Dostrzegłem konia Garina, przywiązanego na wewnętrznym dziedzińcu, zobaczyłem też człowieka wyglądającego jak niedźwiedź, który kręcił się na dole. Przez nikogo niezauważony mogłem wspiąć się spokojnie na wieżę.
Ujrzałem komin... i oto jestem. Dzięki Bogu, zawsze mam zwój sznura przy siodle. Teraz wiesz już wszystko. Chodź, zabieram cię z sobą!
Landry jednym skokiem był przy niej i wyciągnął rękę, aby pomóc jej wstać, lecz ona tylko smutno potrząsnęła głową.
- Nie mogę, Landry... nie mam siły... Od czterech dni nie dostałam niczego do zjedzenia... Mój strażnik chciał mnie zmusić w ten sposób, abym mu uległa. Oprócz tego... popatrz: Garin o wszystkim pomyślał.
I pokazała Landry'emu gruby łańcuch ukryty pod fałdami jej brunatnej sukienki. Widząc to, młodzieniec stanął jak wryty. Upadłszy na kolana, dotknął z przerażeniem łańcucha i obroży.
- Co za nędzna kreatura! Wydać cię na pastwę takiego wieprza!
Odważył się skuć cię łańcuchami, pozbawić jedzenia!
- Widzisz teraz, że nie mogę się ruszyć?
- To się jeszcze okaże!
Młodzieniec uważnie przyglądał się obroży i łańcuchowi. Łańcuch był zbyt gruby, aby go przepiłować, ale w obroży był zamek.
- Gdzieś musi być klucz...
- Chyba Niedojda go ma... - Ten potwór, którego widziałem na podwórzu?
- Tak, ten sam... chociaż nie jestem tego pewna. Nie grzeszy inteligencją, więc obawiam się, że ten przeklęty klucz musi znajdować się w którejś kieszeni Garina.
Twarz Landry'ego spochmurniała. Sądził, że aby uwolnić Katarzynę, wystarczy zabić strażnika, zabrać mu klucz i wyjść spokojnie przez drzwi. W rzeczywistości było mało prawdopodobne, żeby to Niedojda miał klucze.
Jeśli zaś chodzi o ucieczkę przez komin - tak jak planował, nie zdając sobie sprawy ze stanu Katarzyny - nie można było na to liczyć. Nie będzie miała siły, aby prześliznąć się przez komin, nie mówiąc już o spuszczeniu się po sznurze z baszty ani o przedarciu się przez mury... To, co dla niego było zwykłą fraszką, dla wycieńczonej dziewczyny zdawało się nie do pokonania.
Po kilku chwilach zastanowienia Landry postanowił przełożyć realizację planu na następny dzień.
- Posłuchaj, muszę odejść tą samą drogą, którą tu przyszedłem, i zostawić cię tutaj, gdyż nie mam narzędzia, którym mógłbym cię uwolnić z tego łańcucha. Musisz poczekać do jutra wieczór. Wrócę po ciebie z pilnikami, aby przeciąć obrożę, a do tego czasu przygotuję ci kryjówkę na wsi!
- Postaram się być dzielna - obiecała Katarzyna - ponieważ wiem, że czuwasz i że przyjdziesz po mnie. Masz rację, Garin z pewnością jest blisko, czuję, że zaraz nadejdzie, a nie wiemy, czy nie ma na dole innych pomocników. W wozie było dwóch ludzi. Niedojda i drugi, podobny do niego. Zostanę jeszcze jeden dzień. Najgorsze ze wszystkiego jest to okropne zimno.
Katarzyna szczękała zębami. Ogień dawno zgasł, a lutowa noc była mroźna. Jasny blask wpadający przez wąskie okno pozwalał domyślić się, że na dworze pada śnieg.
- Poczekaj - rzekł Landry.
Żywo odpiął pas, zdjął z siebie grubą skórzaną kurtkę, którą nosił na opończy, i zarzucił ją, jeszcze ciepłą, na drżące ramiona Katarzyny, która otuliła się nią z najwyższą rozkoszą.
- W tym nie będzie ci już tak zimno. Jak usłyszysz, że nadchodzi strażnik, schowasz ją pod słomą.
- A ty? Zmarzniesz bez niej!
W uśmiechu Landry'ego Katarzyna odnalazła nagle dawnego przyjaciela z dzieciństwa, któremu nigdy nie brakowało pomysłów i z którym tak wspaniale biegało się po Paryżu...
- Ja czuję się świetnie i nie jestem biedną, głodną, skostniałą dziewczyną...
- ...będącą na dodatek w ciąży - dodała Katarzyna.
Te słowa sparaliżowały młodzieńca. Dziewczyna nie widziała go dobrze w otaczających ciemnościach, lecz słysząc jego krótki oddech, zrozumiała, co się z nim dzieje...
