Spróbowała się podnieść i wyciągnąć rękę, lecz na próżno.
Wstrząsana zimnymi dreszczami, ciężko opadła na posłanie... Gdzieś wpobliżu słychać było czyjeś głosy. Była to pora wieczerzy, ludzie musielisiadać do stołów. Jednak te odgłosy, te wszystkie oznaki życia były jej takobce, jakby została zamurowana w środku jakiejś wielkiej góry.
Zamknęła oczy i westchnęła boleśnie...
Hałasy dochodzące z dołu zagłuszyły ciche skrzypienie drzwi. Wstronę posłania prześlizgnęła się wysoka postać. Nieznajomy oparł jednokolano na łóżku i położył rękę na ramieniu Katarzyny. Pod jej dotknięciemdziewczyna zadrżała. Z trudem otworzyła powieki i ujrzała pochyloną nadsobą twarz Maclarena. Ale nie zdziwiło jej to wcale. Była w staniecałkowitego zobojętnienia i nic już nie mogło jej zaskoczyć.
- Nie spałaś, pani... Cierpisz i niepotrzebnie torturujesz swe serce. .
W głosie kapitana brzmiała ukryta złość. Katarzyna wyczuła jegozdenerwowanie, lecz nie starała się wcale poznać jego przyczyny.
- Jakie znaczenie może to mieć dla ciebie, panie?
- Jakie znaczenie? Otóż od wielu miesięcy przypatruję ci się, pani, zbardzo daleka! Nigdy nie zwróciłaś najmniejszej uwagi na żadnego z nas,no, może z wyjątkiem pana Kennedy'ego, ponieważ go potrzebowałaś!
Wszyscy wiemy, że wiele wycierpiałaś, lecz w naszych północnychkrajach nie wylewa się długo próżnych łez. U nas życie jest zbyt ciężkie,by marnować je na łzy i westchnienia!
- Po co te słowa? Powiedz jasno, o co ci chodzi. Jestem takazmęczona...
- Zmęczona? A któż w dzisiejszych czasach nie jest zmęczony? Czysądzisz, że tylko ty cierpisz na tym padole łez? Czy tylko ty to potrafisz;schować się w ciemnym kącie jak zaszczute zwierzę i wylewać łzy bezopamiętania?
Zapomnieć, kim jesteś, zapomnieć, że jesteś kobietą z krwi i kości!
Jego twardy, pogardliwy, a zarazem ciepły głos przeszywał bolesną,lecz bezpieczną zasłonę, za którą była schowana. W gruncie rzeczy czułaniejasno, że miał rację.
- U nas - mówił dalej - również umierają mężczyźni, powolną lubnagłą śmiercią, ich żony cierpią podobnie, sercem i ciałem, lecz żadna znich nie ma czasu użalać się nad sobą. Życie jest codzienną walką, a łzy iwestchnienia to zbytek.
Katarzyna z trudem usiadła na posianiu, przyciskając do piersikołdrę.
- No i co z tego? Do czego zmierzasz, panie? Dlaczego nie zostawiszmnie w spokoju?
Maclaren uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem, widząc wkońcu jakąś reakcję.
- Właśnie do tego zmierzam!... I jeszcze do tego...
W tej samej chwili chwycił ją w ramiona, zanim zdążyła sięzorientować w jego zamiarach. Położył dłoń na jej włosach, delikatnieodchylił jej głowę do tyłu i wpił się w jej usta. Próbowała go odepchnąć,lecz na próżno. Usta Maclarena były ciepłe i miękkie, a uścisk jego ramionwzbudził w niej poczucie bezpieczeństwa. Wkrótce, mimo woli, poczuładziwną przyjemność, taką jak wtedy, kiedy ją leczył. Przestała myśleć ipoddała się swemu kobiecemu instynktowi, staremu jak świat, którynakazywał jej znaleźć przyjemność w bliskości mężczyzny. Jedni upijająsię, ażeby zapomnieć, lecz pieszczoty i miłość także upajają, a Katarzynadoświadczała właśnie takiego rodzaju upojenia.
Kładąc Katarzynę na poduszkach, kapitan podniósł na chwilę głowę iutkwił w kobiecie płonące i dumne spojrzenie.
- Pozwól mi się kochać! Przy mnie zapomnisz o smutku i łzach!
Dam ci tyle miłości, że...
Katarzyna nie pozwoliła mu skończyć, gdyż ogarnięta jakąś dziwnągorączką przywarła ustami do ust Maclarena, przyciągając go do siebie.
