Выбрать главу

- Z kim chcesz regulować rachunki? Z tą dziewczyną?

- Nie. Wystarczy ją przegonić. Muszę porozmawiać z Arnoldem.

Musi się dowiedzieć, co zdarzyło się Michałowi i mnie. Myślę, że tym razem zgodzi się mnie posłuchać. Chyba że znów ucieknie przede mną, tak jak to czynił przez ostatnie dni.

Niepokój przebijający z głosu Katarzyny poruszył Sarę. Ujęła młodą kobietę za ramiona, przycisnęła ją do siebie na chwilę, tak że Katarzyna czuła mocne, równe uderzenia serca swej wiernej przyjaciółki. Na krótką chwilę oparła czoło w zagłębieniu jej ramienia.

- Już nic nie wiem, Saro! Co mam o tym myśleć? W co mam wierzyć? Stał się taki dziwny w ostatnich czasach. Co mu zrobiłam takiego? Czemu ode mnie ucieka?

- Wydaje mi się, że nie tylko od ciebie.

- Nie. Ale ucieka przede wszystkim ode mnie. Zbyt mocno go kocham, by nie odczuwać tego całym ciałem. I dlaczego, dlaczego?

Sara milczała jakiś czas. Ponad głową Katarzyny uniosła twarz pełną współczucia. Przycisnęła mocno usta do delikatnej skóry jej skroni.

Westchnęła.

- Może nie od ciebie ucieka. Widzisz, zdarza się, że mężczyzna ucieka od siebie samego. I to jest o wiele gorsze!

Rozdział czternasty

Przeciwniczka

Łaźnia w Carlat była archaiczna i prymitywna. Nie wytrzymywała porównania z obszernymi, malowanymi salami, obwieszonymi haftowanymi tkaninami, w których mieszkańcy pałacu Burbonów kąpali się w kadziach z polerowanej cyny czy cyzelowanego srebra. Tutaj było tylko jedno pomieszczenie z kamienną kadzią w środku. Obok kadzi znajdował się duży kocioł z wodą, którą podgrzewano na żelaznym trójnogu, umieszczonym pod otworem wentylacyjnym. W drugim kącie zwykła drewniana deska służyła jako stolik do masażu. Rowek wyżłobiony w ziemi aż do otworu w murze zapewniał odpływ wody. W pomieszczeniu panował półmrok. Schodziło się do niego po trzech schodkach wykutych bezpośrednio w skale i tylko jedna lampka ukryta za żelaznym okratowaniem oświetlała izbę.

Katarzyna zastała drzwi do łaźni otwarte, a tęga dziewczyna, czerwona i żwawa, która pełniła funkcję łaziebnej, właśnie przeciskała się na zewnątrz. Znalazłszy się nos w nos z Katarzyną, poczerwieniała jeszcze bardziej.

- Dokąd idziesz? - spytała Katarzyna. - Powiedziano mi, że mój mąż się tu kąpie. Czy już skończył?

Dziewczyna jeszcze bardziej poczerwieniała, rzuciwszy trwożne spojrzenie na drzwi. Zanim odpowiedziała, odsunęła się dalej od nich.

- Nie, proszę jaśnie pani. Przeciwnie, on tutaj jest.

- No więc?

Łaziebna opuściła głowę. Jej grube palce nerwowo mięły niebieski, wilgotny fartuch. Spojrzała na Katarzynę spode łba i powiedziała szybko: - Panienka dała mi srebrny pieniążek, żebym ustąpiła jej miejsca, kiedy jaśnie pan będzie się kazał namaścić oliwą. Ona. . ona się ukryła za grubym filarem, tam w środku.

Piękna twarz Katarzyny również poczerwieniała, ale z wściekłości, a przelękniona dziewczyna uniosła instynktownie ramię, by się uchronić przed spodziewanym ciosem. Pani Montsalvy wskazała jej tylko wyjście ruchem ręki: - Idź stąd.. i trzymaj język za zębami!

Dziewczyna oddaliła się, o nic nie pytając. Gdy Katarzyna została sama, zbliżyła się do uchylonych drzwi. Z wnętrza nie dochodził żaden hałas oprócz plusku wody wypływającej z kadzi. Katarzyna zerknęła.

Widok, który ujrzała, kazał jej zacisnąć pięści, ale olbrzymim wysiłkiem woli pohamowała się i zachowała ciszę. Chciała zobaczyć, co się będzie działo.

