Выбрать главу

- W ten sposób nigdy nie dojdziemy do ładu - wymamrotała Mahaut.

- Saro, zejdź, proszę, do kuchni i każ przynieść tu balię, tylko dużą! I kilka wiader gorącej wody. Trzeba go wykąpać.

Sara zniknęła, ale natychmiast w drzwiach pojawił się Xaintrailles, a za nim Jakub Coeur. Zatroskany Xaintrailles podszedł do łóżka i stanął za plecami Katarzyny, która także zaczęła niezwykle delikatnie zdejmować z Arnolda strzępki materiału przyklejone do ciała. Rzuciła mu szybkie spojrzenie.

- Skąd go wyciągnąłeś, że jest w takim stanie? Z lochu?

- Prawie! Był na dnie potwornego rowu, do którego przeciekała woda z Loary. Błotnista podłoga chyba nigdy nie wysychała. Był przykuty do ziemi, na nogach i rękach miał kajdanki. Tkwił tak w całkowitej ciemności. Podawano mu pożywienie... a raczej to, co nazywano pożywieniem, przez dziurę. Drzwi opieczętowano. Musieliśmy je wyważyć. Strażnik, który go pilnował, brutal, czarnoskóry garbus, był silny jak byk. Trzech mężczyzn nie mogło mu sprostać.

- Co z nim zrobiliście?

- Co robi się ze szczurami? Rozdeptuje się je. Zarżnąłem go na miejscu i zostawiłem. Potem zabrałem Montsalvy'ego. Wyznam ci, że myślałem, iż Arnold nie żyje. Nie ruszał się, ale zauważyłem, że słabo oddycha. Dałbym wszystko, by mieć lekarza pod ręką. Jeden z moich ludzi nieco uczył się u mnichów. Dał mu trochę mleka, gorącego bulionu, ale nie mieliśmy już czasu, by dłużej się tam zatrzymać. Trzeba było działać szybko. Zawinęliśmy go w palto, najlepiej jak mogliśmy, i wziąłem go na swego konia. Trzymając go niczym dziecko, dojechałem aż do Bourges, gdzie znalazłem u dzierżawcy mistrza Jakuba ten wózek, drewno i strój. I, Bóg mi świadkiem, Katarzyno, przez całą drogę drżałem, że przywiozę ci zwłoki. La Tremoille i jego klika muszą za to zapłacić.

- Na razie - rzekła twardo Katarzyna - zarżnięto mu tylko strażnika. .

- Zabito dwudziestu żołnierzy i podpalono zamek! - dokończył spokojnie Xaintrailles. - Za kogo mnie bierzesz? Robimy, co możemy, czego chcesz więcej? Mimo że się spieszyłem, znalazłem czas, by podłożyć ogień.

- Wybacz, proszę! - rzekła Katarzyna, spuszczając oczy.

Dwaj służący z trudem przydźwigali balię, w której zanurzono prześcieradło, a następnie napełniono ją gorącą wodą. W tym czasie mistrz Jakub nieruchomo wpatrywał się w ocalonego Arnolda, nie odzywając się ani słowem. Jego oczy biegły od wielkiego bezwładnego ciała do czystego profilu Katarzyny, który wyraźnie rysował się na tle płomienia świec, i jej długich rzęs rzucających łagodne cienie na policzek. Stojąca z drugiej strony łóżka Mahaut napotkała jego spojrzenie i rzekła: - Trzeba wezwać lekarza. Im szybciej, tym lepiej.

Jakub Coeur drgnął jak człowiek, którego ktoś brutalnie obudził.

Skierował się ku drzwiom.

- Pójdę po niego sam - powiedział tylko. I wyszedł, stłumiwszy westchnienie.

Odkąd wszedł do pokoju, Katarzyna ani razu nie zwróciła na niego uwagi. W swym cierpieniu zjednoczyła się z człowiekiem na wpół umarłym, który był już tylko cieniem siebie samego...

Katarzyna, Xaintrailles i Sara niesłychanie ostrożnie unieśli Arnolda z łóżka i zanurzyli w balii, do której Mahaut wlała właśnie cały flakonik olejku aromatycznego i dodała pęczek korzeni prawoślazu. Wycieńczone ciało o szarej skórze powlekającej słabe mięśnie znikło w parującej wodzie. W tej samej chwili Arnold otworzył oczy, które były dziwnie czerwone i pokryte plamami. Jego wargi poruszyły się. Wydobyły się z nich takie nieartykułowane dźwięki, że Xaintrailles zamarł.

- Na rany Chrystusa! - jęknął.

Obydwiema rękami uchwycił głowę przyjaciela, siłą otworzył mu usta, zajrzał do środka i puścił go z westchnieniem ulgi: - Bałem się - wybełkotał - że obcięto mu język.

W odpowiedzi usłyszał pełen przerażenia jęk Katarzyny, ale młoda kobieta nie patrzyła w jego stronę. Powoli przesunęła rękę przed szeroko otwartymi oczami ukochanego, następnie podniosła na Xaintrailles'a oszalały wzrok.

- Wydaje się... że nic nie widzi! Jego oczy nie poruszają się nawet wtedy, gdy przybliżam do nich rękę.

