- Tchalai! Wróciłaś! A ja głupia myślałam, że już nigdy cię niezobaczę!
- Wróciłam tylko na chwilę, Tereino! I chcę rozmawiać tylko z tobą!
Muszę cię o coś prosić, a jak widzisz... jestem pilnowana!
Sierżant eskortujący Katarzynę patrzył nieufnie na śniade twarzeCyganów; ten cały ruch w obozie najwyraźniej mu się nie podobał, gdyżnie spuszczał dłoni z rękojeści szpady. Zdenerwowanie sierżanta musiałosię udzielić łucznikom, którzy wyciągnęli strzały z kołczanów i trzymali jew pogotowiu. Tereina patrzyła na te przygotowania z przerażeniem.
- Jaka szkoda! Miałam nadzieję, że przynosisz wiadomości od Fera powiedziała zawiedziona.
Pomimo groźnej postawy rycerzy Cyganie zbliżyli się do obydwukobiet na tyle, aby słyszeć, o czym rozmawiają. Jeden z nich krzyknął:- Właśnie! Gdzie jest Fero? Powiedz, co się z nim stało, bo jeśli nie...
- Uciszcie się! - przerwała Tereina z gniewem. - Zapomnieliście, żewedług prawa jest jego żoną?
- I że moi ludzie nie pudłują? - dodał sierżant. - Rozstąpcie się! Tejkobiecie nie może spaść włos z głowy... chyba żeby chciała uciec.
Co mówiąc, wyciągnął szablę. Cyganie cofnęli się, pokazując zębyjak zbite psy.
- Nie wiem, gdzie jest Fero - odparła Katarzyna. - Wczorajwidziałam się z nim na dziedzińcu. Był przebrany za wieśniaka. Strażwyrzuciła go za bramę.
- Ale wieczorem znowu poszedł do zamku. Wiedział, że odbędzie siębal, więc wziął ze sobą tresowanego niedźwiedzia. Liczył na to, że każąmu pokazywać sztuczki podczas balu. Niedźwiedź wrócił w nocy sam... ibył ranny...
- Przysięgam ci, Tereino, że nie wiedziałam, iż Fero wrócił dozamku! Co za nierozważny krok!
Tereina spuściła głowę. Po jej policzkach popłynęły łzy.
- Kocha cię tak bardzo. Chciał cię uwolnić za wszelką cenę...
Chciałabym wiedzieć, co się z nim stało. .
Zapłakane oczy małej Cyganki zmiękczyły serce sierżanta, którysłysząc to, wymamrotał:- Człowiek z niedźwiedziem? Został pojmany, kiedy przełaził przezokno w wieży. Bronił się jak lew, a jego zwierzę oszalało. Wywiązała sięszamotanina i niedźwiedź uciekł.
- A mój brat? A Fero?
- Został wrzucony do lochu i czeka go sąd!
- Po co sąd? - krzyknęła Katarzyna. - Został schwytany, kiedypróbował dostać się do wieży, zgoda. Ale czy to tak wielka zbrodnia, abygo trzymać w lochu i sądzić? Czy nie wystarczyło wyrzucić go za mury?
Twarz sierżanta spoważniała, a jego oczy stały się na powrót twarde.
- Był uzbrojony. Zabił jednego z naszych włóczników! Musi iść podsąd! A teraz dość tego! Załatw, co ci kazano, i wracajmy! Nie mamzamiaru sterczeć tu dłużej!
Tereina wybuchnęła szlochem. Zrozumiała równie dobrze jakKatarzyna, jaki los czeka Fera. Cygan zabił, a więc zostanie powieszony...
jeśli nie gorzej. Katarzyna pociągnęła za ramię małą przyjaciółkę, czując,że i jej zbiera się na płacz. Weszły obie do wozu, a rycerze stanęli na strażypo obu stronach wejścia.
Wiadomość o bliskiej śmierci Fera zabolała ją do żywego. Zakochałsię w niej do szaleństwa i przez tę jedną noc miłości zaryzykował dla niejżycie. A teraz musi oddać swe młode życie przez tę bezsensowną miłość. .
Trzeba byłoby coś zrobić, żeby go uratować! Jeśli przyniesie pani de LaTremoille upragniony eliksir, może zgodzi się ułaskawić Cygana. Aletrzeba było działać szybko.
Zdecydowanym ruchem chwyciła Tereinę za ramiona i potrząsnęładziewczyną gwałtownie.
- Przestań płakać i posłuchaj mnie! Muszę wrócić do zamku,spróbuję go uratować. Ale przedtem musisz mi dać pewną rzecz.
Tereina wytarła spuchnięte oczy, usiłując się uśmiechnąć.
- Wszystko, co mam, należy do ciebie, siostro. Czego ci potrzeba?
