Bain rzucił okiem na nagłówki i potwierdził.
– Nowe hasło, nowe wszystko. I mimo to zaczyna mieć wątpliwości, czy jest na pewno niewykrywalny.
– To dlaczego się po prostu nie rozłączy?
– Tego nie wiem.
– Myślisz, że gra jest naprawdę zamknięta?
– Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać… Siobhan zasiadła więc do klawiatury i zaczęła pisać: Przez cały weekend byłam nieobecna, nic więcej. Śledztwo posuwa się do przodu. Niezależnie od tego nadal chcę się spotkać.
Wysłała wiadomość i poszli oboje po kawę. Po powrocie nie zastali żadnej odpowiedzi.
– Myślisz, że się dąsa? – spytała Siobhan.
– Albo go nie ma przy komputerze.
Spojrzała na niego.
– Czy u siebie w sypialni masz sprzęt komputerowy?
– A co, wpraszasz się do mojej sypialni?
Uśmiechnęła się.
– Nie, tylko tak się zastanawiam. Bo są tacy zapaleńcy, którzy potrafią dzień i noc siedzieć przed monitorem, prawda?
– Oczywiście. Ale ja do nich nie należę. Mam trzy kluby czatowe, które odwiedzam regularnie i może godzinkę albo dwie surfowania, jak mi się nudzi.
– Co to są kluby czatowe?
– Grupy dyskusyjne. – Przysunął krzesło do biurka. – Skoro i tak czekamy, to może rzucimy teraz okiem na wykasowane pliki panny Balfour. – Zauważył jej minę. – Wiedziałaś, że można odzyskiwać wykasowane pliki?
– Jasne. Dzięki temu przejrzeliśmy jej korespondencję.
– A sprawdziliście też jej e-maile?
Siobhan musiała przyznać, że tego nie zrobili. A ściślej mówiąc, Grant nie wiedział, że jest to w ogóle możliwe.
Bain westchnął i zasiadł do peceta Flipy. Nie trwało to długo. Już po chwili mieli przed sobą listę usuniętych wiadomości, zarówno wysłanych, jak i otrzymanych.
– Jak daleko w czasie to sięga? – spytała Siobhan.
– Trochę ponad dwa lata. Kiedy ona kupiła ten komputer?
– Dostała go na osiemnaste urodziny – odparła Siobhan.
– Niektórym to dobrze.
Siobhan pokiwała głową.
– Mieszkanie zresztą też – dodała.
Bain spojrzał na nią i z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Ja na swoją osiemnastkę dostałem zegarek i aparat fotograficzny – powiedział.
– Ten zegarek? – spytała, wskazując na jego przegub.
Ale myśli Baina były już gdzie indziej.
– Zatem mamy e-maile sięgające do samych początków jej działalności. – Kliknął na wiadomość z najwcześniejszą datą, ale komputer zasygnalizował, że nie może jej otworzyć. – Musimy to rozpakować – dodał. – Pewnie twardy dysk dokonał kompresji.
Siobhan próbowała śledzić jego poczynania, ale jak dla niej poruszał się o wiele za szybko. Wkrótce mieli przed oczyma pierwszą wiadomość e-mailową, jaką Flipa wysłała ze swego nowego komputera. Wiadomość była adresowana do jej ojca w biurze.
Tylko testuję. Mam nadzieją, że to przejdzie. Pecet jest super! zobaczymy się wieczorem. Flipa.
– Przypuszczam, że chcesz przeczytać wszystkie, co? – odezwał się Bain.
– Chyba tak – odparła. – Czy to znaczy, że będziesz je musiał kolejno rozpakowywać?
– Niekoniecznie. Jakbyś mi zorganizowała herbatę – z mlekiem, bez cukru – to ja w tym czasie zobaczę, co da się zrobić.
Nim wróciła z herbatą, Bain był już w trakcie drukowania kilkunastu stronic z odzyskaną korespondencją e-mailową Flipy.
– W ten sposób możesz je czytać w czasie, kiedy ja będę rozpakowywał następną porcję.
Siobhan zaczęła przeglądać wiadomości chronologicznie i już po chwili natknęła się na coś bardziej interesującego niż ploteczki Flipy z przyjaciółkami.
– Popatrz na to – trąciła Baina.
Odczytał wiadomość.
– Wysłana z banku Balfour – powiedział – przez kogoś imieniem RAM.
– Jestem gotowa się założyć, że to Ranald Marr – powiedziała Siobhan, zabierając od niego kartkę.
Flipo, to świetnie, że wreszcie dołączyłaś do wirtualnego świata! Mam nadzieją, że przyniesie Ci to bardzo wiele radości. Przekonasz się też, że Internet to kopalnia wiadomości i że przyda Ci się w twoich studiach… Tak, masz rację, wiadomości można usuwać – dzięki temu zostaje więcej miejsca w pamięci, a komputer działa szybciej. Tylko pamiętaj, że usunięte wiadomości dają się odzyskać, chyba że podejmiesz odpowiednie kroki. Oto jak można definitywnie usuwać wiadomości raz na zawsze.
