Выбрать главу

Opowiedziała gościowi historię swojego małżeństwa, choć nie odważyła się wyznać, że mąż jeszcze jej nie tknął. Po co? Wcześniej czy później wielki skarbnik upomni się o swoje prawa.

- Tak więc - powiedział medyk - twoim mężem jest Garin de Brazey, ten, który towarzyszył kanclerzowi Burgundii do Bourgu. Naprawdę to dziwne, że książę wybrał właśnie jego. Jest ponury jak noc, twardy jak kamień, a jego charakter jest równie twardy jak jego kręgosłup. Doprawdy nie ma w nim materiału na dobrego męża.

Katarzyna żachnęła się z niecierpliwością na tę uwagę, którą już kiedyś zrobił Barnaba. Przecież nie kazała mu przyjść, aby rozmawiać o Garinie. Na jej usilną prośbę Abu-al-Khayr zaczął wreszcie opowiadać.

Od spotkania w oberży Karol Wielki medyk nie opuścił Arnolda przez cały czas potrzebny do wyleczenia młodego człowieka.

- Po twoim wyjeździe, pani, trawiła go silna gorączka. Majaczył, co było zresztą bardzo pouczające, ale wybacz mi, jeśli robię zbyt wiele dygresji. Kiedy już mogliśmy wyruszyć w drogę, książę Burgundii właśnie opuścił Flandrię i podążał do Paryża. Nie mogliśmy jechać za nim. Nie udałoby nam się wyjść z tego cało.

Wsłuchując się w piskliwy i sepleniący głos małego medyka, Katarzyna poznała krok po kroku drogę, jaką przebył Arnold, rekonwalescent kłótliwy i trudny, jadąc do swego pana. Arab złożył relację o R S przyjęciu ich przez delfina, o cudach pałacu Mehunsur-Yevre, tej koronki z kamieni i złota, lekkiej i wspaniałej siedziby feudalnej, którą delfin Karol odziedziczył po swym wuju Janie de Berry, najznamienitszym mecenasie epoki. Mówił o gorącym przyjęciu zgotowanym przez towarzyszy, braterstwie broni, jakie łączyło Arnolda de Montsalvy'ego z innymi rycerzami delfina. Słowa Araba były tak sugestywne, że Katarzynie wydało się, iż po kosztownym dywanie jej komnaty zbliża się do niej młody Jan z Orleanu, najbardziej uwodzicielski i najwaleczniejszy z bastardów. Jeszcze od czasów dzieciństwa łączyła go z delfinem braterska przyjaźń. Następnie lekarz odmalował słowami sękatą postać straszliwego Stefana de Vignolles'a, o duszy z brązu i ciele ze stali, tak gwałtownego w walce, że przydomek Gniewny pasował do niego jak druga skóra, wraz z jego alter ego, wesołym i dzikim Owerniakiem, rudym jak kasztan, noszącym nazwisko Jan de Xaintrailles.

Był tam też inny Owerniak, Piotr de Giac, niespokojny i sprytny - szeptano, że zawdzięcza swoje szczęście paktowi z diabłem, któremu sprzedał prawą rękę - a także pozostali panowie ze słodkiej Turenii, z groźnej Owernii, z niezgłębionej Langwedocji i z wesołej Prowansji; wszyscy, wbrew przeciwnościom losu, wierni królowi i prawu... Z pewną przewrotnością Abu-al-Khayr opisywał również, nie bez ironicznej uprzejmości, czarujące damy, pełne świeżości dziewczęta, którymi Karol VI (kochający kobiety prawie tak samo, jak jego kuzyn z Burgundii) lubił zapełniać dwór. Jeśli wierzyć temu, co mówił, większość tych czarujących istot czekała tylko na znak pana de Montsalvy'ego, aby wpaść w jego ramiona, a zwłaszcza urocza córka marszałka de Severaca, wspaniała brunetka o oczach „jak senne marzenie".

- Dalej, dalej! - ucięła Katarzyna, poirytowana przewrotnym entuzjazmem medyka.

Abu-al-Khayr zdziwił się z dobrze udaną naiwnością.

- To bardzo dobrze, kiedy młody i zdrowy człowiek użytkuje swoje siły i korzysta z przyjemności, gdyż, jak powiedział poeta: Nie zajmuj się tym, co było, ani tym, co będzie. Ciesz się teraźniejszością, w tym główny cel życia... - Moim celem nie jest wysłuchiwanie opowiadań o przygodach miłosnych pana de Montsalvy'ego! Co było dalej? - wykrzyknęła młoda kobieta z wściekłością.

Abu-al-Khayr uśmiechnął się do niej uprzejmie i pogładził śnieżnobiałą brodę.

- Dalej delfin został królem, odbyła się koronacja, a potem uroczystości, zapasy. Mogłem je śledzić z gospody, gdzie umieścił mnie mój przyjaciel. Odwiedzało mnie tak wiele osób. Szczególnie pan de Giac.

