- Czy obawiasz się, pani, dzieci Izraela? Przysięgam, że nigdy nie uśmierciłem ani nie spopieliłem żadnego niemowlęcia, jeśli takie żywisz obawy...
Jakub Coeur odezwał się, zanim Katarzyna zdążyła odpowiedzieć: - Rabin Mosze ben Jehuda jest najbardziej uczonym lekarzem w naszym mieście. Studiował na uniwersytecie w Montpellier - rzekł kuśnierz - I nikt lepiej niż on nie wyleczy mego gościa. Wzywałem go wiele razy, gdyż jest zręczny i mądry.
- Czyż w tym mieście nie ma żadnego chrześcijańskiego lekarza? spytał, lekko się krzywiąc, Xaintrailles. - Słyszałem, że mistrz Aubert. .
- Mistrz Aubert jest osłem, który zabije twego przyjaciela rychlej niż kaci La Tremoille'a. Po medycynie arabskiej nauka Hebrajczyków jest dziś najpotężniejsza. Zaczęła się rozwijać w Salerno, gdzie działał słynny Trotula.
W czasie gdy Jakub przemawiał, Mosze ben Jehuda, wzruszywszy ramionami, zbliżył się do łóżka i zmrużonymi oczami przyglądał się choremu.
- Jest nieprzytomny - szepnęła Katarzyna. - Czasami otwiera oczy, ale nie widzi nic. Bełkoce jakieś niezrozumiałe słowa i...
- Wiem! - uciął lekarz. - Mistrz Coeur wyjaśnił mi wszystko. Chcę go zbadać... Zechce się pani odsunąć.
Katarzyna cofnęła się z żalem. Ten wysoki czarny mężczyzna nachylający się nad Arnoldem wydał się jej postacią złowróżbną, bała się go. Miał taki ponury wygląd! A jednak musiała mu przyznać niezwykłą zręczność. Jego długie, giętkie palce przebiegły szybko całe ciało rannego, zatrzymując się na spuchniętych ranach po razach zadanych biczem.
Niektóre z tych ran ropiały. Głuchym głosem zażądał miski z czystą wodą, następnie wina. W mgnieniu oka podano mu, o co prosił. Sara i Mahaut wisiały spojrzeniem na jego ustach niemal tak jak Katarzyna.
Umył ręce, zanim dotknął twarzy Arnolda. Uniósł mu powieki i długo badał chore oczy. Wydał z siebie lekki świst.
- Czy... czy to poważna sprawa? - spytała nieśmiało Katarzyna.
- Nie umiem pani powiedzieć. Kilkakrotnie widziałem już podobne przypadki ślepoty u więźniów. To schorzenie bierze się, jak sądzę, z zepsutego pożywienia, jakim karmi się uwięzionych. Hipokrates nazywał je keratis.
- Czy... czy to znaczy, że zawsze już będzie niewidomy? - zapytał teraz Xaintrailles tak zaniepokojonym głosem, że Katarzyna instynktownie wyciągnęła doń rękę. Ale rabin Mosze potrząsnął czarnymi warkoczykami.
- Któż może to wiedzieć? Niektórzy pozostają ślepi, inni odzyskują wzrok, czasem nawet w niedługim czasie. Dzięki Najwyższemu wiem, jak należy leczyć, i mam szansę na powodzenie.
Cały czas mówiąc, zabrał się do dzieła. Obmył starannie wszystkie rany winem, następnie nasmarował je maścią sporządzoną z baraniego łoju, proszku z kadzidła i terpentyny. Wreszcie nałożył bandaż z delikatnego płótna. Na oczy chorego rabin Mosze ben Jehuda nałożył kataplazm z liści belladony i oleju palmowego, zalecając, by zmieniano okład codziennie.
- Proszę go karmić kozim mlekiem i miodem - rzekł na koniec. Musi być zachowana nieskazitelna higiena. Jeśli będzie cierpiał, proszę mu dać kilka ziaren maku. Zostawię wszystko, co trzeba. Wreszcie, módlcie się do Pana, aby się zmiłował nad wami, tylko On bowiem może wszystko, tylko On włada życiem i śmiercią.
- Ale - rzekła Katarzyna, która zbliżyła się do Arnolda, gdy tylko lekarz odsunął się od niego, i wzięła jedną z jego rąk w swoje - będzie pan przychodził co dzień go zbadać, nieprawdaż?
Rabin Mosze uśmiechnął się z goryczą i nie odpowiedział. Zamiast niego zabrał głos zażenowany Jakub Coeur: - Niestety, ta wizyta będzie ostatnia. Rabin Mosze wraz ze swymi współwyznawcami muszą opuścić nasze miasto dziś w nocy! Rozkaz króla jest kategoryczny: o wschodzie słońca wszyscy Żydzi muszą być poza murami miasta, pod karą śmierci. Już i tak zatrzymałem rabina Moszego, który miał właśnie wyjeżdżać!
Po tych słowach zapanowała śmiertelna cisza. Katarzyna wstała powoli i spoglądała kolejno to na Jakuba, to na lekarza.
