Katarzyna opuściła głowę, by ukryć zmieszanie, i sięgnęła po kostur, który ukryła za sobą.
- Mnie, panie, oraz temu... Jeżeli możesz mi przebaczyć Księcia zaskoczyła ta odpowiedź. Przez chwilę milczał, po czym wybuchnął śmiechem. Szczerym, prawie dziecięcym, niemającym w sobie nic książęcego.
- Nie przypuszczałem nawet, że zasłużyłem na takie traktowanie, moja droga... To będzie najpiękniejszy guz w moim życiu. W każdym razie najcenniejszy...
Książę usiadł i ująwszy dłoń Katarzyny, przycisnął do niej swe usta.
Dziewczyna chciała rękę wyrwać, lecz książę trzymał mocno.
- Tym razem nie ma mowy o ucieczce! Jesteś mi coś winna! Kiedy w końcu przestaniesz wchodzić w konflikt z prawem? Gdy spotkałem cię po raz pierwszy, wywołałaś skandal podczas procesji. Następnie wdarłaś się do mego pałacu w celu oswobodzenia więźniów... A teraz walisz mnie pałką.
Czy nie sądzisz, że stałaś się moją dłużniczką?
- Przyznaję, panie, lecz nie wiem, jak mogłabym zadośćuczynić...
- Odpowiadając szczerze na moje pytania. Dlaczego uciekłaś?
Dlaczego zaszyłaś się na wsi? Kiedy rozstawaliśmy się w Arras, myślałem, że między nami wszystko się ułożyło... i że między nami zapanuje zgoda, że przestałaś udawać buntownika.
Katarzyna powoli uwolniła dłoń z uścisku księcia.
- Ja również tak sądziłam, panie, później jednak zrozumiałam, że do wielu spraw podchodzimy inaczej. Chodzi mi zwłaszcza o umowę Waszej Wysokości z moim małżonkiem...
Książę usiłował wstać, lecz nie trzymał się zbyt pewnie na nogach i musiał oprzeć się na ramieniu Katarzyny.
- Widzę, że będę musiał kontynuować rozmowę na siedząco - rzekł, uśmiechając się półgębkiem. - Podaj mi swoje ramię, przynajmniej raz, i chodźmy usiąść gdzieś w spokojnym miejscu. Nie, tylko nie w twoim ogrodzie! Nie chcę, aby ktoś nam przeszkodził Gdybyś zgodziła się podejść ze mną do tamtej kępy drzew, gdzie przywiązałem konia...
Ostrożnie i powoli udali się we wskazane miejsce. Katarzyna, targana nagłymi wyrzutami sumienia, z niezwykłym przejęciem prowadziła poszkodowanego, nie zauważywszy, że tenże stąpa coraz pewniej.
Wprawdzie nadal opierał się ciężko na jej ramieniu, ale po to, by lepiej czuć zapach włosów młodej kobiety. Kiedy doszli do miejsca, w którym stał koń, książę osunął się na trawę, pociągając za sobą Katarzynę. Gałęzie drzew zasłaniały niebo, a ich gęste szpalery zapewniały doskonałą kryjówkę. Noc była bezwietrzna, ciepła, prawie jak w lecie, ale bardziej ciemna. Jedyną jasną plamę tworzyła twarz Katarzyny i jej szyja, przykuwając wzrok księcia. Trzymając jej ręce w swych dłoniach, Filip wiedział, dzięki znajomości kobiecych reakcji, że Katarzyna jest bardzo przejęta. Za nic nie chciał jej rozzłościć.
- Porozmawiajmy - rzekł spokojnie. - I załatwmy nasze porachunki raz na zawsze. Jesteśmy całkiem sami. Nie ma ciekawskich, nie ma dworu wraz z jego protokołem. Nie ma księcia i jego poddanej, jest tylko mężczyzna i kobieta. Jesteś ty, Katarzyno, i ja, Filip.
Katarzyna poczuła, że ma pustkę w głowie. Zawsze tak się dzieje, kiedy żale gromadzą się całymi tygodniami. Zaskoczenie jest zupełne, gdy w końcu można je z siebie wyrzucić. Ponieważ uparcie milczała, Filip zapytał: - Czy moja miłość jest dla ciebie zniewagą? Czy raczej nie dość ci się podobam?
- Ani jedno, ani drugie - odparła szczerze. - Twoje uczucie byłoby dla mnie miłe, gdyby nie przedstawiono mi go jako obowiązek... W chwili kiedy dowiedziałam się, że mam poślubić Garina de Brazeya, zapowiedziano mi, że będę także musiała...Urwała, nie mając odwagi ciągnąć dalej. Książę znowu przyszedł jej z pomocą, uśmiechając się.
- ...że będziesz także musiała wejść do mego łoża. Czy muszę ci przypominać, że spędziłaś w nim... w moim łożu całą noc i że nic złego się nie stało?
- To prawda, Najjaśniejszy Panie, przyznaję, i wtedy nie bardzo rozumiałam...