Katarzyna była u kresu sił. Napięte nerwy sprawiały jej taki ból, że poczuła napływające do oczu łzy.

- Litości! - poprosiła głosem tak przybitym, że mały medyk zreflektował się.

Nakreślił szybko sceny z ich życia w ostatnich miesiącach.

Opowiedział o kilku walkach, w których uczestniczył de Montsalvy wraz ze Stefanem de Vignolles'em, następnie o tym, jak wyznaczono Arnolda do eskortowania do Bourgen-Bresse posłów króla Karola. Na ich czele stał kanclerz Francji, biskup z Clermontu, Marcin Gouge de Charpaignes, krewny Arnolda. Po uroczystym wyjeździe postów w ślad za nimi pojechał Arab. W trudnych negocjacjach pod przewodnictwem księcia Sabaudii uczestniczył także Arnold. Abu widział, jak każdego wieczora Arnold powraca coraz bardziej rozdrażniony. W miarę jak Mikołaj Rolin przed- stawiał długą listę żądań strony burgundzkiej, rosła wściekłość młodego człowieka. Według niego warunki pokoju były nie do przyjęcia i każdego dnia powstrzymywał się, aby nie skoczyć do gardła zuchwałemu Burgundczykowi, który ośmielił się zażądać od króla Karola publicznego wyrażenia skruchy za zabójstwo Jana bez Trwogi, zwolnienia Filipa od złożenia hołdu królowi (co było obowiązkiem każdego znacznego wasala, więc dotyczyło również księcia Burgundii), oddania znacznej części ziem, których Anglicy jeszcze nie zajęli. Wykręty i obraźliwa powściągliwość pana Mikołaja doprowadzały do szewskiej pasji krewkiego kapitana... i pogłębiały jego nienawiść do Filipa.

- Nienawidzi go z całego serca - dodał w zamyśleniu Abu - nigdy nie widziałem, aby ktoś mógł tak nie cierpieć swego bliźniego... Przypuszczam, że to częściowo z twojego powodu. Na razie książę Sabaudii wynegocjował rozejm między przeciwnikami i obietnicę dalszych, ustalonych na dzień pierwszy maja. W każdym razie, co się tyczy tego rozejmu, znam osobę zdecydowaną na wszystko.

- A cóż ona zamierza?

- Pojechać na dwór księcia Filipa i rzucić mu wyzwanie. Zażądać walki na śmierć i życie.

Z ust Katarzyny wyrwał się okrzyk przerażenia. Gdyby Arnold ośmielił się wyzwać księcia, nie uszedłby żywy z miasta. Czy ktoś słyszał, by panujący książę stawał w szranki ze zwykłym rycerzem... W dodatku do walki na śmierć i życie! Gwałtownie zarzuciła medykowi, że zostawił przyjaciela w ataku szaleństwa. Trzeba było mu wytłumaczyć, wyjaśnić, że wykonanie takiego projektu równałoby się samobójstwu. Trzeba go powstrzymać, choćby siłą.

Abu-al-Khayr potrząsnął głową.

- Zatrzymać pana Arnolda to jakby zatrzymywać toczący się z góry strumień. Zrobi, jak powiedział. Przyjechałem tutaj pod pretekstem spotkania się ze starym mędrcem żydowskim, który zamieszkuje w tajemnicy niedaleko miasta, dlatego że tylko ty możesz mu jakoś pomóc.

- A cóż ja pocznę sama, bez oręża i władzy?

- Filip cię kocha... przynajmniej tak sądzi Arnold, a o ile dobrze zrozumiałem, wcale się nie myli. Myśli nawet, że jesteś od dłuższego czasu kochanką księcia. Jeśli rzuci to szalone wyzwanie, jedynie twoja ręka będzie dostatecznie silna, aby odwrócić od niego wściekłość Burgundczyka. Nie odmówi niczego ukochanej kobiecie, która jeszcze do niego nie należy.

- Gdzie jest teraz Arnold?

Po raz pierwszy wymieniła na głos to imię, tak często powtarzane po cichu dla samej tylko przyjemności poczucia na wargach tych dwóch sylab.

- Nadal w Bourgu. Posłowie wkrótce się rozjadą. Twój mąż wróci niedługo, a Arnold odwiezie biskupa Clermontu do króla Karola, który oczekuje go w Bourges. Następnie...

Nie było czasu do stracenia. Arnold był bardzo popędliwy i niecierpliwy. Należał do ludzi, którzy natychmiast po podjęciu jakiejś decyzji przystępowali do czynu, nie patrząc na następstwa. Wiadomość o rychłym przyjeździe Garina zadowoliła Katarzynę. Miała nadzieję, że szybko zostanie przedstawiona na dworze. Musi być blisko księcia, im szybciej, tym lepiej...