Konetabl wyszedł na spotkanie Katarzyny. Ukłoniwszy się, podał jejdłoń i wyszeptał:- Witaj wśród nas, pani de Montsalvy! Jesteśmy szczęśliwi, widząccię żywą i zdrową. Wiele wycierpiałaś dla naszej sprawy! Twój małżonekbył jeszcze taki młody, kiedy walczył u mego boku pod Azincourt*, alejego waleczność była dla innych przykładem. Kochałem go jak syna iopłakuję jego śmierć!
* Bitwa pod Azincourt, stoczona 25.10.1415 r., była jednym z ważniejszych starć wojny stuletniej. Doszło do niej w pobliżu miasta i zamku Azincourt (północna Francja), gdzie maszerującym z Normandii w kierunku portu Calais wojskom angielskim króla Henryka V zastąpiła drogę znacznie silniejsza armia Karola VI. Akcja sztuki „Henryk V" Williama Szekspira toczy się wokół tej słynnej bitwy. Katarzyna ujrzała w pełnym świetle twarz bretońskiego księciapooraną dawnymi szramami i parę jasnoniebieskich, szczerych oczu nadalwzbudzających zaufanie, jak wtedy, kiedy ujrzała go po raz pierwszy, wdniu jego zaręczyn z siostrą Filipa Burgundzkiego. Ten człowiek miał cośz niewzruszoności muru i z czystości ostrza szpady. Katarzyna uśmiechnęła się i położyła dłoń na jego dłoni.
- Panie, twoje przywitanie wzruszyło mnie bardziej, niźli mogłabymto wyrazić. Proszę cię, abyś rozporządził moją osobą tak samo, jakrozporządzałbyś moim ukochanym mężem, gdyby Bóg raczył mi gozostawić. Nie żądam niczego na tym padole, chcę tylko jednego - pomścićArnolda i oddać memu synowi to, co mu się należy.
- I tak się stanie, pani! Chodźmy! Ramię w ramię podeszli do tronu,gdzie czekała na nich królowa.
- Pokłoń się, moje dziecko, wielebnemu biskupowi i usiądź tutaj rzekła, wskazując Katarzynie aksamitną poduszkę leżącą na stopniu.
Kiedy Katarzyna usiadła, przystąpiono do prezentacji obecnychpanów. Oprócz Piotra de Brezego, który nie spuszczał z niej oczu, był tupan de Chaumont, małżonek młodej Anny, brat Anny, Jan de Bueil,Ambroży de Lore, Pregent de Coetivy, przyjaciel konetabla, wreszcie zboku skromnie wyglądający koniuszy Richemonta, Tristan Eremita.
Wszyscy młodzi, oprócz konetabla, który zbliżał się do czterdziestki. Pokolei każdy z nich złożył pocałunek na dłoni Katarzyny, a pan de Brezedorzucił jeszcze wymowne spojrzenie, od którego Katarzyna zaczerwieniłasię po czubek głowy. Odpowiedziała na nie surowym spojrzeniem iodwróciła głowę.
Głos zabrała królowa.
- Mości panowie! Teraz jesteśmy w komplecie, gdyż nie możemyliczyć na przybycie kapitanów La Hire'a i Xaintrailles'a, którzy walczą wPikardii. W czasie poprzedniego zebrania we wrześniu w Canneszawiązaliście spisek mający na celu usunięcie de La Tremoille'a. Niemuszę przypominać wam jego niecnych uczynków. Nie dość, że wydałJoannę d'Arc, że wprowadził terror w królestwie, że doprowadził króla donędzy, podczas gdy sam się wzbogaca, nie dość, że zrujnował i wrzucił dolochu najlepszego spośród nas, Arnolda de Montsalvy'ego, nie dość, żewydał Anglikom miasto Montargis należące do pani de Richemont, żewszczął wojnę na naszych ziemiach i że kazał puścić z dymem ispustoszyć swojemu sługusowi, Villi-Andradzie, Owernię, Limousin iLangwedocję, ten człowiek ośmiela się przeciwstawić próbom pojednania,których podjęliśmy się wraz z księciem Burgundii! Od ponad roku legatpapieski, kardynał de Sainte-Croix Mikołaj Albergati, naradza się zwysłannikami Burgundii, jak doprowadzić do zawarcia pokoju, a co w tymczasie robi La Tremoille? W październiku napada na Dijon i usiłuje doprowadzić do zamordowania księcia Filipa, odwodzi go od ugody zAnglikami! To nie może dłużej trwać! Nigdy nie uda nam się wypędzićAnglika i doprowadzić do pokoju w królestwie, dopóki wielki szambelanbędzie trzymał króla w swoich szponach! Panowie! Przysięgliście, żeFrancja się go pozbędzie! Słucham, co macie mi do zaproponowania!?