Po czym następował opis specjalnej procedury trwałego kasowania wiadomości. Na koniec podpisał się jedną literką R. Bain przejechał palcem po brzegu ekranu.
– To wyjaśnia, dlaczego są takie duże dziury w wykazie – powiedział. – Od czasu, kiedy się dowiedziała, jak można definitywnie kasować wiadomości, zaczęła z tego korzystać.
– I dlaczego brakuje całej korespondencji z Quizmasterem – dodała Siobhan, przeglądając kolejne stronice. – Nie ma nawet jej pierwszego maila do RAM.
– Jak i wszystkich następnych.
Siobhan rozmasowała sobie skronie.
– Dlaczego tak jej zależało, żeby to wszystko usuwać?
– Nie wiem. Większość użytkowników tego nie robi.
– Przesuń się – powiedziała Siobhan, przysuwając sobie krzesło i zasiadając do klawiatury. Napisała kolejnego maila, tym razem adresując go do RAM w banku Balfour.
Tu detektyw posterunkowa Clarke. Proszę o pilny kontakt.
Dopisała swój numer telefonu na St Leonard’s i wysłała wiadomość. Potem podniosła słuchawkę i zadzwoniła do banku.
– Proszę z sekretariatem pana Marra. – Połączono ją z jego sekretarką. – Chodziło mi o pana Marra – powiedziała, patrząc jak Bain popija herbatę – ale może pani będzie mi mogła pomóc. Mówi posterunkowa Clarke, wydział śledczy komisariatu na St Leonard’s. Przed chwilą wysłałam do pana Marra e-maila i chciałam się tylko upewnić, że go otrzymał. Mamy tu u siebie jakieś kłopoty z wysyłaniem poczty elektronicznej… – Odczekała chwilę, aż sekretarka sprawdzi. – Aha, nie ma go? A może mi pani powiedzieć, gdzie jest? – Znów przerwała, słuchając odpowiedzi. – Tylko że to dość ważne. – Uniosła brwi. – Prestonfield House? To niedaleko stąd. Czy jest szansa, żeby pani mogła się z nim skontaktować i poprosić, by po spotkaniu zechciał wstąpić na St Leonard’s? Zajmie mu to tylko pięć minut. Tak będzie chyba wygodniej i szybciej, niż gdybyśmy mieli złożyć wizytę w banku… – Znów przez chwilę słuchała. – Dzięki. I ten e-mail też przeszedł, tak? Świetnie, dziękuję.
Odłożyła słuchawkę, a Bain wysączył ostatni łyk herbaty, wyrzucił kubek do kosza i bezgłośne zaklaskał.
Czterdzieści minut później Marr zjawił się w komisariacie. Siobhan poleciła jednemu z mundurowych policjantów, by go wprowadził na górę do wydziału śledczego. Rebusa już nie było, ale na sali panował ruch. Policjant przyprowadził Marra do biurka Siobhan, która kiwnęła głową na powitanie i poprosiła bankiera, by usiadł. Marr rozejrzał się i stwierdził, że nigdzie nie ma wolnego krzesła. Obecni podnieśli głowy i zaciekawieni spojrzenia na intruza. W swym nienagannie uszytym garniturze w prążki i białej koszuli z cytrynowożółtym krawatem wyglądał na kosztownego adwokata.
Bain wstał i przesunął krzesło na drugą stronę biurka, pozwalając Marrowi usiąść.
– Mój kierowca stoi na żółtej linii – oświadczył Marr i znacząco spojrzał na zegarek.
– To nie potrwa długo, panie prezesie – powiedziała Siobhan. – Poznaje pan ten komputer?
– Słucham?
– Należał kiedyś do Philippy.
– Tak? A skąd miałbym to wiedzieć?
– Pewnie znikąd. Ale wysyłaliście do siebie e-maile?
– Co takiego?
– RAM to pan, prawda?
– A jeśli nawet to co?
Bain podszedł i wręczył mu kartkę z e-mailem.
– To, że to pan jej to wysłał – powiedział. – I to, że panna Balfour skorzystała z pańskich rad.
Marr podniósł wzrok znad kartki i popatrzył na Siobhan. Skrzywiła się na słowa Baina, a on to zauważył.
Straszny błąd, Eric, miała ochotę zakrzyknąć. Teraz Marr już wie, że to jedyny e-mail między nim a Flipą, jakim dysponujemy. Gdyby nie to, można by go podpuścić i dać mu do zrozumienia, że mamy też inne. I zobaczyć, jak bardzo się tym przejmie.