Выбрать главу

Rebus zastanawiał się nad rozmiarem wyrządzonych szkód. Quizmaster dowie się z artykułu czegoś, co pewnie i tak cały czas podejrzewał: że gra nie ograniczała się tylko do niego i Siobhan, i że informowała o wszystkim swoich kolegów. Wyraz jej twarzy nie zdradzał niczego, ale Rebus czuł, że już myśli, ja z tego wybrnąć i jak sformułować następną wiadomość dla Quizmastera, o ile oczywiście będzie chciał grać dalej… Historia trumienek z Arthur’s Seat zirytowała go tylko o tyle, że artykuł wymieniał z nazwiska Jean, nazywając ją „wtyczką policji w muzeum”. Przypomniał sobie, że Holly dzwonił do niej wielokrotnie i z uporem próbował się z nią skontaktować. Czy coś jej się może wymknęło przez nieuwagę? Osobiście był przekonany, że nie.

Nie, winowajczynię miał już na celowniku. Ellen Wylie wyglądała jak przepuszczona przez wyżymaczkę. Miała lekko skołtunione włosy, a na twarzy zamarł jej wyraz rezygnacji. Podczas całego przemówienia Carswella siedziała ze wzrokiem wbitym w podłogę i nie uniosła głowy nawet na zakończenie. Teraz nadal miała głowę opuszczoną i wyglądała, jakby zbierała siły i jakiegoś działania. Rebus wiedział, że wczoraj rozmawiała telefonicznie z Hollym. Najpierw chodziło o jego artykuł o niemieckim studencie, ale potem sprawiała wrażenie zupełnie oklapniętej. Wtedy Rebusowi zdawało się, że to dlatego, iż jej śledztwo znów zabrnęło w ślepą uliczkę. Jednak teraz wiedział już, że chodziło o coś innego. I kiedy wyszła z hotelu Caledonian, pobiegła albo do biura Holly’ego, albo do jakiegoś baru czy kawiarni na spotkanie z nim.

Czyli ją omotał.

Może Shug Davidson też na to wpadnie. Może jej koledzy z West Endu zwrócili uwagę na zmianę, jaka w niej zaszła po tej rozmowie telefonicznej. Rebus wiedział jednocześnie, że jej nie wydadzą. Nie robi się takich rzeczy. Nie wydaje się kogoś swoich.

Widać było, że już od wielu dni Wylie rozłazi się w szwach. Poprosił o przydzielenie jej do sprawy trumienek w nadziei, że to jej pomoże się pozbierać. Tyle że może miała rację, może istotnie traktował ją trochę protekcjonalnie jak „niepełnosprawną”, jak kogoś niepełnowartościowego, kto podda się jego woli i weźmie na siebie wszystkie niewdzięczne i uciążliwe zadania w ramach śledztwa, które i tak będzie się liczyło jako jego.

Może rzeczywiście kierowały nim ukryte motywy.

Wylie zapewne potraktowała to jako okazję, by się na nich wszystkich odegrać: na Gill Templer, która ją publicznie upokorzyła; na Siobhan, której akcje u Templer wciąż stały tak wysoko; na Hoodzie, nowej gwieździe radzącej sobie świetnie tam, gdzie jej się nie udało… i na nim też, za to manipulowanie nią, wykorzystywanie i pomiatanie.

Widział dwa możliwe wyjścia: albo przyzna się do wszystkiego, albo będzie dusić w sobie złość i frustrację. Gdyby wtedy przyjął propozycję wspólnego drinka po pracy… może by się otworzyła i posłuchała jego rad. Może właśnie tego jej było trzeba. Ale nie zrobił tego, wolał samotnie wyniknąć się do pubu.

No pięknie, John, ładnie rozegrane. Niespodziewanie wyobraził sobie dziwaczny obraz: jak jakiś znany bluesman śpiewa Bluesa dla Ellen Wylie. Na przykład John Lee Hooker albo B.B. King… Przyłapał się na tym i szybko się go pozbył. Niewiele brakowało, by sam nie zapadł się w muzykę i nie zaczął układać tekstu tego bluesa.

Jednak teraz Carswell przystąpił do odczytywania listy nazwisk i usłyszał wśród nich własne. Posterunkowy Hood… posterunkowa Clarke… sierżant Wylie… Trumienki, niemiecki student – to przecież oni pracowali nad tymi sprawami i teraz zastępca komendanta życzył sobie z nimi porozmawiać. Carswell oświadczył, że rozmowa odbędzie się w „gabinecie szefa”, co oznaczało pokój szefa komisariatu, czasowo oddany Carswellowi do dyspozycji.

