Złączyła dłonie w błagalnym geście, a jej oczy napełniły się łzami.
Dzika twarz Fera nieco złagodniała.
- Chodź tu - rzekł spokojnie.
Katarzyna patrzyła na niego, nie rozumiejąc, o co chodzi. Wtedypowtórzył zdecydowanym tonem:- Chodź tu!
Ponieważ stała jak zaklęta, wyprostował się i chwyciwszy ją zaramię, przyciągnął do siebie tak, że upadła na kolana obok posłania.
Krzyknęła z bólu, lecz on wybuchnął śmiechem.
- Jak na kogoś, kto niczego się nie boi, masz dziwną minę. Alewiedz, że nie zrobię ci krzywdy. Posłuchaj mnie tylko, piękna pani... Jatakże jestem szlachetnie urodzony. Jestem księciem Egiptu, w moichżyłach płynie krew pana tego świata, zdobywcy, przed którym drżąkrólowie!
Jego ręka ślizgała się powoli wzdłuż nagiej ręki Katarzyny, szukająckrągłości ramienia. Widziała go teraz z bliska, dziwiąc się, że ma skórę takdelikatną, a oczy tak błyszczące. Pod dotknięciem jego ręki zrobiło się jejgorąco. Oczy Katarzyny zamgliły się, a ciało przeszyły palące dreszcze.
Nagle poczuła, że chciałaby, aby ręka pieszcząca jej ramię odważyła się nawięcej. .
Przerażona siłą swego pożądania chciała uciec, wyrwać się z uścisku,lecz na próżno.
- Czego chcesz? - spytała.
Fero przyciągnął ją do siebie tak blisko, że jego gorący oddech paliłjej usta.
- Jest tylko jeden sposób, abyś mogła uciec od moich ludzi, tylkojeden: nie pożąda się własności wodza. .
Katarzyny próbowała roześmiać się pogardliwie, lecz z przerażeniemusłyszała, że jej śmiech zabrzmiał fałszywie.
- A więc do tego zmierzałeś?
- Dlaczego nie? Żądanie moich ludzi jest prawdziwe. Dodam tylko,że jeżeli zależy ci na walce... ja także będę się bił o ciebie!
Fero przycisnął ją do swej piersi, pochylając się nad jej twarzą taknisko, że aż ustami musnął jej czoło.
- Przypatrz mi się dobrze, piękna pani. Powiedz, czym różnię się odtych możnych, dla których chowasz swe wdzięki? Wielki szambelan,któremu chcesz się oddać, jest tłusty, odpychający i stary, więc miłość jestdla niego trudną zabawą. Ja jestem młody, a moje ciało jest sprawne. Mogęcię kochać całymi nocami, nie odczuwając zmęczenia. Dlaczego więc niechcesz mnie wybrać?
Jego gardłowy głos podziałał na Katarzynę z taką siłą, że krew w jejżyłach zawrzała. Z niedowierzaniem odkryła, że nie ma ochoty się bronić,że chce słuchać tego głosu, że pragnie miłości. Uczucie, które niązawładnęło i które gotowe było rzucić ją w ramiona tego człowieka, byłotak gwałtowne i jednocześnie tak zwierzęce, że ogarnęło ją przerażenie.
Nagle zrozumiała, co Tereina dała jej do wypicia. To był eliksir miłości!
Diabelska mikstura, która miała pchnąć ją, zgodną i uległą, w ramionawodza Cyganów!
Wtedy z pomocą przybył jej nagły przypływ dumy. Z furią wyrwałasię z jego ramion i na kolanach cofnęła się w głąb wozu, próbującgorączkowo się podnieść. Odruchowo sięgnęła do paska, za który zawszezatknięty był sztylet Arnolda. Ale Cyganka Tchalai nie miała sztyletu przysobie i ręka Katarzyny zacisnęła się bezsilnie na kawałku materiału.
Podobny do wielkiego kota Fero patrzył na nią przekrwionymi oczami.
- Odpowiedz! - zagrzmiał. - Dlaczego nie chcesz mnie wybrać?
- Dlatego, że cię nie kocham! Dlatego, że brzydzę się tobą!
- Kłamiesz! Masz na to taką samą ochotę jak ja! Szkoda, że niewidzisz swych zamglonych oczu, i szkoda, że nie słyszysz swegourywanego oddechu!
Katarzyna, cała czerwona od gniewu, krzyknęła:- To nieprawda! To Tereina kazała mi wypić jakąś diabelskąmiksturę, a ty wiedziałeś o tym i liczyłeś na to! Ale nie będziesz mniemiał, ponieważ ja tego nie chcę!
- Tak sądzisz? - spytał ironicznie i jednym zwinnym susem był przyniej.