- Z kim? - spytał krótko.
- A jak myślisz? Oczywiście z Filipem! Garin nigdy nie był moim prawdziwym mężem. Nigdy mnie nie dotknął...
Westchnienie Landry'ego zabrzmiało jak odgłos miechów w kuźni.
- Teraz wszystko rozumiem. To dlatego, że oczekujesz dziecka, ten nędznik przywiódł cię tutaj! Jego duma nie mogła tego ścierpieć! A więc tym bardziej muszę cię stąd wyrwać! Jutro, gdy zapadnie noc, wrócę po ciebie.
Twoim zadaniem będzie tylko zgaszenie ognia, jeśli twój strażnik go rozpali.
Kiedy się tu opuszczałem, myślałem, że się uduszę od dymu!
- Zgoda. Po zapadnięciu zmierzchu zgaszę ogień.
- Doskonale! A teraz weź to... Będziesz mogła się bronić!
Katarzyna poczuła, że Landry wkłada jej do dłoni coś zimnego sztylet. Przypomniawszy sobie, że przyjaciel nigdy się z nim nie rozstawał i że była to jego jedyna broń, chciała odmówić.
- A ty? Co zrobisz, jeśli natkniesz się na Niedojdę? Śmiech Landry'ego był niezwykle pocieszający.
- Wystarczą mi moje pięści! Nie mógłbym znieść myśli, że jesteś zdana na to zwierzę bez żądnej możliwości obrony. Teraz postaraj się zdrzemnąć. Śpij jak najdłużej, abyś nabrała sił. Przyniosę ci coś do zjedzenia... A teraz pora na mnie!
Jeszcze oparł ręce na jej ramionach i złożył na czole pocałunek.
- Odwagi! - wyszeptał. - I do jutra!
Po czym usłyszała, jak zbliża się do kominka, przydeptuje trzaskające drewienka i szuka końca sznura, który powinien był wisieć w przewodzie, jak wznosi się z wysiłkiem, powodując opadanie sadzy. Po chwili Katarzyna znowu została sama. Opatuliwszy się dokładniej kurtką Landry'ego i umościwszy się w słomie, próbowała zasnąć, lecz sen nie nadchodził. Nie mogła nawet zamknąć powiek. Nadzieja na rychłe uwolnienie spowodowała nieprzezwyciężone podekscytowanie. Godziny, które dzieliły ją od powrotu przyjaciela, wydawały się nieskończenie długie. Sekundy i minuty trwały całą wieczność. Jednocześnie powrócił strach...
Wyobrażała sobie niebezpieczeństwa, na jakie naraża się Landry, i wyolbrzymiała je do niebotycznych rozmiarów. Mógł obsunąć się i spaść z wieży, mógł spotkać olbrzymiego Niedojdę czy innych ludzi. Cała jej nadzieja zależała od tego jednego człowieka, młodego i odważnego, lecz mogącego natknąć się na silniejszego od siebie. Jeśli Landry zginie, nikt nigdy się nie dowie o jej losie. Będzie znowu zdana na obrzydliwego Niedojdę, na okrutnego Garina i nikt więcej nie przyjdzie jej z pomocą.
Nagle, jakby na potwierdzenie obaw Katarzyny, z głębi ciemności wydobyło się przeciągłe wycie. Zesztywniała z przerażenia, lecz po chwili uzmysłowiła sobie, że to mógł być tylko wilk. Mimo to jej serce ciągle biło jak szalone, nie mogąc się uspokoić. Przyciskając się do muru, odnalazła nóż Landry'ego i wsunęła go za bluzkę. Dotyk chłodnego ostrza uspokoił ją.
Gdyby Landry'emu przydarzyło się nieszczęście, będzie mogła skończyć z cierpieniami, ze strachem i głodem. Myśl o możliwym wybawieniu, rozpaczliwym co prawda, ale ostatecznym, dodała jej odwagi. Zaciśnięte muskuły rozluźniły się, a w zlodowaciałe serce wlało się trochę ciepła.
Trzymając rękę na bluzce, aby nie zgubić zbawiennego sztyletu, Katarzyna położyła się, układając obrożę w taki sposób, żeby jak najmniej ją raniła, i zamknęła oczy. Zapadła w płytki, nerwowy sen, pełen koszmarów.
Z tego złego snu wyrwał ją raptem promień światła, który ukazał się pod drzwiami, i zgrzyt ostrożnie otwieranych zamków. Niezbyt jeszcze przytomna, odskoczyła w stronę muru. Całkowite ciemności nie pozwalały się domyślić, która jest godzina. Odgadywała zbyt dobrze intencje nocnego gościa: Niedojda otwierał zamki, starając się nie robić hałasu, gdyż miał nadzieję, że zastanie ją śpiącą.