Выбрать главу

- Jesteś uosobieniem wiosny i radości - rzekł szczerze Mateusz. - Szkoda tylko, że żaden uczciwy chłopiec nie może mieć nadziei, iż cię pewnego dnia zdobędzie...

- Nie rozumiem, co bym na tym zyskała. Po ślubie uroda kobiet więdnie i traci blask.

Mateusz wzniósł ręce do nieba.

- Co za pomysły! Ależ, moje nieszczęsne dziecko...

- Drogi wuju - przerwała grzecznie Katarzyna - bo się spóźnimy!

Obydwoje wyszli z pokoju. Na podwórzu oberży krzątały się służące z naręczami potraw z drobiu, tak że fruwały wstążki ich czepków. Mateusz wydał jeszcze kilka poleceń swoim ludziom. Nakazał im, by pilnowali ładunku, i zabronił upijania się w oberży, grożąc najsroższymi karami za nieposłuszeństwo, po czym, minąwszy kłaniającego się w pas mistrza Cornelisa, wyszedł wraz z Katarzyną na ulicę.

Napływający zewsząd tłum gromadził się na placu Bourg, przed bazyliką Świętej Krwi. Coraz trudniej było iść pośród ciżby. Katarzyna, nie R S zważając na poruszenie, jakie wywoływała jej uroda, szła wyprostowana, postanawiając nie przegapić niczego z frapującego widowiska. Stojące przy placu malowane i bogato zdobione domy prawie zniknęły za gęstwiną wielobarwnych jedwabi, powyciąganych na tę okazję z przepastnych skrzyni.

Między domami zawieszono girlandy kwiatów, a na drodze, którą miała przejść procesja, usypano gruby dywan ze świeżej trawy, czerwonych róż i białych fiołków. Przed domami ustawiono stojaki przykryte brokatami lub czerwono-białymi aksamitami, na których wyłożono skarby sztuki złotniczej stanowiące ozdobę mieszkań. Złote i srebrne misy, czarki, puchary wysadzane drogocennymi kamieniami lub wyrzynane niczym koronka, świadczące o bogactwie ich właścicieli i zadziwiające pięknem, były strzeżone przez dobrze zbudowanych służących.

Pomimo wysiłków Katarzynie nie udało się nawet przez chwilę dojrzeć rzymskiej bazyliki, gdzie przechowywano słynne relikwie. Sztandary, chorągwie, proporce z haftowanego jedwabiu zatknięte na lancach panów flamandzkich łopocząc na wietrze, zasłaniały kościół. Z szeroko otwartych wierzei kościoła dobiegały pieśni, które intonowały mocne flamandzkie gardła przy wtórze organów.

Po usilnych staraniach Mateuszowi i Katarzynie udało się znaleźć dobre miejsce w rogu Hal, naprzeciwko pałacu książęcego, skąd rozciągał się rozległy widok na plac targowy i miasto. Obok dwie jejmoście skakały sobie do oczu z powodu nieoddanego czepka i dopiero łucznikom udało się je rozdzielić. Wokół nich zrobiło się trochę luźniej, co Mateusz natychmiast wykorzystał, zajmując miejsce na kamiennym narożniku, na który można było się wspiąć w odpowiedniej chwili, aby - ponad morzem ludzkich głów - zobaczyć przechodzącą procesję. Poprzedni „lokator" narożnika, chudy jegomość odziany w aksamitną opończę koloru szafranu, o posępnej twarzy i opadających policzkach, zgodził się trochę przesunąć, aby zrobić miejsce dziewczynie. Nawet skrzywił usta w grymasie mogącym od biedy uchodzić za uśmiech.

Jego strój, obszyty futrem z popielic oraz lekkim, srebrnym haftem, wykazywał się pewną elegancją, lecz biła z niego nieprzyjemna woń potu, co spowodowało, że Katarzyna się odsunęła. Natomiast Mateusz, niewiele sobie z tego robiąc, wdał się z nieznajomym w rozmowę. Był to kuśnierz przybyły z Gandawy z zamiarem zaopatrzenia się w faktoriach niemieckiej Hanzy w futra z Rosji i z Bułgarii. Mówił nieskładnie. Najwidoczniej rozpraszał go widok młodej dziewczyny, na którą patrzył z niemym uporem. Nieprzyjemne uczucie, jakie wzbudziło w Katarzynie to zbyt natrętne spojrzenie, spowodowało, że postanowiła nie zwracać na niego uwagi. Kolorowy tłum zalegający plac dostarczał wielu atrakcji, gdyż spotkali się tu kupcy z siedemnastu krajów. Brudne, lecz obszyte bezcennymi futrami kaftany Rosjan sąsiadowały ze sztywnymi od haftów sukniami Bizantyjczyków.