- Potrzebuję tego eliksiru, który mi dałaś tamtej nocy... przypominaszsobie? Powiedz, jak się go przyrządza. Życie nas wszystkich zależy, byćmoże, od tego napoju. Możesz mnie nauczyć, jak się go robi?
Tereina spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Nie wiem, w jakim celu prosisz mnie o ten eliksir, Tchalai, leczjeżeli twierdzisz, że życie ludzkie zależy od niego, nie będę stawiała ciżadnych pytań. Musisz jednak wiedzieć, że przygotowanie napoju trwadługo i że przepisu nie można nikomu przekazać. Aby go przyrządzić, niewystarczy wiedza, trzeba jeszcze mieć coś w rodzaju daru. W przeciwnymrazie nie będzie skutkował... Trzeba znać odpowiednie zaklęcia...
- Czy możesz mi go zrobić sama? - przerwała Katarzyna,niecierpliwiąc się. - To bardzo poważna sprawa. . i niezwykle pilna!
- Dużo ci tego trzeba? Na ilu osobach chcesz go wypróbować?
- Tylko na jednej!
- W takim razie mam to, czego ci potrzeba!
Tereina prześlizgnęła się na tył wozu, spośród leżących tamkolorowych strojów wyciągnęła małą, okrągłą flaszeczkę z kamionki iwłożyła ją ostrożnie w dłoń Katarzyny, zaciskając na swym skarbie palceprzyjaciółki.
- Masz. Przygotowałam go na twą noc poślubną. Jest więc twój. Zróbz nim, co zechcesz. Wiem, że użyjesz go w dobrym celu.
Katarzyna odruchowo objęła małą czarodziejkę i pocałowała ją woba policzki.
- Nawet gdyby coś złego przytrafiło się Ferowi, pozostanę na zawszetwoją siostrą. Chciałabym zabrać cię ze sobą, ale na razie nie mogę!
- I tak muszę tutaj zostać. Oni mnie potrzebują.
W tej chwili zniecierpliwiony sierżant rozchylił poły plandeki,wsadził głowę do wozu i krzyknął:- Dosyć tego gadania! Pośpiesz no się, kobieto! Muszę wypełniaćrozkazy!
Zamiast odpowiedzi Katarzyna jeszcze raz ucałowała Tereinę iwsunąwszy flaszeczkę do mieszka, zwinnym ruchem wyskoczyła z wozu.
- Jestem gotowa! Skończone!
Strażnicy otoczyli ją i cała grupa ruszyła z powrotem. Przechodzącwśród zgromadzonego plemienia, Katarzyna napotkała w tłumie wzrokDunichy i odwróciła głowę, nie mogąc znieść jadu nienawiści. Dunicha zpewnością uważała, że Fero został uwięziony z winy Katarzyny... i jejnienawiść była sto razy silniejsza niż tamtego dnia, kiedy miały walczyć nanoże o względy Fera...
Postanowiła być bardziej czujna; Dunicha miała wszelkie powody,żeby szukać zemsty.
Nagle odwróciła się, słysząc odgłos trąbek za sobą. Słońce stało jużwysoko. W jego promieniach Loara błyszczała, tocząc swe wody międzytrawiastymi brzegami. Na moście widać było wielki, kolorowy orszakzmierzający w stronę zamku. Rycerze w wojennych zbrojach, niepasującado nich grupa dam w jasnych strojach jadących na małych konikach, a wśrodku duża karoca z podniesionymi firankami. Wewnątrz dama cała wbiałych muślinach, mamka z niemowlęciem na ręku, dwie służące i trzydziewczynki w wieku od trzech do ośmiu lat. Oddział łuczników, paziowiei herold na przedzie, chorąży trzymający ciężki sztandar, na którymKatarzyna z bijącym sercem zobaczyła herb Francji, a obok niego herbAndegawenii.
Sierżant zaczął ją popędzać.
- Nie widzisz, że to królowa? - zapytał. - Żebyś nie zapomniałauklęknąć, kiedy nasza dobra pani będzie przejeżdżać!
Katarzyna postanowiła spełnić rzetelnie rozkaz sierżanta. Obawiałasię bowiem, że królowa - znana z doskonałej pamięci - rozpozna ją mimoprzebrania, że przypomni sobie jedną ze swych ulubionych dam dworu,która spędziła u niej wiele długich miesięcy.
Toteż kiedy królewska kawalkada wśród okrzyków radościmieszkańców Amboise przechodziła obok niej, Katarzyna szybko uklękła,skromnie spuściwszy głowę... tym bardziej że zauważyła nadciągającą odstrony zamku grupę panów na czele z Gilles'em de Rais'em, którzy mieliwładczynię powitać.