Выбрать главу

- Litości, panie! - jęknęła Katarzyna. - Nie dotykaj mnie! Straszniemnie boli!

Przeczuwając coś złego, La Tremoille chwycił prześcieradło i cisnąłje na posadzkę. Ujrzał ciało posiniaczone, podrapane, pokryte zaschniętą iświeżą krwią. Szambelan poczerwieniał z gniewu.

- O, wściekły pies! Jak mógł okaleczyć ją w taki sposób, kiedy byłaprzeznaczona dla mnie? Zapłaci mi za to! Tak, tak, zapłaci!

Pomimo cierpienia Katarzyna patrzyła ze zdziwieniem na tę beczkęsmalcu, trzęsącą się z bezsilnej złości jak galareta. La Tremoille wziął jejzdziwienie za strach i z niezwykłą łagodnością przykrył jej nagie ciałojedwabnym prześcieradłem.

- Nie bój się mnie, maleńka! Ja ci krzywdy nie zrobię! Nie jestemtakim prostakiem i zbyt kocham piękno, aby używać go w sposób takbarbarzyński. Należysz do mnie, a ten brutal śmiał cię uderzyć, śmiał cięzranić, wiedząc, że masz przyjść do mnie dziś rano!

Katarzyna pomyślała, że najbardziej nie mógł znieść myśli, że Gillesośmielił się zniszczyć coś, co należało do niego. Z pewnością zachowałbysię podobnie w przypadku psa, konia czy jakiejś sztuki srebra... No cóż,należało to wykorzystać...

- Panie, czy mógłbyś przysłać tu jedną ze służących, aby opatrzyłami ramię? Bardzo mnie boli, a poza tym. .

- Oczywiście, moje dziecko, nie tylko przyślę służące, ale równieżsłużących. Zostaniesz przeniesiona do mnie, moja piękna Tchalai... totwoje imię, prawda? Zapewnię ci opiekę i sam będę czuwał, abyś szybkoprzyszła do siebie!

- A co z panem de Rais'em? - spytała nieśmiało.

W kąciku grubych, wilgotnych warg szambelana pojawił się złośliwygrymas.

- Więcej o nim nie usłyszysz! Do mnie nikt nie ma prawa wstępu, ontakże. Wie dobrze, że gdybym chciał, szybko zostałby odesłany do swejpustelni w Andegawenii!

Już miał wyjść, kiedy popychany niepohamowanym pożądaniem,położył swoją pulchną dłoń na udzie Katarzyny rysującym się podprześcieradłem.

- Im szybciej wyzdrowiejesz, malutka, tym szybciej uczynisz mnieszczęśliwym! Gdyż potem będziesz dla mnie miła, nieprawdaż?

- Jestem twoją sługą, panie... - wybełkotała - lecz tymczasem jestemtaka chora...

Szambelan niechętnie zdjął dłoń z jej uda, ale za to poklepał ją popoliczku.

- No, już dobrze, dobrze! Muszę zachować rozsądek! Za to potembędzie jeszcze przyjemniej!

Tym razem rzeczywiście wyszedł z pokoju, i to z szybkością, o jakąnigdy by Katarzyna nie podejrzewała podobnej góry mięsa. Trzasnęłydrzwi.

Nie mogąc zebrać myśli, Katarzyna zamknęła oczy, czekając, aż sięnią zajmą. Myśl o przeprowadzce do La Tremoille'a nie napawała jejstrachem. Nie mogło być nic gorszego od tej strasznej nocy spędzonej wszponach Gilles'a. A przecież o to jej chodziło: dostać się do jaskini wroga!

Po chwili do komnaty weszły dwie stare i pomarszczone jak phuri dai służące, które umyły Katarzynę, nabalsamowały jej rany i zawinęłybandażami. Przy tym nie wypowiedziały ani słowa. Obie były do siebiepodobne jak dwie krople wody, nosiły czarne suknie, przypominając wtym stroju posągi nagrobne, za to ich ręce były sprawne i delikatne. Potych zabiegach Katarzyna poczuła się znacznie lepiej, a kiedy chciała impodziękować, pochyliły się w ukłonie i do komnaty weszli służący z czymśw rodzaju noszy, na których stare służące umieściły Katarzynę ubraną wkoszulę i białą dalmatykę.

Cały ten pochód ruszył wąskimi schodami na górę. Wkrótce dotarliprzed drzwi strzeżone przez dwóch służących z płonącymi pochodniami.

Jeden z nich pochylił się, kiedy lektyka przesuwała się obok niego. Mimoliberii, mimo zapuszczonej brody i obfitego owłosienia Katarzynarozpoznała w nim samego Tristana Eremitę!

