Przechodząc do czynu, uniosła rąbek spódnicy i skierowała się z lekkością ku wejściu. Roussay poczerwieniał ze złości i zatrzymał ją.
- Nie boję się, pani, i na dowód tego zaraz cię zaanonsuję. Jeśliby coś się wydarzyło, będziesz sama sobie winna, gdyż cię uprzedzałem.
- Proszę iść, resztą zajmę się sama.
Kilka chwil później Katarzyna weszła do komnaty księcia.
Zobaczywszy go, zrozumiała, że Jakub de Roussay nie przesadzał. Książę nie odwrócił się nawet na jej pokłon.
Stał tyłem do drzwi, z rękami splecionymi na plecach, z odkrytą głową, ubrany w luźny szlafrok z purpurowego aksamitu i spoglądał przez okno na Wielki Plac oświetlony pochodniami.
- Twoja natarczywość i chęć przeszkodzenia mi są dziwne, pani. Racz przyjąć do wiadomości, że nikt nie ma takiego prawa. Kiedy chcę kogoś zobaczyć, wzywam go.
Jeszcze wczoraj Katarzyna schowałaby się pod ziemię, słysząc takie słowa, ale teraz nie zrobiło to na niej najmniejszego wrażenia.
- Dobrze, panie, odchodzę. Tak naprawdę, cóż mnie może obchodzić, że od dzisiaj będziesz uważany za najmniej honorowego księcia w całym chrześcijańskim świecie!
Filip drgnął i odwrócił się gwałtownie. Miał lodowaty wyraz twarzy jak wówczas na trybunie, ale na jego blade policzki wypełzły dwie czerwone plamy.
- Miarkuj się, pani, w słowach - powiedział szorstko -i nie wykorzystuj tego, że okazałem ci pobłażliwość...
- A nawet coś więcej! Lecz jeśli moja obecność przeszkadza Jego Wysokości, odchodzę.
Odwracała się już, gdy głos Filipa przygwoździł ją do miejsca.
- Proszę zostać i wytłumaczyć swoje słowa! Cóż to za sprawa honoru, którą zawracasz mi głowę? Mój honor czuje się bardzo dobrze. To, że mój rycerz został pobity, nie przynosi mi hańby, gdyż zwycięzca był bardzo dzielny...
- Doprawdy? - powiedziała Katarzyna z zamierzoną bezczelnością. - Rzeczywiście nie byłoby w tym nic złego, gdybyś sam się nie zhańbił, rozkazując wtrącić zwycięzcę do lochu.
Na twarzy Filipa pojawiło się szczere zdziwienie i Katarzyna poczuła w sobie przypływ odwagi. Saint-Remy miał rację. Książę nie brał chyba w tym udziału.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Cóż to za historia? O jakim lochu mówisz?
- O tym, do którego pan de Luxemburg wtrącił panów de Montsalvy'ego i de Xaintrailles'a, odesławszy konetabla de Buchana pod fałszywym pretekstem. Jak to się nazywa, panie, w języku rycerzy? Ja, wywodząc się z klasy plebejskiej, nazywam to wiarołomstwem. Ale nie jestem księżniczką. Gdyby jeszcze chodziło o prostego rycerza! Zwycięzca bastarda de Vendome'a miał na sobie to... Szacunek wymagał, aby go nie tknąć!
Filip zbladł jak trup. Jego szare oczy, skierowane na hełm z kwiatem lilii, który Katarzyna odsłoniła, pozostawały szeroko otwarte. Wydawało się, że zamienił się w figurkę z soli. Młoda kobieta zaśmiała się lekko, co wyrwało go z osłupienia.
- Zechciej, pani, dać mi ten hełm i poczekaj tutaj. Przysięgam na krew mojego ojca, że jeśli skłamałaś, spędzisz noc w lochu, o którym opowiadasz.
Katarzyna skłoniła się głęboko.
- Idź, panie. Poczekam tutaj... bez żadnej obawy.
Wziąwszy hełm, Filip wyszedł z pokoju wielkimi krokami. Katarzyna usłyszała, jak rozkazał dowódcy straży, aby pod żadnym pozorem nie pozwolił odejść pani de Brazey. Usiadła spokojnie w fotelu przy kominku, gdzie palił się ogień, gdyż wieczór był chłodny. Wiedziała, że nie ma czego się obawiać, i oczekiwała na powrót Filipa. Wrócił zresztą bardzo szybko. W ręce trzymał hełm, który położył na stole. Katarzyna wstała pospiesznie i czekała na jego słowa. Książę stał nieruchomo, z rękami skrzyżowanymi na piersi i opuszczoną głową. Nie mówił nic. Nagle, jak ktoś, kto podjął ważną decyzję, skierował kroki ku młodej kobiecie. Zobaczyła, że jego wzrok pozostał chłodny.