- A przecież to proste. Tamtego wieczoru chciałem wystawić na próbę posłuszeństwo poddanej. Byłaś posłuszna. A ja byłbym ostatnim z mężczyzn, gdybym to wykorzystał. Jeśli okazałem się brutalny, to tylko przez zazdrość. Chciałem, moje serce, abyś wiedziała, że nigdy nie zmusiłbym cię do niczego. Pragnę cię ponad wszystko, lecz bez twojego przyzwolenia nie uczynię ani kroku.
Pochylił się w jej stronę, by móc mówić z bliska. Jego ciepły oddech pieścił pochylony kark dziewczyny. Wśród otaczających ich ciemności głos Filipa był gorący i pociągający. Katarzyna czuła, że jego słowa są szczere, i z trudem broniła się przed wrażeniem, jakie wywoływała w niej melodia słów miłości szeptanych w ciemnościach. Aby otrząsnąć się z oczarowania, postanowiła przywołać do głosu swoją urazę.
- A ten układ, który zawarłeś z moim mężem?
- Jaki układ? - spytał Filip, podnosząc nieznacznie głos. - Już drugi raz wspominasz o tym. Nie zawarłem żadnego układu z Garinem de Brazeyem.
Za kogo nas bierzesz, jego i mnie? Rozkazałem jednemu z moich najwierniejszych poddanych, by ożenił się z dziewczyną wielkiej urody, lecz nigdy nie zwierzyłem mu się, że żywię nadzieję, iż ona również kiedyś mnie pokocha. Powtarzam: rozkazałem! A on, jako wierny sługa, wykonał rozkaz bez dyskusji. Ot i wszystko! Czy popełniłem zbrodnię, pragnąc, abyś była bogata, abyś dostąpiła należnych ci zaszczytów i godności?
Katarzyna zadrżała. Filip natychmiast otoczył ją ramieniem, chcąc osłonić od zimna. Nie zaprotestowała. Wpatrzona w ciemności, odczuwająca jedynie siłę otaczającego ramienia, wyszeptała: - Zaiste, wierny sługa... nawet jeśli nie prosiłeś go o nic, musiał zrozumieć w pół słowa. Dając mi męża, mogłeś przypuszczać, że będzie dochodził swoich praw małżeńskich. Tymczasem tak się nie stało. Wręcz przeciwnie, nigdy nie chciał mnie tknąć!
- A więc czyżbyś się tego domagała?
Katarzyna odwróciła głowę w stronę księcia, chcąc lepiej widzieć jego twarz. W jej głosie zabrzmiało wyzwanie.
- Chciałam mu się oddać pewnego wieczoru. I to w takich okolicznościach, że żaden mężczyzna by się nie oparł. Doprowadziłam go do szaleństwa, lecz w porę się otrząsnął, mówiąc, że to niemożliwe i że nie ma prawa mnie tknąć. Widzisz więc, że traktuje mnie tak, jakbym należała do ciebie.
Poczuła z satysfakcją, że ramię Filipa zaciska się wokół niej, ale w jego głosie nie było gniewu, kiedy spytał: - Powtarzam, że nigdy nie poruszaliśmy tego tematu. Być może, mówiąc te słowa, myślał o kimś innym.
- Ale o kim? Lub o czym?
Filip nie odpowiedział od razu. Dłuższą chwilę zastanawiał się, po czym odparł krótko: - Nie wiem!
Zapadła cisza. Gdzieś daleko we wsi zaszczekał pies, w drzewach pohukiwała sowa. Katarzynie zdawało się, że są sami na świecie, ona i książę. Przyciskał ją do siebie, a ona opierała się plecami o jego pierś.
Otoczył ją ramionami, a ona odruchowo położyła mu głowę na piersi.
Chwila ta napełniła Katarzynę niewysłowioną słodyczą, tak że straciła ochotę na bezpłodne utarczki. Jeśli Arnold zapomniał o niej w ramionach innej, dlaczego miałaby odrzucać miłość - tak gorącą i szczerą - kogoś, kto pragnął jedynie jej szczęścia. Z prostego stroju księcia dochodził do jej noz-drzy delikatny zapach irysa. Książę kołysał ją łagodnie jak dziecko, a ona była mu wdzięczna za to, że nie posuwał się do bardziej zdecydowanych pieszczot. Czuła tylko na szyi i we włosach jego oddech. Zamknąwszy powieki, spytała z troską: - Czy boli cię jeszcze, Najjaśniejszy Panie?
- Nie nazywaj mnie najjaśniejszym panem. Dla ciebie jestem Filipem.
Chcę zapomnieć o całej reszcie. Nie, już mnie nie boli. Przeciwnie, jestem szczęśliwy, szczęśliwy jak nigdy dotąd. Jesteś ze mną, trzymam cię w ramionach i nie ranisz mnie ostrymi słowami. Pozwoliłaś mi mówić i nie odepchnęłaś mnie. Katarzyno, piękna, wspaniała Katarzyno! Czy mogę mieć nadzieję na pocałunek?