Był to chudy i mały człowieczek, tak mały, że ginął nieomal pod olbrzymim, czerwonym turbanem. Stopy odziane miał w niebieskie skarpetki i czerwone pantofle. Długa suknia z grubego adamaszku okrywała go do kolan. W talii ściśnięty był zwojem cienkiego płótna, zza którego wystawała złocona rękojeść puginału. Ten strój, choć tak rzucający się w oczy, był niczym w porównaniu z samą osobą. Jego chuda, niewątpliwie młoda twarz ozdobiona była niezwykle długą, śnieżnobiałą brodą, nad którą wznosił się mały, delikatny nos. Za nieznajomym szło dwóch służących Murzynów, któ- rych potężny wzrost kontrastował z ich niepozornym panem. Tenże skłonił się uniżenie przed kupcem i jego siostrzenicą, krzyżując na piersi delikatne dłonie.
- Niech Allach ma was w opiece! - rzekł płynnie po francusku, lekko sepleniąc. - Doniesiono mi, że jest wśród was ranny, więc jestem! Nazywam się Abu-al-Khayr, przybywam z Kordoby i jestem największym medykiem świata islamu.
Na słowo „medyk" Katarzyna nie mogła powstrzymać śmiechu.
Niezwykła godność małego człowieczka w turbanie, który nie mógłby się poszczycić skromnością, miała w sobie coś nieodparcie komicznego.
- Rzeczywiście, mamy rannego... - zaczęła, lecz medyk ruchem ręki nakazał jej ciszę, oświadczając surowo: - Zwracam się do tego szacownego starca. Kobiety u nas nie mają prawa głosu!
Speszona Katarzyna poczerwieniała aż po uszy, a Mateusz widząc to, z wielkim trudem powstrzymywał się od śmiechu, chociaż nie była to odpowiednia chwila, aby zniechęcać mającego dobre zamiary medyka.
- Istotnie, mamy tu rannego - odpowiedział, odwzajemniając ukłon. - To młody rycerz; znaleźliśmy go nad brzegiem rzeki. Jest w nie najlepszym stanie.
- Muszę go zbadać - rzekł Abu-al-Khayr i wszedł do pokoju, gdzie znajdował się ranny.
Za nim podążyli jego dwaj Murzyni, z których jeden niósł duży, malowany kufer z drewna cedrowego, a drugi naczynko z cyzelowanego srebra. W dużym łóżku, które wraz z kominkiem zajmowało prawie cały pokój, ranny rycerz wydawał się jeszcze bledszy niż przed chwilą. U jego wezgłowia stał Piotr i tamponem z szarpi próbował zatrzymać strużkę krwi spływającą ze skroni rannego.
- Przyprowadziliśmy medyka - wyjaśnił Mateusz, widząc zdziwienie starego sługi.
- Dzięki Bogu! Najwyższy czas! On ciągle krwawi!
- Zaraz się nim zajmę - oświadczył Arab, dając znak sługom, aby złożyli ciężary obok łóżka. Podniósł ręce do góry, odrzucając szerokie rękawy aż na ramiona i wprawnym ruchem dotknął czoła rannego.
- Nie ma złamania - stwierdził - tylko żyłka pękła. Niech no ktoś mi przyniesie w naczynku żaru z paleniska!
Piotr zerwał się z miejsca, a Katarzyna stanęła u wezgłowia łóżka.
Mały medyk popatrzył na nią z wyrazem dezaprobaty.
- Czy jesteś żoną tego młodzieńca? - spytał nieufnie.
- Ależ nie! Nawet go nie znam. Pomimo to zostanę przy nim! - oświadczyła stanowczo dziewczyna.
Mały człowieczek najwidoczniej nie lubił kobiet, nie zdołał jednak usunąć Katarzyny. Westchnął pogardliwie, po czym zaczął grzebać w swoim kufrze w stercie błyszczących stalowych narzędzi, niezliczonej liczbie fiolek, małych fajansowych pojemniczków, czarnych, czerwonych, zielonych i białych. Delikatnie wyjął spośród tych przedmiotów coś, co przypominało małą pieczątkę. Miało rączkę zdobioną cyzelowanymi ptakami i liśćmi.
Dokładnie wytarł instrument małym tamponem, uprzednio nasączonym tajemniczym płynem, a następnie włożył go do naczynia wypełnionego żarem, które przyniósł Piotr. Katarzyna wytrzeszczała oczy z przerażenia.
- Co mu zrobicie?Mały medyk nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę z Katarzyną, lecz nie potrafił trzymać języka za zębami, gdy chodziło o objaśnienie zabiegu.
