Ale pani de La Tremoille przede wszystkim kochała złoto. Katarzynaprzypomniała sobie dawno opowiedzianą jej historię, jak to ongiś, gdy wśrodku nocy żołnierze przyszli aresztować jej pierwszego męża,diabolicznego Piotra de Giaca, hrabina nie troszcząc się o niego,wyskoczyła z łoża jak ją Pan Bóg stworzył i w tak skromnym odzieniugoniła złodziei rozkradających złote naczynia.
Po chwili Katarzyna była gotowa. Do paska przytroczyła sobiemieszek, a sztylet ukryła w bluzce. Narzuciwszy pelerynkę na ramiona,otworzyła drzwi i rzuciła zdecydowanym głosem:- Jestem gotowa!
Dwórka rozciągnięta w niedbałej pozie na poduszkachwyściełających ławę wstała i bez słowa skierowała się na schody,oświetlając drogę lichtarzem. Wkrótce przebyły dziedziniec oświetlonyiluminacjami z królewskich apartamentów.
Kiedy znalazły się w środku, Katarzyna odniosła wrażenie, że sąwewnątrz wielkiej muszli, w której ze wszystkich stron słychać odgłosyświęta. Zewsząd rozbrzmiewały śmiechy i okrzyki, nad którymi górowałydźwięki lutni i wiol. Setki łuczyw i olbrzymich świec rzucały jasne, ciepłeświatło. Przewodniczka prowadziła Katarzynę coraz wyżej. W końcupchnęła niskie drzwi, wprowadzając ją do niewielkiego pokoju, podobnegodo szkatułki, gdyż jego ściany pokryte były szczelnie zielonym welurem.
Na podłodze leżały grube, miękkie dywany. Pomimo ciepła panującego nadworze w kominku płonął ogień, rzucając na ściany długie cienie.
Pośrodku tego urządzonego z przepychem i wypełnionegodrogocennymi przedmiotami pomieszczenia stała pani de La Tremoille wotoczeniu dwórek. Niektóre z nich leżały leniwie na poduszkachrozrzuconych po podłodze, przygrywając na lutniach i pogryzającsłodkości. Piękna hrabina ubrana była w przeźroczyste, niebieskie jedwabie, które nie kryły jej obfitych kształtów, lecz to bynajmniej jej niekrępowało.
Katarzyna zauważyła, że jest niezwykle wzburzona, gdyżprzygryzała wargi i zaciskała nerwowo palce.
- Oto dziewczyna, jaśnie pani - rzekła przewodniczka Katarzyny.
Pani de La Tremoille wydała okrzyk zadowolenia, po czym,wskazując na drzwi, rozkazała:- Wyjdźcie wszystkie! I niech nikt mi nie przeszkadza pod żadnympozorem!
- Nawet ja? - spytała dwórka, która przyprowadziła Katarzynę, aktóra musiała być faworytą hrabiny.
- Nawet ty, Wioletto! Chcę zostać z nią sama! Masz czuwać zadrzwiami, żeby nikt nam nie przeszkodził. Wezwę cię, kiedy będziesz mipotrzebna.
Wioletta wyszła niechętnie, zamknąwszy drzwi, a wraz z niąpozostałe dwórki. Obie przeciwniczki, wielka pani i fałszywa Cyganka,zostały same, przypatrując się sobie badawczo. Katarzyna z dziką i typowokobiecą satysfakcją stwierdziła, że uroda jej rywalki nieco przywiędła.
Zauważyła zmarszczki w kącikach oczu i wokół ust i fioletowe podkowypod szarozielonymi oczami. Jej biodra i długie nogi okryły się tłuszczem, aciężkie piersi lekko obwisły. Piętno rozpustnego życia było aż nadtowidoczne. Katarzyna starała się nie ukazać radości, jakiej doznała na tenwidok. Tymczasem hrabina także rozbierała wzrokiem swą rywalkę.
- Na co czekasz, zamiast paść przede mną na kolana, dziewkonikczemna? - krzyknęła. - Czy twój sztywny kręgosłup nie pozwala cioddać hołdu twojej pani?
Katarzyna przygryzła wargi, oskarżając się o głupotę. Przez chwilębowiem zapomniała o swojej roli. Szybko pochyliła głowę i wyszeptała:- Przebacz, pani, prostej dziewczynie, ale zapomniałam przez chwilę,gdzie jestem. Moje oczy zostały oślepione. Myślałam, że znalazłam się nadworze królowej keshalyi, wróżek naszego ludu.
Ponura twarz hrabiny zabłysła zarozumiałym uśmiechem.
Komplement, chociaż wypowiedziany przez tak niegodną osobę, byłzawsze komplementem.
