Świeża woda orzeźwiła ją. Trwała absolutna cisza i głęboka samotność. Nawet psy odeszły, podążając za Garinem; uprzednio nie zwróciła na nie uwagi. Trochę uspokojona powróciła do łoża, ułożyła się wygodnie na poduszkach i zaczęła rozmyślać.
Dzięki zdarzeniom tej dziwnej nocy poślubnej poznała siebie bardziej niż przez ostatnie dziesięć lat. Odkryła, że w przyszłości będzie musiała kontrolować staranniej swoje ciało i jego nieprzewidziane reakcje. W chwili zapamiętania w ramionach Arnolda przypisywała swoją słabość sile miłości, jaką wzbudził w niej rycerz. Ale dzisiejszego wieczoru? Nie kochała Garina, nie pociągał jej, a jednak... była gotowa błagać, by wziął ją w ramiona. Jej ciało okazało się wymagające, spragnione, kryło w sobie niepokój, o który nigdy wcześniej się nie podejrzewała. Jeśli chodzi o postawę męża, nie chciała się nad nią zastanawiać. Trudno było rzeczywiście coś z tego zrozumieć.
* * * Nazajutrz była wigilia Bożego Narodzenia. Hałaśliwa muzyka wyrwała Katarzynę ze snu. Rozsunięte zasłony ukazywały za oknem smutny, zimowy dzień. W kominku żywo buzował ogień, przed którym siedział Garin w fotelu, nadal ubrany w czarny strój, jakby dopiero co wstał. U jego stóp leżał chart. Kiedy Katarzyna usiadła w łożu, Garin uśmiechnął się.
- To są oboiści z Aventu, moja przyjaciółko. Zgodnie z tradycją będą grać tutaj cały dzień, aż do północy. Musisz się przygotować na ich przyjęcie. Zawołam służące...
Oszołomiona i wyrwana ze snu Katarzyna zobaczyła, jak wchodzą wesołe służące, mówiąc jej dzień dobry. Tryskały radością i wirowały wokół łoża, podając, jedna podszytą futrem dalmatykę, inna pantofle, jeszcze inna lustro. Ich zaciekawione spojrzenia ześlizgiwały się nieodparcie ku siedzącemu w fotelu Garinowi. Obserwował to radosne poruszenie z pobłażliwą miną, odgrywając w sposób doskonały rolę szczęśliwego pana młodego asystującego przy wstawaniu ukochanej żony... Patrząc na tę komedię, Katarzyna nie wiedziała, śmiać się czy gniewać.
Jedynie Sara zachowywała spokój. Przyszła jako ostatnia, przynosząc suknię, którą Katarzyna miała nosić w dniu po zaślubinach. Strój wierzchni uszyto z sukna koloru miodu haftowanego jedwabiem w kłosy zboża, obszyte złotą nicią. Szerokie rękawy, dekolt i dół sukni oblamowano sobolowym futrem w kolorze ciepłego brązu. Suknia spodnia była z atłasu koloru miodu. Co się tyczy nakrycia głowy, skrywającego całkowicie włosy Katarzyny, składało się ono z podwójnego toczka wykonanego z sobolowego futra i wysokiej konstrukcji z haftowanego sukna, z której spływał krótki, odpowiednio dobrany welon. Szeroki złoty pas podtrzymywał fałdy sukni tuż pod piersiami, a strój uzupełniał naszyjnik ze złota i pięknych okrągłych topazów. Sara, poruszając się jak kapłanka przy ołtarzu, pomagała jej się R S ubrać. Twarz Cyganki była posępna, kobieta nie odzywała się ani słowem.
Garin odszedł, aby zająć się swoją toaletą, i obie kobiety mogłyby porozmawiać, gdyby nie gromada figlarnych młodych służących. Gdy Katarzyna była już gotowa, Sara odesłała je gniewnym gestem, a następnie zwróciła się do młodej mężatki: - No więc, jesteś szczęśliwa?
Szczerość tego pytania zdziwiła Katarzynę. Wydawało się, że Sara jest w złym humorze. Jej czarne oczy obserwowały twarz nowej pani de Brazey, jakby chciały z niej coś wyczytać. Katarzyna zmarszczyła brwi.
- Dlaczego miałabym nie być szczęśliwa? A raczej dlaczego miałabym być szczęśliwa? Nie wydano mnie za mąż po to, bym była szczęśliwa.
Można by sądzić, że o tym nie wiesz!
- Wiem. Chciałam tylko, żebyś mi opowiedziała, jak minęła noc poślubna. Pierwszy intymny kontakt to bardzo ważna rzecz w życiu kobiety!...
