Zaledwie skończyła zdanie, raptownie otworzyły się drzwi. Do komnaty wpadł Walter. Był blady, a jego potargana odzież świadczyła o niedawno stoczonej walce. Nie pozwolił im nawet dojść do głosu.
- Pani Katarzyno! Musimy uciekać! I to natychmiast, jeśli tylko jest to w pani mocy. Ten zamek nie jest schronieniem, ale więzieniem.
Katarzyna poczuła, że blednie. Uniosła się, odpychając łagodnie Sarę, która z wrażenia upuściła trzymany w rękach grzebień.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Czy postradałeś zmysły?
- Chciałbym, aby tak było w istocie - rzekł z goryczą olbrzym. Niestety, pomyłka jest niemożliwa. Nie wiem, czy przyjęto cię z należnym szacunkiem, pani, ale ze mną żołnierze nie robili ceregieli. Kiedy spytałem o drogę do stajni, bym mógł zaprowadzić nasze mulice, jeden sierżant, uzbrojony po zęby, wyjął mi z rąk wodze i powiedział, że to nie jest już moja sprawa, bo teraz należą one do ich pana. Oczywiście zaprotestowałem. Wtedy sierżant wzruszył ramionami i rzekł: „Jesteś naiwny, człowieku, jeśli wyobrażasz sobie, że twoja kochanka będzie mogła opuścić Champtoce, zanim pan Gilles jej na to pozwoli. Mamy w tej sprawie rozkazy i radzę ci, żebyś stał się taki malutki, jak tylko potrafisz, bo będziesz miał kłopoty". W tym momencie, wyznaję to, pani Katarzyno, poniosła mnie złość. Złapałem tego człowieka za gardło! Nadeszli żołnierze i uwolnili go z moich rąk. Mogłem się wycofać, ale...
W tej właśnie chwili do pokoju Katarzyny wbiegł cały oddział żołnierzy. W mgnieniu oka Walter, mimo swej siły, został obezwładniony, i to tym łatwiej, że wymierzono weń trzy łuki, a dłuższy opór z jego strony oznaczałby parę strzał tkwiących w ciele. Ten widok rozwścieczył Katarzynę. Podeszła do oficera, który dowodził grupą, i przez zaciśnięte zęby rozkazała: - Proszę puścić tego człowieka i wyjść stąd! Macie czelność...
- Przykro mi, pani - rzekł oficer, unosząc z galanterią dłoń do hełmu - ale pani służący uderzył sierżanta, więc należy do nas. Muszę zaprowadzić go do więzienia.
- Jeśli go uderzył, to zrobił dobrze! Na Boga! Wydaje mi się, że dziwnie tu pojmujecie gościnność! Jak to? Zabieracie nam muły, poniewieracie moim sługą i jeszcze chcielibyście, aby pozwolił wam na to?
Puśćcie go, powiadam!
- Przykro mi, pani, ale mam taki rozkaz. Ten człowiek musi zostać uwięziony... Jestem tylko posłuszny poleceniom.
- I miał pan polecenie zatrzymania moich ludzi? - zapytała Katarzyna z goryczą. - A dlaczego w takim razie nie mnie? Dlaczego mnie nikt nie wtrąca do więzienia, przecież - jak mi się wydaje - nie będzie mi wolno zbyt szybko stąd wyjechać?
- Proszę spytać pana de Craona, szlachetna pani...
Oficer sztywno się ukłonił, dał znak swoim ludziom, by zabrali więźnia, i wyszedł. Walter odwrócił się na progu: - Nie kłopocz się o mnie, pani, i pamiętaj o mojej radzie: trzeba uciekać, kiedy tylko się da!
Katarzyna i Sara, skamieniałe, spoglądały za nim. Drzwi się zamknęły. Pociemniałe z gniewu oczy Katarzyny zwróciły się ku Sarze i spotkały z jej oczami.
- I to jest człowiek, którego radziłaś mi się wystrzegać! - powiedziała z goryczą. - Czy mogę jeszcze powątpiewać w jego lojalność?
- Przyznaję, że postąpił jak wierny sługa... nieważne, jakie uczucia nim powodowały - rzekła Sara, która trzymała się swoich poglądów. - Ale co teraz zrobisz?
- Przysięgam ci, że nie będę czekać ani chwili dłużej i dowiem się, co mnie jeszcze czeka w tym domu.
Gorączkowo, dygocącymi dłońmi, usiłowała zapleść ponownie warkocze, które dopiero rozpuściła, ale nie wychodziło jej to. Drżała z gniewu.
- Ja to zrobię! - przerwała jej Sara, zabierając się do czesania. - A ty zmienisz suknię. Musisz się prezentować jak najbardziej godnie... a nie jak jakaś Cyganicha!