Nie starała się nawet domyślać, w jaki sposób tutaj się znalazł.

Ogarnęło ją dobroczynne uczucie ulgi; zamknąwszy oczy, dała się unieśćw kierunku swego nowego więzienia.

Rozdział dziewiąty

Pani de La Tremoille

Przyjęcie, jakie zgotował wielki szambelan Katarzynie, pozwoliłodomyślać się, iż przywiązywał wielkie znaczenie do jej osoby.

Wprowadzono ją do przytulnego pokoju znajdującego się w małejwieżyczce przylegającej do jego apartamentów. Główne miejscezajmowało w nim wielkie łoże z zasłonami z czerwonej serży. Katarzynazostała ostrożnie ułożona na miękkich materacach i pozostawiona podstrażą dwóch starych służących, bliźniaczek, które czuwały nad nią, stojąccicho i nieruchomo obok wielkiego łoża.

Katarzyna wkrótce odkryła powód ich milczenia. Obydwie byłynieme. Dawno temu obcięto im języki w celu zapewnienia sobie ichcałkowitej dyskrecji. La Tremoille powiedział Katarzynie, że sąGreczynkami, nie wyjawiając jednak, w jaki sposób te kobiety dostały sięz targu niewolników w Aleksandrii na dwór króla Karola VII. Wielkiszambelan wygrał je w szachy od księcia miasta Orange. Od tamtej chwiliChryssoula i Nitsa, bo takie nosiły imiona, służyły mu wiernie,uczestnicząc we wszystkich jego ciemnych sprawkach. Zawsze pilnowałykobiet, które sprowadzał sobie ich pan. Były do siebie tak podobne, żenawet po upływie pięciu dni Katarzyna nie była w stanie odróżnić jednejod drugiej.

Jednak ciągła ich obecność zaczynała ją drażnić. Sto razy wolałabysamotność od tych cichych postaci z kamiennymi twarzami, w którychjedynie oczy zdawały się żyć... W dodatku radość z nieoczekiwanegospotkania z Tristanem w przebraniu służącego minęła. Bardzo na toliczyła, że ten wkrótce ją odwiedzi, ale od kilku dni oprócz La Tremoille'ażaden mężczyzna nie przekroczył progu jej pokoiku. Wydawało się, żetylko Greczynki mają prawo w nim przebywać.

Szambelan odwiedzał ją dwa razy na dzień, traktując swego więźniaz niezwykłą uprzejmością. Dla Katarzyny było to trudne do wytrzymania,gdyż nie tylko musiała odpowiadać mu równie uprzejmie, ale na dodatek,jak przystało na biedną Cygankę, z pokorą i uniżonością. Zmuszała się dopozostawania w łóżku i udawania, że jest bardziej chora, niż była wrzeczywistości, tak bardzo bała się chwili, w której szambelan zażąda, abybyła dla niego „miła". Na myśl o cielesnym kontakcie z tym tłuściochemrobiło się jej niedobrze. Pragnęła jego zguby całą siłą swej nienawiści.

Pragnęła pomścić Arnolda i zemścić się za to, że doprowadził ich rodzinędo ruiny.

Toteż wysiłek, z jakim musiała ukrywać swoje prawdziwe uczucia iuśmiechać się do swego najgorszego wroga, był nadludzki. W tym celubez przerwy wyobrażała sobie tę chwilę, w której szambelan będzie wił sięu jej stóp, zdany na jej łaskę i niełaskę. Tę chwilę, o której śniła przezwiele miesięcy. Tylko wtedy znajdowała w sobie przypływ nowej energii.

Ale po tamtej diabelskiej nocy spędzonej z Gilles'em de Rais'em przysięgłasobie jedno: nawet gdyby jej misja się nie powiodła, nawet gdyby nieudało się jej zwabić La Tremoille'a do Chinon, nigdy nie odda się temupotworowi. Jeżeli nie uda się jej trzymać go na odległość przed wyjazdemz Amboise do Chinon, była zdecydowana po prostu go zabić, nawet gdybysama miała potem zginąć.

Żeby jednak zadać śmiertelny cios, potrzebna była broń. Liczyła naTristana, że ją dostarczy... lecz Tristan się nie pokazywał.

Wszystkie te myśli kłębiły się w głowie Katarzyny przez długiegodziny, jakie przyszło jej spędzić w łożu z czerwonymi zasłonami.

Odgłosy dochodzące z zamku, nawoływania strażników, zmiany straży,krzyki służących, odgłosy końskich kopyt były jedynymi jej rozrywkami.

A jednak ten przymusowy odpoczynek miał swoje dobre strony. Katarzynaszybko przychodziła do siebie i odzyskiwała siły.