- Możesz wstać - powiedziała łaskawie - i usiąść na tej poduszce. To,co mam ci do powiedzenia, może trwać długo.
Wskazała na poduszkę leżącą na stopniach jej łoża. Katarzynaspełniła rozkaz, a hrabina wyciągnęła się na posłaniu. Przy tym niespuszczała oczu z przeciwniczki, taksując ją z natarczywością, która wkońcu stała się nieznośna. Po chwili, która wydała się Katarzynie całąwiecznością, hrabina zaczęła mówić:- Tak... Jesteś naprawdę piękna. Zbyt piękna! Nie wrócisz więcej dojaśnie pana. Mogłabyś być niebezpieczna na dłuższą metę, gdyż pan niepotrafi postępować z kobietami. W dodatku wyglądasz na inteligentną.
- Więc co się ze mną stanie? Jeżeli nie wrócę do pana, obawiam się,że...
- Niczego się nie obawiaj! Jeżeli będziesz mi dobrze służyć,zatrzymam cię przy sobie, a wtedy nic ci nie grozi. W przeciwnym razie...
Początek zdania zabrzmiał wystarczająco groźnie i Katarzyna nieprosiła o zakończenie. Pochyliła pokornie głowę, czekając, co dalejnastąpi.
- Spełnię twe rozkazy - odpowiedziała cicho.
Pani de La Tremoille nie spieszyła się z wyjawieniem dalszegociągu. Leniwie wyciągnęła nagie ramiona po puchar wina stojący nastopniu łoża i wychyliła go do dna, powoli smakując każdy łyk. Po czym,rzuciwszy w kąt opróżnione naczynie, nachyliła nad Katarzyną zaróżowioną twarz z błyszczącymi oczami.
- Powiada się, że istoty twego pokroju znają się na czarach, naprzepowiadaniu przyszłości i na przyrządzaniu tajemnych eliksirów. Mówisię, że potraficie sprowadzić nieszczęście, śmierć... a nawet miłość. Czyjest to prawdą?
- Być może... - odpowiedziała ostrożnie Katarzyna, domyślając się,do czego zmierza hrabina.
Przed nią pojawiła się pewna szansa.. Jeżeli ta zepsuta, rozpustnakobieta uwierzy w jej sztuczki i jej oddanie, może uda się doprowadzić jejplan do końca i zniszczyć hrabinę, a wraz z nią jej obmierzłego małżonka...
- A czy znasz - ciągnęła poufnym tonem hrabina - eliksirwywołujący miłość, który wlewa żar w żyły, każe zapomnieć o mądrości,o wstydzie, a nawet o wstręcie? Czy znasz taki napój magiczny, któryczyni człowieka powolnym drugiemu?
Katarzyna uniosła głowę, zmuszając się do spojrzenia w twarzrywalki. Przypomniała sobie chwile szaleństwa, jakie przeżyła wramionach Fera, i mijając się z prawdą, oświadczyła:- Tak, znam napój miłości, po którego wypiciu potrzeba miłości stajesię torturą pożerającą ciało, jeśli się jej nie zadowoli. Nie ma takiej kobietyczy mężczyzny, którzy mogliby się oprzeć jego sile!
Twarz hrabiny pojaśniała zwycięsko. Zerwała się nagle, pobiegła wdrugi kąt pokoju, otworzyła stojący tam kuferek i zanurzywszy w nim ręce,wyciągnęła z niego garście pełne złota.
- Patrz tylko, córo Egiptu! Całe to złoto będzie twoje, jeśli dasz miten napój!
Katarzyna potrząsnęła głową na znak dezaprobaty. Widząc jejpogardliwy uśmiech, hrabina wypuściła z dłoni klejnoty, które brzęcząc,opadły jak złoty deszcz na dno kufra.
- Nie chcesz? - spytała niedowierzająco.
- Nie! Złoto topi się i ulatuje na wietrze. O wiele bardziej cenna jesttwoja ochrona, pani. Daj mi twe zaufanie, pozwól mi służyć... a będę wzupełności wynagrodzona!
- Na głowę mej matki! Mówisz hardo, córo Egiptu, i podobasz misię! Jak cię zowią?
- Tchalai. To barbarzyńskie imię.
- Dziwne imię... Posłuchaj mnie, Tchalai! Podobasz mi się! Daj mieliksir, o który cię proszę, a nie będziesz żałować!
- Nie mam go przy sobie, pani. Abym mogła go sporządzić, musiszspełnić dwa życzenia.
Hrabina rzuciła się w jej stronę, chwyciła jej ręce i ścisnęła jekonwulsyjnie, pożerana jakąś tajemniczą pasją.
- Mów! Spełnię każde twe życzenie!