Nagle stał się jedyną rzeczywistością w jej koszmarnym świecie, ciepłąrzeczywistością, której pragnęła się uczepić ze wszystkich sił. Spleceniopadli na posianie, nie troszcząc się o cały świat w oczekiwaniunadchodzącej rozkoszy. Katarzyna pragnęła całkowitego unicestwienia,poddania się woli silniejszego. Zamknęła oczy...
Jednak to, co nastąpiło po chwili, znowu sprowadziło ją brutalnie wjej koszmarny świat, z którego na krótką chwilę wyrwał ją Maclaren.
Usłyszała jego straszny krzyk, który odbił się bolesnym echem w jejgłosie, potem obejmujące ją ciało mężczyzny wyprężyło się wkonwulsjach, oczy wyszły mu z orbit, a z ust buchnęła krew.
Katarzyna z okrzykiem zgrozy uniosła się na posłaniu, instynktownienaciągając na siebie całą pościel. Wtedy zobaczyła stojącego obok posłaniaWaltera, którego oczy wyglądały jak oczy szaleńca. Jego ręce zwisałynieruchomo wzdłuż tułowia. W plecach Maclarena tkwił topór.
Przez chwilę Katarzyna i Walter przyglądali się sobie w milczeniu,jakby widzieli się po raz pierwszy. Przerażenie sparaliżowało Katarzynę.
Twarz olbrzyma, wyrażająca bezlitosne okrucieństwo, zmieniona była niedo poznania. Nie panował nad sobą i Katarzyna widząc, że podnosi sweolbrzymie pięści, myślała, że i ją zabije, lecz nie uczyniła nic, aby siębronić, gdyż była do tego zupełnie niezdolna. Jej mózg pracował, leczciało było całkiem bezwładne.
Czuła się jak w koszmarnym śnie, w którym chce się uciekać przedniebezpieczeństwem, a nie można oderwać stóp od ziemi, chce siękrzyczeć, lecz żaden krzyk nie wychodzi z gardła...
Ręce Waltera opadły jednak bezwładnie i tajemne siły, które niepozwoliły Katarzynie się ruszyć, zniknęły. Odwróciła głowę i spojrzała natrupa Maclarena z pewną dozą zdziwienia i obawy. Jakież to łatwe iszybkie, śmierć... Zdążył ledwie krzyknąć, a w chwilę potem leży już bezczucia... mężczyzna, w którego ramionach omdlewała jeszcze paręchwil temu, nagle przestał istnieć! Powiedział: „Przy mnie zapomnisz",lecz nawet nie miał czasu, aby podporządkować ją swojej woli! Z trudemprzełknęła ślinę, po czym słabym głosem zapytała:- Dlaczego...?
- Ośmielasz się pytać? - przerwał brutalnie Walter. - Czy towszystko, co pozostało z twojej miłości do pana Arnolda? Jak możesz braćkochanka w dniu, w którym spotkałaś męża? I pomyśleć, że tak wysokocię oceniałem. Wyżej niż jakąkolwiek kobietę! A tymczasem cóż usłyszałem przed chwilą? Że mruczysz jak kotka w ramionach obcegomężczyzny!
Nagły przypływ gniewu przepędził resztki jej strachu. Ten człowiekbył mordercą, a sam stawał przed nią jak sędzia.
- Jakim prawem ośmielasz się mieszać do mojego życia? Czy dałamci takie prawo?
Uczynił jeden krok w jej stronę, rzucając złe spojrzenie i zaciskającpięści.
- Zostałaś oddana pod moją opiekę i do ostatniej kropli krwi,ostatniego tchnienia będę cię bronił. Ja sam zabiłem w sobie miłość dociebie i nieokiełznane pożądanie, jakie we mnie wzbudzałaś, gdyż miłośćtwoja i pana Arnolda wydawała mi się zbyt czysta, zbyt piękna. Musiałemwszystko poświęcić, aby osłonić tak wielkie uczucie!
- I co mi teraz zostało z tej miłości? - krzyknęła Katarzyna, niepanując nad sobą. - Jestem sama, na zawsze sama, nie mam męża, nie mammiłości. . Nie dalej jak wczoraj Arnold odepchnął mnie!
- Zrobił to, umierając z żalu, że nie może wziąć cię w ramiona!
Kocha cię tak mocno, że nie mógł dopuścić do tego, abyś i ty gniła zażycia podobnie jak on! A ty, nędzna kobieto, zauważyłaś tylko to, że cięodepchnął! I co uczyniłaś? Rzuciłaś się w ramiona pierwszego lepszego?
Dlatego, że idzie wiosna i poczułaś zew natury jak jakieś zwierzę? Jeślipotrzebny był ci mężczyzna, nic więcej, to dlaczego wybrałaś tegoobcokrajowca o zimnych jak lód oczach, dlaczego nie mnie?