Wziął ją w ramiona. Próbowała się wyślizgnąć, ale ledwie mogłaoddychać.
- Zostaw mnie. . Rozkazuję, abyś mnie zostawił... Roześmiał się jejprosto w twarz.
- Twoje serce wali jak oszalałe, lecz jeśli rozkazujesz, abym cięzostawił, mogę usłuchać... Mogę również wezwać tamtych mężczyzn,którzy chcą się bić o ciebie, a ponieważ nie mam zamiaru stracić jednego znich z winy twoich wielkich oczu, przywiążę cię w tym wozie i wydam naich łaskę. Kiedy każdy z nich cię posiądzie, przynajmniej będą wiedzieli,czy mają dalej ochotę bić się o ciebie. Ja będę ostatni w kolejce... A więc,czy nadal rozkazujesz, abym cię puścił?
Katarzynie pociemniało przed oczami. Ten prostak ośmielał sięmówić o niej jak o rzeczy bez znaczenia, którą się pogardza po zdobyciu.
Zraniona w swej miłości własnej i przerażona groźbą błyszczącą w jegooczach, postanowiła ulec pragnieniu swego udręczonego ciała.
Jednocześnie poczuła przemożną chęć podporządkowania sobie tegobezczelnego dzikusa i uczynienia z niego swego niewolnika. Był to zresztąjedyny sposób, aby uniknąć najgorszego...
Nagle przestała się opierać. Fero, zaskoczony, że usta, których takpożądał, dotykają jego ust, przywarł do nich chciwie. Diabelski eliksirwyzwolił w Katarzynie wszystkie piekielne moce. Nie mogła walczyć zFerem, którego serce waliło przy jej sercu, a pod dotykiem jego rąk jejbiodra zaczynały wibrować. Zresztą nie dało się już zatrzymać miłosnegoszału Cygana, głuchego i ślepego na wszystko, co nie było ciałem kobiety,które trzymał w swym uścisku.
Katarzyna zamknęła oczy i poddała się nadciągającej burzy.
Wczepiając się paznokciami w wilgotne od potu ramiona Fera, wyszeptała:- Kochaj mnie, kochaj z całych sił. . lecz wiedz, że nie wybaczę ci...
jeśli nie doprowadzisz mnie do szału.
Zamiast odpowiedzi Fero rzucił się na ziemię, pociągając ją wraz zesobą i spleceni oboje potoczyli się po twardej podłodze.
Przez całą noc szalała burza, wstrząsając wozami, wyginając drzewa,wyrywając dachówki. Ale Katarzyna i Fero niczego nie słyszeli.
Wielokrotnie odradzającemu się pożądaniu mężczyzny odpowiadałaszaleństwem nieskrępowana wstydliwością Katarzyna, oznajmiająckrzykiem gwałtowność rozkoszy.
* * *
Kiedy pierwsze podmuchy świeżości wilgotnego świtu wślizgnęłysię do wozu i dotknęły spoconych ciał obojga kochanków, Katarzynaprzebudziła się z głębokiego snu, w którym wraz z Ferem pogrążyła sięprzed paroma chwilami. Czuła śmiertelne znużenie, a w ustach gorycz jakpo wypiciu zbyt dużej ilości wina. Z trudem odsunęła bezwładne ciałoFera, nie budząc go, i wstała. Wokół niej wszystko zawirowało, nogi siępod nią uginały i czuła mdłości. Na skroniach wystąpiły kropelki zimnegopotu i na chwilę zamknęła oczy. Po omacku odszukała swoją koszulę,włożyła ją z wielkim wysiłkiem i wyszła z wozu.
Deszcz przestał już padać, lecz nad rzeką ciągnęły się długie pasmamgły. Wszędzie ścieliły się połamane gałęzie. Nagie stopy Katarzynyzagłębiły się w gęstym błocie.
Po zrobieniu kilku kroków zauważyła, że przy jednym z wozów czaisię jakaś postać. Była to Tereina. Na jej twarzy malowało się zwycięstwo.
Na ten widok Katarzyna zapałała gniewem. Rzuciwszy się na Cygankę,chwyciła ją za czerwony szal.
- Co dałaś mi do wypicia? Odpowiedz natychmiast! Rozkazuję ci!
W natchnionym uśmiechu Tereiny nie było ani cienia strachu.
- Wypiłaś miłość. . Dałam ci do wypicia najsilniejszy z moicheliksirów miłości, aby twe serce rozgorzało w płomieniu, który trawiłmego brata. Teraz należysz do niego... i będziecie razem szczęśliwi. Terazjesteś moją prawdziwą siostrą!
Katarzyna z westchnieniem wypuściła z rąk czerwony szal.