Kiedy królowa skończyła, zapanowała głęboka cisza. Katarzynawstrzymała oddech, rozważając usłyszane słowa. Zrozumiała, w jakimoddaleniu od tych wszystkich wydarzeń żyła dotąd. Odkryła też, z pewnymzdziwieniem, że wiadomość o próbie zamordowania jej dawnego amanta,Filipa Burgundzkiego, nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Tak jakby tociało innej kobiety, a nie jej własne płonęło wtedy w ramionach pięknegoksięcia.
Tymczasem oczy zebranych skierowały się na konetabla, który zespuszczoną głową i skrzyżowanymi na piersi ramionami trwał w głębokimzamyśleniu. Ciszę przerwał osiemdziesięcioletni biskup. Jego drżący głoszabrzmiał jak pęknięty dzwonek.
- Dwa razy już, wielmożny konetablu, usunąłeś od króla jegoniegodnych faworytów. Czyż miałbyś się zawahać teraz, kiedy trzeba touczynić po raz trzeci? Czymże różni się pan de La Tremoille od Piotra deGiaca, którego kazałeś wsadzić do wora i wrzucić do rzeki, albo od panaCamusa de Beaulieu, któremu kazałeś poderżnąć gardło? Dlaczego więcLa Tremoille ciągle jest przy życiu?
- Dlatego, że ten szakal potrafi się strzec. Ciągle ma się na baczności,gdyż wie, że jest znienawidzony. Przysięgliśmy, że zginie, lecz nie jest torzecz łatwa...
- Nie rozumiem, co was jeszcze powstrzymuje. To prawda, żyjesz zdala od dworu. Ale masz dosyć oddanych ludzi!
- La Tremoille otacza się tylko zaufanymi ludźmi, a król, którego nieodstępuje ani na krok, jest jego najlepszym strażnikiem - przerwałRichemont. - Od początku lata zamknęli się razem w fortecy w Amboise.
Nie, to nie chęci nam brak, lecz środków!
Na takie dictum biskup zerwał się na równe nogi, nie mogącopanować wzburzenia.
- Wprawny łucznik trafi do każdego celu! Kiedy La Tremoillewychodzi. .
- On nigdy nie wychodzi! Jest taki gruby i ciężki, że żaden koń niejest w stanie go udźwignąć. Podróżuje w zamkniętej karocy, otoczonystrażnikami, i nawet w nocy nie zdejmuje kolczugi.
- Uderzcie w nocy!
- On nie korzysta z królewskich apartamentów, które uważa zaniepewne. Na noc zamyka się w wieży, gdzie strzeże go pięćdziesięciuzbrojnych ludzi.
- A więc trucizna do posiłku! Richemont westchnął.
- Dania, które spożywa, i wino próbuje najpierw trzech oficerówkrólewskich - odpowiedział ponuro przyjaciel Richemonta, Pregent deCoetivy.
Pan de Bueil krzyknął ze złości, zerwał z nosa okulary i cisnął nimi oposadzkę.
- Czy tylko tyle masz nam do powiedzenia, panie konetablu? Czyprzyznajesz się do swej niemocy, a może pan de La Tremoille jest diabłemwcielonym? Na rany Chrystusa! Toż to człowiek z krwi i kości, otoczonyludźmi słabymi i przekupnymi, którzy sprzedadzą swoje przywiązanie zagarść złota!
- Ja osobiście strzegę się przywiązania, które można kupić, wielebnybiskupie. Potrzebny nam jest człowiek nie tylko zdolny do poświęcenia,ale i gotowy poświęcić swoje życie, gdyż trzeba uderzyć prawie że naoczach króla, a śmiałek nie wyjdzie z tego żywy. A więc, panowie, któryspośród was gotów jest wbić swój sztylet w gardło La Tremoille'a i umrzećnatychmiast od ciosów strażników?
Na pytanie konstabla odpowiedziała głęboka cisza. Rycerzespoglądali na siebie z zakłopotaniem. Serce Katarzyny napełniło sięgniewem. Byli wśród nich najdzielniejsi z dzielnych, a jednak żaden z nichnie wystąpił do przodu, każdy pragnął walczyć w blasku dnia, w chwale iszczęku broni, wśród łopotania chorągwi, lecz zabijać w cieniu, uderzyć zzasadzki po to, aby zginąć pod ciosami służby, tego ich duma nie mogłaznieść. A może nie ucierpieli wystarczająco od La Tremoille'a? Inaczejniczego bardziej by nie pragnęli niż jego głowy, i to za każdą cenę!
Ich zamki nie spłonęły, ich nazwiska nie zostały zbrukane i żaden znich nie utracił najdroższej sercu istoty!