- Miałaś rację, pani. Jeden z moich przyjaciół, myśląc, że służy dobrej sprawie, wykazał niepotrzebną gorliwość. Obaj rycerze zostaną wypuszczeni... jutro rano.
- Dlaczego jutro? - zaprotestowała natychmiast Katarzyna. - Po cóż skazywać ich na ciężką noc w lochu po tak trudnej walce?
- Bo tak mi się podoba - powiedział książę z wyższością. - Również po to, by cię ukarać. Dowiedziałem się, że bardzo żywo interesujesz się tymi panami. Książę Jan de Luxemburg znalazł cię w ich namiocie, chociaż jesteś jedną z moich poddanych. Czy możesz powiedzieć, pani, co tam robiłaś?
Katarzyna miała wielką ochotę rzucić Filipowi prawdę w twarz, gdyż w tym momencie nienawidziła go z całego serca, a w jego słowach wyczuła ukrytą zazdrość. Rozumiała jednak, że wyjawiając mu swą miłość do Ar- nolda, wystawiałaby na niebezpieczeństwo życie młodego człowieka.
Przyjmując beztroski wyraz twarzy, wzruszyła ramionami: - Jeszcze jako dziecko poznałam w Paryżu pana de Montsalvy'ego.
Mój ojciec był złotnikiem i pracował dla jego rodziny. Kiedy zobaczyłam, jak upadł, przestraszyłam się i poszłam zapytać o jego zdrowie. Ot i wszystko. Czy mam zapomnieć, aby sprawić ci, panie, przyjemność, o moich przyjaciołach z dzieciństwa?
Ze spojrzenia Filipa wywnioskowała, że ten waha się, czy jej uwierzyć.
Po swoim ojcu odziedziczył instynktowną nieufność wobec wszystkiego i wszystkich. Patrząc na nią, spytał surowo: - Jesteś pewna, że nie chodzi o historię miłosną? Nie zniósłbym tego, dobrze o tym wiesz!...
Gwałtownym ruchem objął ją wpół i przycisnął do siebie, jednak spojrzenie miał zimne.
- Należysz tylko do mnie, wiesz o tym, tylko do mnie. Pomyśl o wysiłku, jaki włożyłem, abyś stała się mnie godna. Poślubiłaś jednego z moich dostojników, należysz do dworu, jesteś dwórką mojej matki... Zwykle dla kobiet nie zadaję sobie tyle trudu... Nie są tego warte! Ale ty różnisz się od innych. Byłoby niesprawiedliwe zostawić cię wśród pospólstwa z taką urodą, która zasługuje na tron. Mam nadzieję, że to docenisz.
Katarzyna odchyliła się do tyłu, ponad obejmującym ją ramieniem Filipa, aby uniknąć dotyku warg, które nagle wywołały w niej wstręt. Nie ośmieliła się odepchnąć go stanowczo z powodu jego miażdżąco nieruchomego spojrzenia, którego obawiała się jedynie ze względu na Arnolda. Nachylał się coraz bardziej nad jej ustami. Zamknęła oczy, aby tego nie widzieć. Ale nie pocałował jej. Usłyszała przy uchu szept Filipa: - W przyległym gabinecie znajdziesz wszystko, co trzeba. Zdejmij tę suknię i przyjdź tutaj, nie chcę już dłużej czekać.
Ogarnął ją przestrach. Nie była przygotowana na taką brutalną szczerość. Przecież jest późno, w pałacu trwa zabawa... Garin też na pewno niepokoi się o nią. Nie mogła zostać u Filipa, nie dzisiejszego wieczoru!
- Panie - powiedziała, starając się ukryć drżenie głosu - jest już późno...
i mąż na mnie czeka.
- Garin będzie pracował przez całą noc z Mikołajem Rolinem. Nie będzie się o ciebie niepokoił. Ponieważ przyszłaś do mnie, tutaj zostaniesz.
Puścił ją i podprowadził do małych drzwiczek, znajdujących się tuż obok kominka. Przestraszona Katarzyna szukała bezskutecznie jakiegoś wykrętu, aby móc odejść.
- Powiedziano mi, że nie masz, panie, czasu.
- Dla ciebie mam go zawsze. Pospiesz się. W przeciwnym razie pomyślę, że przychodząc tutaj, miałaś na myśli coś innego niż mój honor... i że ten rycerz jest ci droższy, niż chcesz to wyznać.
Młoda kobieta poczuła, że drży. Znalazła się w pułapce. Moment, którego obawiała się od dnia zaręczyn, nadszedł, i to w najgorszych okolicznościach. Tak bardzo chciałaby być teraz u siebie, aby trochę się uspokoić i zapłakać, rozpamiętując straszną scenę spod błękitnego namiotu.