- Przecież to oczywiste! Wypalę tę ranę, aby zamknąć przerwaną żyłkę. To samo praktykują wasi beznadziejni medycy.
Zdecydowanym ruchem ujął rączkę narzędzia i zbliżył rozżarzone żelazo do oczyszczonej przez siebie rany. Katarzyna zamknęła oczy, a jej paznokcie odruchowo wpiły się w zaciśniętą dłoń. Usłyszała krzyk rannego i poczuła silną woń spalonej skóry i włosów.
- Delikacik z niego! - skomentował Abu-al-Khayr. - Ledwo musnąłem ranę, a ten już krzyczy.
- Gdyby to wam przyłożono rozżarzone żelazo do skroni - krzyknęła Katarzyna, patrząc z przejęciem na wykrzywioną z bólu twarz młodzieńca - co byście powiedzieli?
- Powiedziałbym, że to dobrze, jeżeli ma zatamować krew i uratować mi życie. Wszyscy możecie zobaczyć, że krew przestała płynąć. Teraz posmaruję ranę cudownym balsamem i za kilka dni pozostanie tylko mała blizna, gdyż rana nie jest zbyt głęboka.
Mówiąc to, wyjął z kufra mały, zielony, fajansowy słoik bogato zdobiony kolorowymi kwiatkami, nabrał z niego na czubek igły odrobinę balsamu, który przyłożył do skroni rannego. Za pomocą małego kawałka kwadracika z płótna roztarł balsam na ranie, po czym ze zdumiewającą zręcznością wykonał niezwykły opatrunek, okręcając nim włosy młodzieńca i zaciskając mocno na żuchwach niczym kobiecy czepek. Katarzyna przyglądała się tym czynnościom z wielkim zainteresowaniem. Ranny pod wpływem balsamu przestał jęczeć, a pokój napełnił się ostrą, lecz przyjemną wonią.
- Co to za balsam? - spytała Katarzyna.
- Nazywamy go balsamem Matarea - odpowiedział obojętnie medyk, nie uważając za stosowne udzielić bliższych wyjaśnień. - Pochodzi z Egiptu... Czy ten człowiek ma więcej ran?
- Obawiam się, że ma złamaną nogę - powiedział milczący dotąd Mateusz.
- Zobaczmy ją! - rzucił medyk.
Nie przejmując się obecnością dziewczyny, odrzucił koce i pościel z rannego, odkrywając ciało młodzieńca, którego Mateusz przy pomocy Piotra rozebrał przed położeniem do łóżka. To nagłe ukazanie się męskiej nagości spowodowało, że sukiennik zaczerwienił się aż po uszy.
- Wyjdź stąd, Katarzyno! - rozkazał groźnie, chwytając siostrzenicę za ramię i próbując wyciągnąć ją z pokoju.
Mały doktor zatrzymał go surowym spojrzeniem.
- Oto śmieszna pruderia chrześcijańska! Ciało mężczyzny jest najwspanialszym dziełem Allacha, podobnie jak ciało konia! Ta kobieta da kiedyś życie mężczyznom takim jak on, dlaczego więc widok ciała miałby obrażać jej oczy? Starożytni Grecy rzeźbili nagie posągi, które zdobiły świą- tynie ich bogów.
- Moja siostrzenica jest jeszcze młodą dziewczyną - zaprotestował Mateusz, nie puszczając ręki Katarzyny.
- Nie będzie nią długo. Jest na to zbyt piękna!... Nie lubię kobiet. Są głupie, krzykliwe i płytkie, ale potrafię ocenić ich urodę... Ta dziewczyna jest arcydziełem w swoim rodzaju... Podobnie jak nasz ranny. Czy widzieliście kiedykolwiek coś bardziej doskonałego niż kształty tego rycerza?
Estetyczny entuzjazm Abu-al-Khayra, którego Mateusz nie był skłonny podzielać, nie przeszkadzał medykowi w zajmowaniu się chorym. Przez cały czas swej wypowiedzi badał delikatnie złamaną nogę rycerza. Mateusz mimo woli wypuścił rękę Katarzyny, podziwiając to opalone ciało, które lśniło lekko w blasku świec. Dziewczyna wróciła na swoje miejsce u wezgłowia chorego i patrzyła uważnie. Mały doktor powiedział prawdę. Ranny rycerz był istotnie wspaniale zbudowany. Pod jego opaloną skórą rysowały się długie muskuły, a na białym prześcieradle rzeźbiły się jego szerokie ramiona, tułów wąski i umięśniony oraz płaski brzuch. Przejęta Katarzyna poczuła, że jej ręce lodowacieją, a policzki zabarwił rumieniec.
Abu-al-Khayr z pomocą swoich niewolników naciągnął nogę, aby wyprostować złamanie.