Wychodząc z sali odpraw, Rebus próbował uchwycić wzrok Billa Pryde’a, ponieważ jednak Carswell już wyszedł, Bill zajął się obmacywaniem kieszeni w poszukiwaniu kolejnej gumy do żucia. Rozejrzał się też dookoła za nieodłączną podkładką na papiery. Rebus zamykał jako ostatni smętny wąż kolegów, mając przed sobą Hooda, a dalej z przodu Wylie i Siobhan. Głowę węża stanowili Carswell i Templer. Derek Linford stał pod drzwiami pokoju szefa i na ich widok usłużnie otworzył im drzwi, po czym usunął się na bok. Wbił w Rebusa wzrok, starając się zmusić go do odwrócenia głowy, ale ten się nie dał. Wpatrywali się w siebie bez słowa, aż Gill zamknęła za nimi drzwi i zakończyła ten niemy pojedynek.

Carswell przysunął sobie krzesło do biurka.

– Słyszeliście, co miałem do powiedzenia – oświadczył – więc nie będę was nudził powtarzaniem wszystkiego od nowa. Jeśli nastąpił przeciek, to jego sprawcą było jedno z was. Ten gówniarz Holly dysponuje zbyt wieloma szczegółami. – Zamilkł i po raz pierwszy spojrzał im prosto w twarze.

– Panie komendancie – odezwał się Hood, robiąc pół kroku do przodu i składając ręce za sobą – moim obowiązkiem rzecznika prasowego było zduszenie tego artykułu w zarodku. Chciałbym więc teraz publicznie przeprosić, że…

– Tak, tak, synu, wszystko to już mówiłeś wczoraj wieczorem. Teraz chcę usłyszeć krótkie przyznanie się do winy.

– Z całym szacunkiem, panie komendancie – odezwała się Siobhan – ale nie jesteśmy przestępcami. Prowadząc śledztwo, musieliśmy zadawać pytania i ujawniać pewne szczegóły, żeby wyciągnąć od ludzi inne. Steve Holly mógł po prostu złożyć to wszystko razem bez niczyjej pomocy…

Carswell bez słowa przewiercił ją wzrokiem, potem burknął:

– Komisarz Templer?

– Steve Holly nie działa w ten sposób, jeśli nie musi. Nie należy do najbystrzejszych w całej wsi, jest natomiast bardzo przebiegły i bezwzględny. – Pewność, z jaką mówiła te słowa, miała dać Siobhan do zrozumienia, że całą sytuację już dokładnie przemyślała i przeanalizowała. – Myślę, że niektórzy inni pismacy potrafiliby poskładać razem dostępne fragmenty i wyciągnąć z tego jakieś wnioski, ale nie Holly.

– Ale to przecież on opisał tę historię niemieckiego studenta – przypomniała Siobhan.

– Ale nie miał prawa wiedzieć o grze internetowej – powiedziała Templer bez zastanowienia. Widać było, że ten argument też już został przedyskutowany w gronie szefostwa.

– Wierzcie mi, mamy za sobą długą noc – odezwał się Carswell. – Wszystko to wielokrotnie wałkowaliśmy i nieodmiennie nam wychodziło, że to ktoś z waszej czwórki.

– Pomagali nam też ludzie z zewnątrz – odezwał się Hood. – Pani kustosz z muzeum, emerytowany patolog…

Rebus mu przerwał, kładąc rękę na ramieniu.

– To ja – oświadczył, a wszystkie głowy zwróciły się ku niemu. – Myślę, że to mogłem być ja.

Starał się nie patrzeć w stronę Ellen Wylie, czuł jednak, że ona wwierca się w niego wzrokiem.

– Jakiś czas temu byłem w Kaskadach i rozmawiałem z mieszkanką nazwiskiem Bev Dodds. To ta, która znalazła trumienkę obok wodospadu. Steve Holly już wcześniej się koło niej kręcił i pewnie mu wszystko opowiedziała…

– No i co z tego?

– Wygadałem się, że wcześniej też były inne trumienki… to znaczy, wygadałem się przed nią. – Pamiętał dokładnie ten moment, tyle że zrobiła to Jean. – Więc jeśli ona puściła to dalej i powiedziała Holly’emu, to był to dla niego doskonały punkt zaczepienia. Była wtedy ze mną Jean Burchill, kustosz z muzeum. To z kolei mogło go naprowadzić na ślad wiodący do Arthur’s Seat…

Carswell patrzył na niego zimno.

– A ta gra internetowa? – zapytał.

Rebus pokręcił głową.

– Tego nie potrafię wytłumaczyć, tyle że nie robiliśmy z tego tajemnicy. Pokazywaliśmy hasła niemal wszystkim przyjaciołom ofiary i pytaliśmy, czy nie zwracała się do nich o pomoc… Każda z tych osób mogła o tym opowiedzieć Holly’emu.