Długie palce mistrza pieściły delikatnie włosy Katarzyny. Masującjej płową głowę, mówił sam do siebie:- To prawdziwa zbrodnia, żeby czernić tak jasne, błyszczące włosy,ale nie zaszkodzi to urodzie pięknej pani. Będzie jeszcze bardziejpociągająca...
- A czy ten czarny kolor wyblaknie również? - spytała Katarzyna.
- Niestety, nie! Włosy muszą odrosnąć i stopniowo można będzieprzycinać czarne końce.
- Ja się tym zajmę! - rzuciła Sara.
Katarzyna powstrzymała westchnienie. Nie żeby żałowała nowegopoświęcenia, nie! Ale myśl, że będzie musiała obciąć włosy, była dla niejprzykra.
Przez całą godzinę trzymała na głowie balsam, którego wyziewypaliły jej oczy i skórę. Aby ją rozerwać, Wilhelm wziął w ręce wiolę idelikatnie trącając struny, zanucił półgłosem:Drży ostatni liść Jesień żniwo zbiera U cmentarza bram Zimne serce me... Piosenka była smutna, muzyka łagodna, a mały człowieczek oddawałsię swej muzie zupełnie. Katarzyna zapomniała o całym świecie. Tristan iSara siedzieli zasłuchani. Kiedy przebrzmiały ostatnie tony, mistrzWilhelm odłożył wiolę na bok i rzekł:- Czasami wzywa mnie królowa, kiedy źle się czuje, i prosi, żebymjej zaśpiewał. Znam wiele ballad i pieśni z jej rodzinnej Aragonii. Lubiędla niej śpiewać, bo to szlachetna pani o wielkim sercu.
Mówiąc, usuwał balsam z włosów Katarzyny. Potem umył je ienergicznie wysuszył. Były kruczoczarne. Następnie wyjął z kuferka małezawiniątko, w którym znajdowały się długie, czarne pasemka włosów, izaczął upinać je we włosach Katarzyny, pokazując Sarze, jak należy torobić.
- Z wiekiem włosy rzedną, a ten fortel pozwala na zachowanie bujnejfryzury.
Potem nabrał trochę czarnej maści z małego srebrnego puzderka iposmarował nią brwi i rzęsy swej ofiary.
- Są ciemne i grube, ale trzeba je trochę przyczernić. Czy wiesz, pani,że bardzo ci w tym do twarzy? - spytał mistrz, podając Katarzynie małe,okrągłe lusterko.
Katarzyna spojrzała na swe odbicie i krzyknęła zaskoczona. To byłaona sama, a jednocześnie ktoś inny. Jej fiołkowe oczy w czarnej oprawierzęs i brwi zdawały się jeszcze bardziej niezgłębione, na opalonej twarzyusta zdawały się czerwieńsze, a zęby bielsze. Była inna, zniewalającofrywolna i niebezpieczna. Tristan przyglądał się jej, nie ukrywajączadowolenia.
- Nie oprze ci się! - stwierdził z przekonaniem w głosie. - Dobrarobota, mistrzu Wilhelmie! Weź to... i trzymaj język za zębami!
Podał mu pękatą sakiewkę, lecz, o dziwo, gospodarz odepchnąłwyciągniętą dłoń.
- Jak to, odmawiasz przyjęcia zapłaty za swój trud?
- Nie... nie, panie, lecz nie w taki sposób! - Odwrócił się w stronęKatarzyny, która nadal przeglądała się w lusterku. - Złota mam poddostatkiem, lecz... jeśli piękna pani pozwoli mi pocałować swą dłoń, będęsię czuł wynagrodzony stokrotnie.
Katarzyna, nie zastanawiając się i zapominając o obrzydzeniu, jakiew niej na początku wzbudził ten człowieczek, wyciągnęła w jego kierunkuobie dłonie.
- Dziękuję ci, mistrzu Wilhelmie! Oddałeś mi przysługę, której nigdynie zapomnę!
- Skromny zakamarek w najdalszym zakątku twej pamięci uczyni zemnie najszczęśliwszego z ludzi! I znikome miejsce w twoich modlitwach. .
gdyż bardzo ich potrzebuję. - To mówiąc, wręczył Katarzynie małe,srebrne puzderko z czarną maścią, potem drugie, podobne, zawierającegęsty, czerwony krem i malutką flaszeczkę. - Czerwienią ożywisz swewargi. Córy bohemy mają ogień pod skórą, twoje usta zaś są zbyt blade.
We flaszeczce są mocne perfumy. Używaj ich z umiarem, gdyż jedna ichkropla wystarczy, aby rozpalić każdego mężczyznę!
