Katarzyna była co najmniej tak łakoma jak Zerzabela, a ponieważ dawno nie miała niczego dobrego w ustach, rzuciła się na ciastka z przyjemnością. Ugryzła parę razy jedno z nich, po czym znienacka przycisnęła swe usta, słodkie od miodu, do nieogolonego policzka żebraka.
- Dziękuję, Barnabo!...
Jego zaskoczenie było tak wielkie, że omal nie upuścił dziewczyny na podłogę. Ostrożnie postawił ją na ziemi i oddalił się w ciemny kąt izby, gdzie zabrał się do porządkowania swoich fałszywych relikwii. Słyszały, jak co chwila pociągał nosem...
- Jutro poprowadzą na ścięcie dawnego burmistrza, Piotra des Essarts'a.
Całe miasto zbierze się w Montfaucon. To będzie odpowiedni moment.
W drzwiach ukazała się rozczochrana głowa Machefera, pozbawiona sztucznych wrzodów. Barnaba zajęty był układaniem kawałków kości w małych, miedzianych pudełeczkach; na każdym z nich przyklejał kawałki papieru z gotyckimi napisami.
- Wejdź! - rzekł krótko.
Katarzyna stała obok, przypatrując się ciekawie tym czynnościom i było już za późno, żeby ją ukryć. Machefer natychmiast zwrócił uwagę na dziewczynę.
- Kim jest ta pannica? - spytał, wycelowawszy w nią gruby, brudny palec.
- To siostra Luizy, porwanej przez Caboche'a. Nie dotykaj jej, jest moją przybraną córką.
Król żebraków patrzył ze zdziwieniem na uczepioną ramienia Barnaby dziewczynę, której warkocze, dopiero co zaplecione przez Sarę, lśniły w blasku paleniska. Katarzyna, stojąc przed Macheferem, nastroszyła się jak kogut, usiłując ukryć swój przestrach. Zabijaka wyciągnął drżącą rękę i dotknąwszy jednego z jej warkoczy, zaburczał: - No, no, stary zbytniku!... Coś mi się widzi, że chciałeś mnie wystawić do wiatru! Jeżeli starsza siostra jest choć trochę podobna do tej małej, musi być przepiękną bestyjką!
Barnaba szorstkim ruchem strzepnął rękę jednookiego z włosów Katarzyny.
- Ani trochę nie jest do niej podobna - odparł spokojnie. - A ta jest za młoda. Poprzestańmy na tym, Machefer! Jakie przynosisz nowiny? Może się czegoś napijesz?
- Nie odmówię - odparł zabijaka, opadając ciężko na taboret. - Muszę przyznać, że masz szczęście. Gdybyś nie należał do Jakuba Marynarza, wygarbowałbym ci skórę za ukrywanie takich dwóch smakowitych kąsków.
Wiesz, że lubię młodziutkie dziewczynki, są wtedy takie milutkie...
Ręką głaskał swój krótki sztylet zatknięty u pasa, a w jego nabiegłych krwią oczach drgały płomienie. Wyglądał jak demon.
Przerażona Katarzyna przeżegnała się, cofając o dwa kroki. Barnaba ciągle nie przerywał swego zajęcia.
- Cóż to, teraz zajmujemy się straszeniem dzieci, Machefer? Uspokój się, mamy co innego do roboty. W końcu nie jesteś taki zły, jakiego udajesz!
Przynieś nam wina, maleńka!
Nie spuszczając oczu z groźnego osobnika, Katarzyna poszła zaczerpnąć dzban wina z beczki stojącej w kącie. Było to wyśmienite wino z Beaune, jedna z tych beczułek, które Jan bez Trwogi rozdzielił wśród swoich popleczników z Wielkiej Rzeźni. Ta była przeznaczona dla rzeźnika Saint-Yona, lecz Barnabie udało się zręcznie zawrócić ją z miejsca przeznaczenia; wina tego używał przy wielkich okazjach. Machefer wychylił duszkiem dwie pełne szklanice, wytarł rękawem mokre usta i mlasnął językiem.
- Pyszności!... Nie mam u siebie takiego!
- Będzie twoje... lecz dopiero jutro, jeżeli szczęśliwie uda się nam opuścić Paryż. Będziesz mógł je zabrać. Weź sobie także mój dom. A teraz opowiadaj!
Machefer, wprawiony w dobry humor perspektywą zyskania beczki doskonałego trunku, nie dał się długo prosić. Katarzyna usiadła na ziemi między dwoma mężczyznami.