Arnold leżał na brzuchu, z głową ukrytą w skrzyżowanych ramionach. Maria, która stała obok niego, polewała oliwą z niebieskiej, szklanej fiolki jego plecy, a następnie powoli rozprowadzała ją po całym ciele. Nie poruszał się. Wąskie, brunatne dłonie dziewczyny z nabożeństwem wodziły po mięśniach, które w czerwonym świetle przybierały dziwne kształty. Skóra lśniła jak brązowy jedwab. Katarzyna, zahipnotyzowana, nie mogła odeń oderwać oczu. Miała ostrą, niemal bolesną świadomość, że ten masaż był pieszczotą dla przesuwających się, błądzących po ciele Arnolda rąk. Twarz i szyja Marii pokryły się kropelkami potu, lśniącymi w blasku płomienia. Oddech dziewczyny stał się krótki, zadyszany. Było jasne, że leżący mężczyzna wzbudza w niej namiętność. Katarzyna, ogarnięta szałem zazdrości, zazgrzytała zębami.

Ujrzała, jak Maria zwilża czubkiem języka wyschnięte wargi...

Nagle dziewczyna straciła głowę. Nachyliła się jeszcze bardziej i przycisnęła usta do ramienia Arnolda.. W głowie Katarzyny rozszalał się płomień wściekłości - rzuciła się do przodu z rozczapierzonymi pazurami.

Zaskoczony Arnold poderwał się, ale Katarzyna była już na Marii, oderwała ją od męża i cisnęła na ziemię. Maria zawyła, chciała wstać, lecz Katarzyna przygniotła ją swoim ciężarem. Ogarnięta furią, straciła całkowicie panowanie nad sobą. Zaczęła walić pięściami w twarz rywalki, mierząc w oczy, krtań, pragnąc ją zabić. Jej rozgorączkowany umysł ogarnięty był jedną tylko myślą - zniszczyć to zuchwałe oblicze, przygasić ten blask zielonych oczu, zgnieść żmiję raz na zawsze. Jednak Maria po chwilowym zaskoczeniu przeszła do obrony. W chudym ciele dziewczyny kryła się potężna siła. Uniósłszy nogi, zadała tak mocny cios kolanem w pierś Katarzyny, że ta, tracąc oddech, musiała rozluźnić uścisk. Jednym ruchem Maria podniosła się i ona z kolei skoczyła na rywalkę.

Arnold, który już wstał, najpierw w osłupieniu obserwował obie kobiety zwarte w dzikiej walce, szybko jednak wziął się w garść, złapał lniany ręcznik pozostawiony na stole i owinął się nim wokół bioder.

Następnie schwycił Marię, która była teraz górą, pchnął ją za siebie, nie wypuszczając jej z ręki, a potem dość ostro podniósł Katarzynę, którą postawił tak, żeby utrzymała się na nogach. Nienawiść oślepiła obie kobiety tak dalece, że musiał użyć całej siły, by trzymać je od siebie w pewnej odległości.

- Dosyć już tego! - ryknął. - Co się z wami dzieje? Przede wszystkim, Mario, co ty tutaj robisz?

- Niech sama powie! - krzyknęła Katarzyna. - Ta wywłoka kupiła od łaziebnej prawo nacierania cię oliwą. Ukryła się tutaj, gdy się kąpałeś. .

Pomysł ten wydał się Montsalvy'emu tak groteskowy, że zaczął się śmiać. Katarzyna usłyszała jego śmiech po raz pierwszy od dwóch tygodni.

Zobaczyła teraz, jak bardzo zeszczuplał. Zresztą ten śmiech nie obejmował jego oczu, które nadal pozostały smutne i bezbarwne. Mimo wszystko zabrzmiał on w uszach Katarzyny jak obelga.

- Uważasz, że to zabawne? Będziesz się jeszcze bardziej śmiał, jak się dowiesz, że ona próbowała nas zabić, najpierw mnie, a potem Michała... Gdyby nie Walter, byłabym już martwa. Gdyby nie Sara, nie miałbyś już syna.

Arnold zbladł, ale Maria nie zostawiła mu czasu na odpowiedź.

- Jeśli jeszcze wątpisz w to, że twoja żona oszalała, to cię to powinno oświecić! Ja miałabym próbować ją zabić? Chciałabym wiedzieć, w jaki sposób...

- Niech pani będzie spokojna, już ja mu powiem, w jaki sposób...

Starając się uspokoić choćby trochę, Katarzyna opowiedziała wszystko, co się zdarzyło od chwili, gdy żołnierz wybiegł z jej pokoju. Nie pominęła żadnego szczegółu. Kiedy doszła do zeznań Escorneboeufa, Maria wzruszyła ramionami i zaczęła się śmiać.

- Ten człowiek kłamie. Powiedziałby wszystko, żeby uratować własne życie. Co zaś się tyczy zdarzenia w forcie, lepiej pani zrobi, jeśli pani powie prawdę.

- Jaką prawdę? - krzyknęła Katarzyna.

- Tylko jedną - odparła Maria z uśmiechem pełnym żółci. - Że miała pani schadzkę w forcie z tym niezgrabiaszem. Wszyscy wiedzą, że to pani kochanek!