* * *
Dochodziła północ, kiedy Katarzyna i jej towarzysze stanęli u bramzamku. Nie spotkali po drodze żywej duszy oprócz czarnego kota, który zprzeciągłym miauknięciem przebiegł im drogę, na co Sara przeżegnała siępośpiesznie.
- Zły znak... - wymamrotała.
Katarzyna postanowiła jej nie słuchać. Po opuszczeniu domu mistrzaWilhelma poczuła, że jest inną kobietą. Teraz musi przybrać jeszcze nowenazwisko. Katarzyną de Montsalvy stanie się na powrót po spełnionejzemście... Wtedy, za pomocą alkoholu etylowego, jak radził mistrzWilhelm, zetrze resztki makijażu, obetnie czarne włosy, które teraz wydałyjej się tak samo sztuczne jak pasemka dopięte przez mistrza, i wróci doOwernii, by żyć blisko ukochanego...
Kiedy wróciła do swego pokoju, zrzuciła odzienie i stanęła przeddużym polerowanym lustrem, w którym mogła zobaczyć całą swojąsylwetkę. Jej skóra była tak ciemna jak skóra Sary, a przy tym gładka idelikatnie połyskująca w świetle lampki oliwnej. Ciało wydawało sięszczuplejsze i bardziej sprężyste. Czerwone usta rozchylały się jak egzotyczna orchidea, a ciemne oczy błyszczały jak gwiazdy pod czarnymiłukami brwi.
- Prawdziwa z ciebie diablica - wyszeptała Sara.
- I dopóty będę diablicą, dopóki człowiek, którego nienawidzę, niezginie!
- A czy pomyślałaś o innych mężczyznach, których będzieszprzyciągać i przed którymi nie obroni cię teraz ani twoje nazwisko, anipozycja? Staniesz się tylko zwykłą Cyganką, którą można zgwałcić,powiesić albo spalić na stosie wedle gustu i upodobania, a zarazem istotąniebezpieczną, przeklętą.
- Wiem. I będę się bronić wszelkimi sposobami. Użyję wszystkichśrodków, aby dojść do celu!
- A czy oddasz się mężczyźnie, jeśli zajdzie taka potrzeba?
- Nawet samemu katu, jeśli los tak zechce! Nie jestem już Katarzynąde Montsalvy, lecz dziewczyną twojej rasy. I nazywam się... No, właśnie...
Jak mnie nazwiesz?
Sara zamyśliła się na chwilę, po czym oznajmiła:- Tchalai... To znaczy „gwiazda" w naszym języku... Dopóki jednaktam nie dotrzemy, będziesz dla mnie Katarzyną! Nie, nie podoba mi się towszystko!
Katarzyna odwróciła się i ze złością krzyknęła:- A myślisz, że mnie się to podoba? Ale nie zaznam spokoju, dopókinie pomszczę Arnolda, spalonych dóbr Montsalvy i mego syna! Inaczejmoje życie nie będzie nic warte!
* * *
Rankiem Katarzyna siedziała posłusznie na taborecie i poddawała sięzabiegom Sary, która przyczepiała jej sztuczne pasemka, kiedy zapukanodo drzwi. Na progu stanął Tristan Eremita. Zrobiwszy kilka kroków,znalazł się w kręgu światła padającego z okna na posadzkę. Był blady jakpapier i z ledwością mógł wymówić słowo.
- Co ci się stało? - zaniepokoiła się Katarzyna.
- Mnie nic... Ale tej nocy mistrz Wilhelm został zasztyletowany wswoim domu... Służąca odkryła ciało nad ranem, kiedy poszła go obudzić. .
przed śmiercią był torturowany...
Nastąpiła straszliwa cisza. Katarzyna poczuła, że słabnie, leczznalazła jeszcze dosyć siły, aby spytać:- Czy myślisz, że to przez nas?
Tristan nie odpowiedział, tylko opadł ciężko na taboret. Jego twarzpostarzała się nagle o dziesięć lat. Sara wlała trochę wina do kubka ipodała go Flamandczykowi.
- Pij, to ci dobrze zrobi.
Tristan wypił wino jednym haustem.
- Odpowiedz szczerze, czy to z powodu wykonanej pracy?
Tristan wzruszył ramionami.
- Kto to wie? Mistrz Wilhelm miał z pewnością nieprzyjaciół, gdyżzajmował się różnymi ciemnymi sprawkami. Niejedna dziewczynaoczekująca dziecka została przez niego uwolniona od kłopotu... Być możeto tylko zbieg okoliczności. .
- Jednak ty w to nie wierzysz?
- Uczciwie mówiąc, nie wiem. Chciałem się dowiedzieć, co w tejsytuacji postanowicie. Możecie zmienić decyzję, a w takim przypadkuzwołam radę na nowo. - Wstał z miejsca, lecz Katarzyna powstrzymała gojednym szybkim gestem.