- Ale... dlaczego wydano taki rozkaz? Odpowiedział jej jadowity głos Xaintrailles'a: - Dlatego, że La Tremoille nigdy nie ma dosyć złota. Udało mu się wreszcie uzyskać, jak widzę, ten edykt wymierzony w Żydów. Wygania się ich, ale, oczywiście, nie wygania się ich złota. Muszą wyjechać, nie zabierając swych dóbr. Jutro kufry La Tremoille'a będą pełne! I przypuszczam, że gdy je opróżni, weźmie się za następnych, na przykład za Lombardczyków.
Ta wieść, która dotyczyła jej tylko pośrednio, była jednak dla Katarzyny ową kroplą, która przelała kielich. Nerwy odmówiły jej posłuszeństwa. Wstrząsana gwałtownym szlochem upadła u stóp łóżka, wydając nieartykułowane okrzyki. Całe jej ciało trzęsło się i skręcało, czasami sztywniejąc w czymś w rodzaju bolesnego skurczu. Sara podbiegła do niej i spróbowała ją podnieść, ale na próżno. Złapała się jednej z kolumienek łóżka i trzymała się jej kurczowo. Dał się słyszeć jej jęk: - La Tremoille! La Tremoille! Nie chcę więcej... słyszeć tego nazwiska!... Nie chcę więcej... Nigdy... Nigdy! On nas wszystkich rozszarpie... Trzymajcie go! Trzymajcie go! Nie widzicie, jak się śmieje tam w cieniu... Zatrzymajcie...
Lekarz energicznie postawił na ziemi sakwę, którą już uprzednio wziął, i ukląkł przy młodej kobiecie. Ujął jej głowę i masował łagodnie, szepcąc po hebrajsku słowa ukojenia czy egzorcyzmy. Katarzyna zmagała się z wewnętrznym demonem, ale zaczęła się uspokajać pod giętkimi dłońmi rabina Moszego. Jej ciało rozkurczyło się, potoki łez trysnęły z oczu i niepostrzeżenie wyrównał się oddech.
- To dla niej zbyt wiele! - rzekł spokojnym głosem mistrz Jakub. Już tyle wycierpiała z powodu tego mężczyzny.
- Niestety, nie tylko ona - rzekł ponuro Xaintrailles. - W całym królestwie ludzie cierpią i płaczą za przyczyną La Tremoille'a...
Na twarzy kuśnierza zastygł gorzki uśmiech, natomiast jego głos nabrał pogardliwej barwy: - I kapitanowie, żołnierze tolerują to? Jak długo jeszcze, wielmożny panie, pan i panu podobni pozwalać będziecie na wszystko temu nędznikowi?
- Tak długo, jak to będzie konieczne, mistrzu Jakubie, może pan być tego pewien! - odparł ostro kapitan. - Trzeba mieć czas na zebranie odpowiedniej liczby myśliwych, tak aby mogli zagonić dzika do legowiska. Na razie myśliwi są rozproszeni. Trzeba, żeby wrócili z czterech stron świata.
Atak Katarzyny dobiegi końca. Oparta na ramieniu Sary, wstała, nieco zawstydzona, że tak sobie pofolgowała. Mahaut chciała ją zaprowadzić do łóżka, ale odmówiła.
- Teraz już mi lepiej. Zostanę przy nim. Nie będę mogła usnąć tej nocy, czuję to. Gdyby miał...
Nie śmiała jednak do końca wyrazić swej obawy, że mogłoby jej tutaj nie być, gdyby Arnold miał zgasnąć w nocy, ale Xaintrailles zrozumiał i tak.
- Będę czuwał razem z tobą, Katarzyno. Śmierć nie odważy się wydrzeć go nam obojgu.
Całą noc Katarzyna, Sara i Xaintrailles zmieniali się u wezgłowia Arnolda, nasłuchując jego oddechu, wypatrując najdrobniejszych oznak zasłabnięcia. Dwa lub trzy razy oddech rannego się zatrzymał i natychmiast stawało również na chwilę serce Katarzyny. Mimo zmęczenia spędziła wiele godzin na kolanach, modląc się gorąco, podczas gdy Sara czy Xaintrailles kolejno czuwali. Ta noc nabrała dla niej znaczenia symbolu. W rozpaczy i niepokoju przekonywała siebie samą o doniosłości tych godzin, które upływały tak wolno. „Jeśli dożyje do świtu - pomyślała - będzie uratowany". Ale czy będzie jeszcze żył, gdy słońce oświetli na nowo ziemię? Na odchodnym rabin Mosze nie ukrywał, że skrajne osłabienie Arnolda stanowi największe niebezpieczeństwo. Podał mu kilka łyżek mleka z miodem, następnie, dla zapewnienia mu spokojnego wypoczynku, napoił go naparem z maku. Katarzynę niepokoił jednak najbardziej całkowity bezruch chorego. Wydawało się, że wystarczy jakiś drobiazg, by zgasło wątłe światełko jego żywota, które jeszcze się w nim tliło.