- Zamilcz, na miłość boską!
- Nie będę dłużej milczała! Przeciwnie, powiem tym kobietom,wykrzyczę im. .
- Zamknij się wreszcie! Zrozum, że ryzykujesz życie... jeśli siędowiedzą, że nie chcesz się bić!
- A jutro, czy nie będę ryzykować życiem? Przecież ona mnie zabije!
- Tak, wiem, ale uspokój się. Mam pewien pomysł. Kiedy wszyscyzasną, ja spróbuję wydostać się z obozu i pobiegnę do oberży, abyzawiadomić pana Tristana. On z całą pewnością potrafi cię uratować. Alezaklinam cię, nie daj znać po sobie, że się boisz! Moi bracia nieprzebaczają tchórzostwa. Przegnaliby cię, smagając biczami, skazaliby naśmierć głodową.
Oczy Katarzyny zogromniały z przerażenia. Miała wrażenie, żewokół niej zaciska się diabelska pułapka i że o własnych siłach nigdy nieuda się jej z niej wydostać. Sara wyczuła jej przestrach i przytuliła ją.
- Odwagi, maleńka! Mistrz Tristan i ja wydostaniemy cię z opresji.
- Byłby czas, żeby się wreszcie pojawił - powiedziała Katarzyna zurazą. - I pomyśleć, że miał czuwać nade mną z bliska.
- Przypomnij sobie, że miał wkroczyć do akcji tylko w razieniebezpieczeństwa.
Sara rozejrzała się ostrożnie. Dwie stare Cyganki spały jak zabite.
Jedynie Tereina czuwała, siedząc przy lampce oliwnej, w czerwonymkocu; wpatrywała się w płomyk niewidzącymi oczami, podobna dolunatyczki i nieruchoma.
- Teraz jest odpowiednia chwila - szepnęła. - Idę!
Ze zwinnością zaskrońca wyślizgnęła się cicho na zewnątrz, podczasgdy Katarzyna z ciężkim sercem, lecz z nadzieją pokładaną w starejprzyjaciółce, położyła się, aby się trochę przespać. Jednak sen nieprzychodził. Leżała z szeroko otwartymi oczami utkwionymi w dziurawejplandece, starając się uspokoić szaleńcze bicie serca... Cisza przygniatałają, więc w końcu, nie mogąc tego wytrzymać, zawołała cichutko:- Tereina, śpisz?
Mała Cyganka odwróciła powoli głowę i położyła się obokKatarzyny.
- Czego chcesz, siostro?
- Muszę wiedzieć, czy moja rywalka, Dunicha, jest zaprawiona wtakich walkach? Na co będziemy się bić?
- Na noże. I, niestety, nie jest to dla niej pierwszyzna. Nie ma lepszejniż ona. Walczy jak tygrysica. Już dwie kobiety, które podobały sięFerowi, zginęły z jej ręki.
Katarzyna słuchała z przerażeniem, coraz bardziej żałując, że dała sięzapędzić w ślepy zaułek. Jeżeli Tristan nie wkroczy do akcji, to Cyganka zcałą pewnością poderżnie jej gardło i nikt nawet nie kiwnie palcem. TakżeFero, zakochany w niej na zabój, nie mógł przeszkodzić temu szaleństwu.
Po prostu poddał się plemiennemu prawu. I, zapewne, po walce będzieszukał pociechy w ramionach zwycięskiej Dunichy.
- Jedyne, co mogę dla ciebie zrobić, to dać ci pewien narkotyk, którypodwoi twoje siły i twoją odwagę. A teraz musisz odpoczywać.
Katarzyna żachnęła się. Dosyć już miała aptecznych sztuczekTereiny, a w dodatku wcale nie chciało jej się spać. Cały czas myślała, byuciec, uciec jak najdalej od tych istot żądnych krwi, z którymi nieopatrzniepołączył ją los. Czuła się tak, jakby wpadła do gniazda żmij, które oplatałyją aż po szyję, a ona nie mogła wydostać się z ich kłębowiska. Dusiła się, aregularny oddech śpiących kobiet napawał ją złością. Miała ochotę wyć.
Nagle pomyślała, że jej życie było zbyt cenne dla spiskowców zAngers, żeby Tristan pozwolił jej tak głupio zginąć. Ale nawet ta myśl niepomogła jej na chwilę zmrużyć oka. Godziny ciągnęły się wnieskończoność, odmierzane okrzykami strażników na wieżach zamku.
Świt nie osłabił jej strachu, a Sary jak nie było, tak nie było! Co mogła takdługo porabiać w oberży? A może została pojmana?
W końcu jej znajoma twarz ukazała się w wejściu do wozu.
Katarzyna odetchnęła z ulgą.
- Nareszcie! Tak się bałam, że nie mogłam zasnąć.