Bogate, surowe stroje Anglików przeplatały się z wytłaczanymi aksamitami i błyszczącymi brokatami kupców z Wenecji czy Florencji sprawiającymi wrażenie nowobogackich i przyciągającymi złodziei jak miód pszczoły. Tu i ówdzie ponad głowami tłumu kołysał się wielki turban z żółtej satyny, okrągły jak dynia i ozdobiony białą kitką, zdradzający obecność Turka. W głębi placu, na wysokości pierwszego piętra, akrobaci rozciągnęli linę, po której przechadzał się nonszalancko chłopak obleczony w krwistoczerwony kostium z długim balansjerem w ręku. Katarzyna pomyślała, że linoskoczek ma najlepsze miejsce do oglądania widowiska.

Dźwięk srebrnych trąbek oznajmił początek procesji. Równocześnie zabrzmiały wszystkie dzwony Brugii i Katarzyna, śmiejąc się, zatkała sobie uszy, gdyż potężny dzwon alarmowy grzmiał tuż ponad jej głową.

- Coraz trudniej jest kupić tanio angielskie wełny - narzekał Mateusz, nachylając się w stronę nieznajomego. - Florentczycy zagarniają wszystko, a R S potem przyjeżdżają sprzedawać swoje sukna za niebotyczną cenę. Przyznaję, że te materiały są piękne, kolory olśniewające, no, ale jednak! Tym bardziej że mają pod nosem ałun z kopalni w Tolfie, którym zaprawiają swoje tkaniny za bezcen.

- No cóż - wtrącił jego rozmówca - my, kuśnierze, mamy podobne kłopoty. Ludzie z Nowgorodu żądają teraz zapłaty w dukatach weneckich.

Tak jakby nasze poczciwe złoto flamandzkie było mniej warte!

- Psst! - przerwała Katarzyna, którą denerwowały te merkantylne pogawędki. - Nadchodzi procesja!

Mężczyźni zamilkli, a kupiec z Gandawy skorzystał z tego, że dziewczyna była zajęta widowiskiem, i przysunął się do niej nieznacznie.

Musiał wygiąć szyję w jedną stronę, gdyż koronkowe czubki jej wysokiego czepka wchodziły mu do oczu. Katarzyna rozglądała się z zaciekawieniem i nie myślała o nim wcale. Procesja stanowiła naprawdę piękne widowisko.

Przedstawiciele wszystkich korporacji szli z chorągwiami. Na głowach mieli wianki z róż, fiołków i majeranku, co w zestawieniu z ich pełnymi twarzami dawało niejednokrotnie zaskakujący efekt. Gromada mnichów i zastępy młodych dziewcząt w białych habitach poprzedzały bezpośrednio Świętą Krew, której nadejście rzucało ludzi na kolana.

Olśnionej Katarzynie wydawało się, że widzi zbliżające się słońce.

Czterech diakonów niosło nad głową biskupa wielki, wyszywany złotem baldachim. Kapa prałata był uszyta ze złotej materii ozdobionej diamentami.

Obok niego, drobnym truchtem, podążała biała mulica w uprzęży inkru- stowanej złotem. Prałat trzymał w dłoniach odzianych w purpurowe rękawiczki połyskujący relikwiarz, przyciskając go do piersi. Wieczko naczynia ozdabiały figurki klęczących aniołów o skrzydłach pokrytych szafirami i perłami. Przez szklane szybki miniaturowej kapliczki można było dojrzeć malutką fiolkę z czerwonobrunatną zawartością: krwią Pana Jezusa.

Znajdowało się w niej kilka kropel zebranych ongiś na Golgocie przez Józefa z Arymatei. Thierry, książę Alzacji i Flandrii, któremu w 1149 roku przekazał je patriarcha Jerozolimy, przywiózł cudowną fiolkę z Ziemi Świętej do Brugii.

Zaledwie Katarzyna podniosła się z klęczek, znowu musiała się schylić w głębokim ukłonie.

- Nadchodzi księżna! - rozległy się szmery wśród tłumu.

Istotnie, tuż za baldachimem szła grupa młodych kobiet w bogatych sukniach z bladoniebieskiego brokatu oszronionego srebrem i perłami; wszystkie miały na głowach wysokie, stożkowate czepki z przypiętymi do nich mgiełkami niebieskiego muślinu. Otaczały one młodą i wdzięczną ko- bietę o jasnych włosach i smutnej, łagodnej twarzy. Długi tren książęcej sukni z niebieskiego brokatu w duże złote kwiaty, podszyty gronostajami, zmiatał z drogi kwiatki i liście. Jej czepek usiany szafirami wyglądał jak strzelista wieża z cienkiego złota. Drobną pierś i nadgarstki kobiety pokrywały błyszczące klejnoty.