- Wiem - rzekł ponuro kapitan. - Kilka razy doznałem tego samego wrażenia w czasie podróży. Ale... - dorzucił spiesznie, widząc, że z fiołkowych oczu młodej kobiety trysnęły łzy - nie przerażaj się, moja droga. To może brać się z tego, że jest nieprzytomny. Musimy poczekać na lekarza.

Kąpiel trwała dłuższy czas. Stopniowo woda w balii mętniała. Tłuste błoto, kawałki poszarpanego materiału, robactwo - wszystko to spadało z ciała, którego skóra nareszcie zaczęła odzyskiwać ludzki kolor. Na piersi i plecach pojawiły się wyraźne długie pasma, podpuchnięte i podbiegłe krwią.

- Co z nim robili? - spytała stara Mahaut, rzucając w stronę Xaintrailles'a oskarżycielskie spojrzenie.

Odwrócił głowę i poprawił dymiącą świecę.

- Biczem! Wiele razy... - odpowiedział ochryple. - Piękna pani de La Tremoille umie się mścić, kiedy się ją lekceważy. Był traktowany gorzej niż zwierzę... i widzisz, jakie są rezultaty jego wierności!

Katarzyna zazgrzytała zębami. Wściekłym ruchem odrzuciła kosmyk włosów, który opadł na jej policzek, i spojrzała na Xaintrailles'a płonącymi oczami.

- Zapłaci mi za to! - warknęła. - Ona mi zapłaci za wszystko wcześniej czy później, za jego cierpienia, za mój ból! Zapłaci mi krwią i łzami.

Drżała jak listek, klęcząc przy balii w kałuży wody. Rękami opierała się o prześcieradło, którym wyścielono dno, aby szorstkie drewno nie raniło Arnolda. Xaintrailles łagodnie podniósł ją i na chwilę przytulił do siebie, otaczając kojącym ciepłem swoich ramion, jak gdyby chciał jej przekazać własną moc.

- Pozwól Montsalvy'emu nabrać sił - rzekł poważnie. - On zawsze umiał regulować swe rachunki, chyba wiesz coś o tym. Są takie kobiety, które pokonać musi mężczyzna!

Z twarzą w rozdartej koszuli kapitana Katarzyna pociągnęła parę razy nosem, wreszcie wykrztusiła cienkim głosikiem, który świadczył o jej zniechęceniu: - Ale widzisz przecież, że on jest tylko cieniem siebie samego...

- Nie wierzysz w to chyba, ja też nie! Tak często widywałem Arnolda na pół martwego, podobnie jak i innych mych towarzyszy broni, że nie uwierzę w jego śmierć, chyba że będzie zimny i sztywny. A i to nie!

Właśnie ułożono osuszonego starannie Arnolda do łóżka, kiedy wrócił Jakub Coeur i zapowiedział wizytę lekarza. Walter i dwaj służący wynieśli balię wypełnioną brudną wodą.

Teraz, gdy Arnold leżał już na białych prześcieradłach, jego tragiczna chudość widoczna była jeszcze bardziej niż przedtem. W kąpieli Xaintrailles sam ogolił przyjaciela, odsłaniając wynędzniałą twarz o pooranej skórze, a cieniutka warstwa ciała ujawniała wyraźnie kości i drobne blizny -ślady dawnych ciosów miecza.

Wydawał się młodszy. Widok nieruchomo leżącego mężczyzny, kojarzącego się z kamiennym posągiem, jeszcze bardziej poruszał i rozbrajał. Katarzyna przypominała sobie przez łzy, jak został ranny w drodze do Flandrii. Tamtego wieczoru także leżał nieruchomy i pokonany, ale pełen sił, pełen mocy. Czuło się, że w tym zranionym ciele kipiało życie i że waleczny wojownik po odzyskaniu przytomności od razu stanie na nogi.

Dziś wieczór miało się wrażenie, że Arnold śpi snem, który nie ma końca... Zrozpaczona Katarzyna oddałaby wszystkie lata, które jej jeszcze zostały, by otworzył oczy i uśmiechnął się do niej.

Wejście nowej osoby wyrwało ją z tej bolesnej kontemplacji. Nie bez trudu, tak bowiem była pogrążona w tym rozdzierającym tete-a-tete, że wszyscy obecni dla niej zniknęli. Zaledwie uświadamiała sobie wyprostowaną postać Sary, która siedziała na brzegu łóżka, z plecami opartymi o kolumienkę, i przyspieszony oddech Xaintrailles'a za jej plecami. Ale nowo przybyły mógł ściągnąć na siebie uwagę nawet najbardziej roztargnionej osoby. Wysoki, chudy, nieco przygarbiony, miał twarz wąską i żółtą, orli nos i małe, głęboko osadzone oczy pod czarnymi brwiami. Długie włosy - dziwnie splecione w warkoczyki - opadały mu na chude ramiona, gdzie łączyły się z czarną brodą, która zdawała się składać z hebanowych wiórów. Na czarnej, znoszonej sukni zwracała uwagę żółta łata. Oszołomiona Katarzyna zatrzymała na niej wzrok. Przybyły uchwycił to spojrzenie i zaśmiał się sucho.