. Następnie przecisnęła się między krzesłami, rzuciła ogólne „do widzenia” i wyszła.