- Wiedziałam, że będziesz się martwić, dlatego przyszłam, ale...
muszę tam wrócić...
- Wrócić?... Dlaczego?
- Tristan zniknął. . Zaginął dwa dni temu. Wyszedł z oberży i tyle gowidzieli. Przeszukałam już kawał miasta, aby się czegoś dowiedzieć.
Muszę go znaleźć przed zachodem słońca.
- A co będzie, jeśli go nie znajdziesz? - spytała Katarzyna, tłumiącstrach.
- Wolę o tym nie myśleć. Może trzeba będzie wyjawić, kim jesteś,ale wtedy ryzykujesz swoje życie i życie Fera, którego Cyganie oskarżą oto, że wprowadził do obozu obcą, czyli gadji.
- A co mnie obchodzi Fero? Nie chcę umierać dla niego! Czy nieprościej byłoby powiedzieć Dunisze, że nie mam najmniejszej ochotyzajmować jej miejsca i że z największą chęcią zrzeknę się Fera?
- Takim postępkiem obraziłabyś śmiertelnie wodza, który nie możesobie pozwolić na to, żeby ktoś okazał mu pogardę. Twój los byłby nie dopozazdroszczenia. Biczowanie... no i cała reszta.
Katarzyna krzyknęła gniewnie. Wszędzie jeżyły się przeszkody!
Znikąd ratunku! Wszystko skazywało ją na śmierć. A teraz żyć chciałabardziej niż kiedykolwiek, całą mocą swej młodości. Życie stało siędrogocenne, ponieważ chciano jej je odebrać.
- Muszę za wszelką cenę odnaleźć Tristana. Nie bój się! Wrócę,jeśli. .
Urwała w pół słowa, szybko musnęła ustami czoło Katarzyny iponownie zniknęła w porannej mgle. Katarzyna rwała się, żeby pobiec zaprzyjaciółką, lecz dzięki nadludzkiemu wysiłkowi woli nie uczyniła tego.
Gdyby uciekła, cały jej plan runąłby w gruzy, musiałaby powrócić doAngers i przyznać się, że się poddała, będąc tak blisko celu. A w dodatku...
przyjmując tę rolę, nie wiedziała, że trzeba będzie ryzykować życiem wielerazy. Należało zgodzić się z tym, że to właśnie ten pierwszy raz. . Nagłyprzypływ dumy postawił ją na nogi. Tak! Jeśli musi stanąć do walki nanoże, zrobi to! Nie cofnie się przed niczym! Poczuła wstyd z powoduswojego strachu. Żeby tylko nie myśleć o Michale, o tym, że może nigdywięcej go nie zobaczyć! Będzie myślała o ukochanym Arnoldzie, dla którego La Tremoille musi zginąć!
A jednak kiedy po niemającym końca dniu słońce zaczynało chylićsię ku zachodowi, a Sara ciągle nie wracała, ogarnęła ją panika. Pilnująceją kobiety nie wydawały się zdziwione tym, że Sara zniknęła. Tereina zełzami w oczach była wyrazicielką ich przypuszczeń:- Zły znak! Czarna Sara nie chciała patrzeć, jak umiera jejsiostrzenica.
Katarzyna w głębi serca zaczęła przyznawać jej rację. Jednakżekiedy nadeszła wyznaczona godzina i trzy kobiety zaprowadziły ją naumówione miejsce, zacisnęła zęby i z wysoko podniesioną głowąpostanowiła stawić czoło temu, co ją czekało. Tyle razy zaglądała śmierciw oczy, że nie mogła teraz odwrócić się do niej plecami.
Zanim wyszły z wozu, Tereina podała jej do wypicia zawartośćmałego dzbanuszka. Katarzyna wychyliła go bez wahania. Jeśli tamikstura, która miała dodać jej sił, okaże się tak samo skuteczna jak eliksirmiłości, będzie się bić jak lwica!
W miejscu gdzie zazwyczaj pracowali kowale, przygotowano polewalki, wielką pustą przestrzeń, wokół której zgromadzili się ludzie zplemienia, stojąc w ciszy nieruchomo na kształt miedzianych posągów. Napniu drzewa przykrytym skórami siedzieli Fero i stara phuri dai. Z drugiej strony widać było zbliżającą się Dunichę wraz ze strażniczkami. W środkupustego placu stał stary Cygan o imieniu Yakali, który był głównymdoradcą Fera. Miał na sobie coś w rodzaju opończy wykonanej zkolorowych kawałków materiału, opadającej aż do stóp. Na głowie, którawyglądała jak wyrzeźbiona w dębowym drewnie, nosił futrzaną czapkę,całą przeżartą przez mole, z wystającym z niej długim, czarnym piórem. Wkażdej ręce dzierżył sztylet.