- Bardzo dobrze - odpowiedziała zwięźle Katarzyna.
Była zdecydowana nie opowiadać nikomu, nawet Sarze, o poniżającym doświadczeniu z poprzedniego wieczoru. Duma nie pozwalała jej wyznać, nawet swojej starej powiernicy, że mąż po obejrzeniu jej pięknego ciała poszedł spać do swojej komnaty, nie całując jej nawet. Sara nie rezygnowała tak szybko.
- Aż tak dobrze? Nie wyglądasz na zmęczoną, jak przystało młodej żonie. Twoje oczy nie są wcale podkrążone...
Tym razem Katarzynę ogarnęła złość, tupnęła nogą.
- Cóż cię to może obchodzić! Jestem, jaka jestem! Zostaw mnie w spokoju. Muszę iść do męża.
Irytacja młodej kobiety wywołała słaby uśmiech na ustach Sary, która położyła ciemną dłoń na ramieniu Katarzyny. Przyciągnęła ją gwałtownie do R S siebie i szybko pocałowała w czoło.
- Oby to była prawda, mój aniele, mniej bym się wówczas o ciebie niepokoiła. Oby tak było, żeś naprawdę znalazła męża. Ale wątpię w to.
Nie mówiąc już nic więcej, Sara otworzyła drzwi komnaty, otuliwszy najpierw Katarzynę obszernym płaszczem z brązowego aksamitu, ofiarowanym przez księcia Filipa. Następnie odprowadziła swą panią ku kamiennym, lodowatym schodom wieży. Czekający na nią przed zamkiem Garin podszedł i podał jej ramię. W pobliżu schodów grupka młodych chłopów, ubranych na czerwono i niebiesko, grała z zapałem na obojach.
Wydawało się, że widok młodej kobiety zwiększył jeszcze ich gorliwość, bo zadęli mocniej. Blade słońce przedarto się przez chmury.
Przez cały dzień, przy dźwięku obojów z Aventu, Katarzyna odgrywała sumiennie rolę pani domu. U schyłku dnia ze wszystkimi domownikami i mieszkańcami wioski udała się do małego kościółka w Brazey, aby zapalić pochodnie od oliwnych lampek stojących w chórze. Następnie wszyscy powrócili do domów rozpalić świętym ogniem wygasłe paleniska. Stojąc obok Garina, patrzyła, jak zapalił w kominku dużej sali olbrzymi kawał buku, rytualne polano. Następnie pomógł jej rozdawać wieśniakom prezenty świąteczne: po sztuce materiału, trzech sztukach srebra i dużym chlebie. O północny wysłuchała trzech tradycyjnych mszy w kaplicy zamku, gdzie dzień wcześniej odbył się ślub, a później powróciła na posiłek.
Pod koniec tego długiego dnia czuła się zmęczona. Nadchodząca noc rozbudziła jej niepokoje. Jak będzie wyglądała ta następna? Czy Garin zachowa się równie nieoczekiwanie jak poprzedniej nocy, czy też będzie domagał się swoich małżeńskich praw? Przez cały dzień zachowywał się zwyczajnie, a nawet uprzejmie. Kilka razy uśmiechnął się do niej, wstając od stołu po wieczerzy wigilijnej, podarował jej dwie bransolety z pereł jako prezent na Boże Narodzenie. Jego wzrok spoczywający czasami na postaci Katarzyny był tak dziwny, że młoda dziewczyna czuła się zmrożona do szpiku kości. Przysięgłaby w tych chwilach, że ogarniała go jakaś tajemna wściekłość. Dlaczego? Przeciw komu? Przecież była wobec niego łagodna i uległa, bardziej niż mógł się tego domagać najbardziej wymagający mąż. Serce wielkiego skarbnika Burgundii było trudną do rozszyfrowania zagadką!
Jednakże obawa Katarzyny okazała się płonna. Garin zadowolił się odprowadzeniem jej pod drzwi komnaty. Życzył jej dobrej nocy, kłaniając się lekko, a następnie złożył szybki pocałunek na czole młodej kobiety.
Pocałunek był szybki i nieczuły, jego wargi - gorące. Badawczy wzrok Sary obserwował te dziwne przejawy małżeńskiej zażyłości, lecz kobieta powstrzymała się od wszelkich komentarzy.
Nazajutrz, z nieokreślonym wyrazem twarzy, poinformowała Katarzynę, po jej przebudzeniu, że mąż udał się pilnie do Beaune wezwany rozkazem księcia. Prosił o wybaczenie i polecił żonie, aby zechciała udać się w ciągu dnia do Dijon i zainstalować w pałacu przy ulicy Pergaminników.