Kiedy tłum napadł na pałac Gujenny i ujął poddanych delfina, oblegał również Bastylię, w której schronił się burmistrz Paryża Piotr des Essarts wraz z pięciuset zbrojnymi, przysłanymi z Cherbourga. Forteca broniła się zajadle, ale była równie zaciekle atakowana, tak że diuk Burgundii zmuszony został do otwarcia bram i wydania Essarts'a. Nazajutrz odesłano burmistrza pod silną strażą do twierdzy Grand Chatelet, gdzie oczekiwał wyroku. Był ostatni na długiej liście ofiar Wielkiej Rzeźni. Caboche zaprowadził w Paryżu terror. Napadom, aresztowaniom, gwałtom i plądrowaniu nie było końca. Nękał go strach przed Armaniakami obozującymi pod murami Paryża, lecz obawy wzmagały tylko jego morderczy szał. Dziesiątego czerwca jeden ze schwytanych został zamordowany w celi, po czym w Halach odcięto mu głowę, zanim nieszczęśnik zdążył zawisnąć w Montfaucon. Tego samego dnia młody krajczy księcia Ludwika, Szymon du Mesnil, został również przetransportowany do Hal, gdzie po ścięciu głowy powieszono go pod pachy. Piętnastego czerwca przyszła kolej na Thomelina de Brie, który bronił mostu Charenton. Jutro, pierwszego lipca, do Hal zaprowadzą burmistrza.
- Cały Paryż tam się zjawi, żeby zobaczyć, jak spada jego głowa - podsumował Machefer - z wyjątkiem matki Caboche'a, którą syn zmusił do pilnowania dziewczyny. Jej kram jest nadal zamknięty, a ona sama chodzi pijana jak bąk. Trzeba zacząć działać za dnia, około trzeciej po południu. Co do mnie, wszystko będzie gotowe. Przejdziemy przez la Croix-du-Trahoir i świński targ w kierunku nadbrzeża i wyspy. Ulica Saint-Denis będzie zapchana ludźmi... Masz łódź?
- Zobaczę, co się da zrobić.
Barnaba wstał i ułożył starannie swój towar, wkładając małe pudełeczka do oddzielnych woreczków. Machefer przyglądał mu się rozbawiony.
- Jakiego to świętego zamknąłeś w tych pudełkach? -spytał.
- No jakże to, świętego Jakuba przecie, niechaj mi wybaczy! Zapewne wiesz, że przybywam z Compostelli...
Machefer wybuchnął gromkim śmiechem, poklepując się przy tym z uciechy po udach.
- Od tak dawna sprzedajesz relikwie świętego Jakuba, że można pomyśleć, iż był co najmniej tak wielki jak słoń Karola Wielkiego. Nie masz ochoty na małą zmianę?
Rozbawienie kompana pozostawiło Barnabę obojętnego. Spojrzał na niego z wyrzutem, jak dobry kupiec, kiedy podają w wątpliwość jakość jego towaru.
- Święty Jakub sprzedaje się dobrze - odparł poważnie. - Po co mi odmiana? - To rzekłszy, naciągnął opończę i zawołał Sarę, która wraz z Jacquettą pakowała dobytek z myślą o podróży. Poklepał Katarzynę po policzku: - Idź pomóc w pakowaniu, moja mała. Ja nie zabawię długo.
Katarzyna paliła się, żeby pójść razem z nim poszukać łodzi, lecz Barnaba nawet nie chciał o tym słyszeć.
* * * Następnego dnia miasto było poruszone od samego rana. Mieszkańcy zeszli się przy Grand Chatelet i czekali na pojawienie się skazańca. Okrzyki nienawiści powtarzane przez tysiące gardeł przybierały siłę grzmotu, zagłuszając dzwony kościelne bijące od świtu. W kryjówce Barnaby krzątanina zaczęła się także od najwcześniejszych godzin. Żebrak spakował w tłumoki najcenniejsze przedmioty ze swego dobytku, dorzucając do nich rzeczy kobiet. Landry miał za zadanie zanieść je na nadbrzeże Fort-l'Eveque, do składów bogatego bractwa kupców wodnych. Barnaba zamówił miejsca na barce płynącej z ładunkiem naczyń do Montereau. Rodzaj towaru chronił ją przed zakusami żołnierzy armaniaka, patrolujących Sekwanę w Corbeil.
Landry miał zaprowadzić Jacquettę do składów i czekać tam wraz w nią na przyjście pozostałych. Matka pozwoliła Katarzynie, acz niechętnie, dołączyć do wyprawy na dom flaczarki, ponieważ Luiza tylko ją mogła rozpoznać wśród wybawicieli.
- Małej nic się nie stanie - zapewniał Barnaba. - A wy nie opuszczajcie składów. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, szybko do was dołączymy.