Katarzyna nie miała bynajmniej ochoty do śmiechu. Usiadła sztywno, by Sara mogła upiąć kunsztowne uczesanie i strzepnąć z niej pył podróży. Przez cały czas smukłe palce Katarzyny splatały się i rozplatały na kolanach.
Kiedy zabrzmiał gong, Katarzyna była gotowa. Sara odziała ją w suknię z aksamitu, przybraną dwiema falbanami z koronki. Wyglądała pięknie i prawie dostojnie. Wymknęła się ze zręcznych rąk Sary i skierowała w stronę drzwi z taką determinacją, że Cyganka nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Wyglądasz jak mały kogucik, który ma stoczyć walkę - rzuciła.
- A ty - skarciła ją młoda kobieta - jesteś w takim dobrym położeniu, że możesz sobie pozwolić na żarty...
Wejście Katarzyny do wielkiej komnaty, gdzie nakryto do kolacji, przerwało opowiadanie myśliwskie, które na intencję Jana de Craona i Katarzyny de Rais upiększała, energicznie gestykulując, wysoka, chuda kobieta o siwiejących włosach, potężnym nosie, uderzająco podobna do starszego pana. Odziana w podbitą złotem satynową suknię koloru zwiędłych liści, której rękawy ciągnęły się po ziemi, naśladowała lot myśliwskiego sokoła, a gdy zauważyła wchodzącą Katarzynę, zamarła z rozpostartymi rękami.
- Dobry wieczór, moja droga! Jak to dobrze, że pani nas odwiedziła!
- rzuciła przyjaźnie, po czym w najlepsze wróciła do swego opowiadania o polowaniu, które przyniosło w rezultacie dwie czaple i dwa zające.
Wreszcie zakończyła, mówiąc: - A wszystko po to, by wam powiedzieć, że po takim dniu umieram z głodu. Siadajmy do stołu!
- Chwileczkę! - ucięła smutno Katarzyna. - Zanim usiądziemy do stołu, pragnę się dowiedzieć, gdzie mam usiąść: czy przy stole gospodarzy, czy też przy stole więziennym?
Nieustraszonym myśliwym była ni mniej, ni więcej tylko Anna de Sille, babka Katarzyny de Rais, z którą Jan de Craon ożenił się rok po ślubie Gilles'a. Spojrzała teraz na młodą kobietę z niekłamanym zdumieniem, z lekka zabarwionym podziwem.
- Do pioruna! - rzekła.
Stary Craon zmarszczył jednak brew, a jego dolna warga zwisła w złowróżbnym grymasie.
- Więziennym? - spytał. - Skąd, u diabła, przyszło to pani do głowy?
Przemawiał tonem suchym i z niezbyt zachęcającą miną, ale Katarzyna była zbyt zagniewana, by dać się zbić z tropu. Chłodno zmierzyła wzrokiem gospodarza.
- Przyszło mi to do głowy dlatego, że zaledwie w godzinę po moim przybyciu zaaresztowano na moich oczach mego giermka, gwałcąc w ten sposób święte prawo gościnności.
- Ten człowiek uderzył strażnika. Wydaje mi się, że jest to postępek, który zasługuje na karę.
- Sama bym ją wymierzyła, gdyby nie to, że jego czyn spowodowany był dziwnymi słowami. Przeszkodzono mu zająć się naszymi mulicami pod pretekstem, że teraz są już pańską własnością i że skądinąd nie będą mi już potrzebne, zostanę bowiem tu znacznie dłużej, niż zamierzałam.
Każdy sługa, jeśli jest choć trochę oddany swej pani, wzburzyłby się, słysząc takie domniemanie, i jeśli chce pan wiedzieć, jakie jest moje zdanie w tej materii, to pański sierżant nie został przykładnie ukarany...
Jan de Craon wzruszył ramionami.
- Żołnierze nie zawsze są zbyt mądrzy - rzekł ponuro. - Nie należy przywiązywać wagi do tego, co mówią.
- W takim razie istnieje dobry sposób na to, byś mógł mnie przekonać o swej dobrej woli. Każ uwolnić mego giermka i przygotować moje muły; wówczas przeproszę za wszystko, co powiedziałam... i wyruszę w drogę dziś wieczór wraz ze służącymi.
- Nie!
Słowo przecięło napiętą ciszę, jaka zapanowała po ostatnich słowach Katarzyny, która czuła, że obie kobiety wstrzymały oddech, a ich niespokojne oczy biegały od niej do starszego pana i z powrotem. Jej krtań zacisnęła się z wrażenia. Z trudem przełknęła ślinę, ale nie drgnęła. Nawet udało się jej pogardliwie uśmiechnąć.